Sport

Z możnymi można zawalczyć

Rozmowa z Janem Urbanem, byłem reprezentantem Polski, trenerem Górnika Zabrze

Nico Williams i Lamine Yamal – dwie wielkie gwiazdy Euro 2024. Fot. ANP / Press Focus

Miesiąc temu kończyły się powoli mistrzostwa Europy na niemieckich stadionach. 9 lipca Hiszpania zagrała z Francją, a dzień później Holandia z Anglią. Był pan wtedy w domu Hiszpanii czy w domu w Polsce?

- Byłem trochę i w jednym, i w drugim miejscu. To, co mogłem oglądać, oglądałem. Poziom? Jak dla mnie to nie były zbyt ciekawe mistrzostwa. Spotkań, o których można byłoby powiedzieć, że są jakieś niesamowite emocje i poziom, za dużo nie było. A już po meczach grupowych mówiliśmy, że Hiszpania jest głównym faworytem do zdobycia tytułu, bo najlepiej się zaprezentowała.

Oprócz Hiszpanii która z reprezentacji zrobiła na panu największe wrażenie?

- Dobrze pokazali się Niemcy. Grali naprawdę dobrze, ale mieli pecha. W ćwierćfinale te dwa najlepiej grające zespoły, czyli gospodarze i Hiszpania, spotkały się ze sobą. Dla samych mistrzostw nie było to dobre. Gdyby nie trafili na siebie, to spokojnie mogliby się zmierzyć w bezpośrednim starciu w finale.

Inni?

- No cóż, Francja przepychała swoje spotkania, Anglia podobnie. Co do grup, to wiadomo, jak jest, zawsze pojawi się tam jakiś kopciuszek czy czarny koń, który będzie w stanie sprawić niespodziankę. Wspomnijmy choćby reprezentację Słowenii z naszym Erikiem Janżą, która dała radę wyjść z trudnej grupy. Czego mi zabrakło, to meczów, o których by się pamiętało. Ta intensywność też nie była taka, jakby się oczekiwało. Zakładaliśmy, że będą się rozkręcali, bo najpierw grupa, a potem te decydujące spotkania w fazie pucharowej. Nie było tak, bo później, w kolejnych fazach, było podobnie.

Czy to wynika ze zmęczenia zawodników trudnym sezonem? Tym najlepszym grania przecież w ciągu roku nie brakuje.

- Oczywiście, że tak! To była przyczyna tego, że takie reprezentacje jak Francja czy Anglia prezentowały się tak, a nie inaczej. Co do Hiszpanii to powiedzmy, że w zespole sporo było młodych ludzi żądnych sukcesów. Mam tutaj na myśli Lamine Yamala czy Nico Williamsa. To młodzi gracze, którzy – w przeciwieństwie na przykład do takiego Carvajala - nie przeżyli wcześniej takich wielkich imprez. Dla nich to było coś niesamowitego i widać było taką radość z gry, entuzjazm, jaki cechuje młodych i głodnych zawodników.

A sam system i sposób grania? Coś nowego dało się zauważyć? Zachowując oczywiście wszystkie proporcje, to w poprzednim sezonie w Górniku bazowaliście na szybkich skrzydłach, bo byli tacy gracze jak Ennali, Kapralik, wcześniej Yokota. W Hiszpanii teraz o wszystkim na bokach decydowali Yamal i Williams. To jakaś przyszłość, trend czy może przypadek?

Taki sposób gry pokazał, że jest to efektywne, że w dzisiejszej piłce pod względem taktycznym i organizacji gry zespoły – nawet te, które nie są wielkimi markami - są znakomicie zorganizowane, to szukamy czegoś, co zrobi różnicę. Kiedyś był to jeden zawodnik, napastnik, który w jednym turnieju był w stanie zdobyć sporo bramek. Teraz poszło to w inną stronę: drybling 1 na 1 na pełnej szybkości. To robi różnicę. Teraz tego "światła bramki" drużyny bronią bardzo dobrze. Trzeba mieć bardzo dużo jakości, żeby coś zrobić. Mówię tutaj o jakości, jaką miała Barcelona Guardioli czy też Luisa Enrique, które grały znakomicie w ataku pozycyjnym. Ale, kurczę, takich drużyn już nie ma. To coś, co trudno powtórzyć, bo to była perfekcyjna drużyna.

Na Euro byłem akurat na meczu Hiszpania – Albania, w którym trener Luis de la Fuente postawił na całkowicie rezerwowy skład, a różnicy w grze nie było widać.

- Różnie to bywa, że jak jest już pewny awans, to w tym trzecim meczu nie robi się zmian, albo odwrotnie, daje się odpocząć tym najlepszym. Tak zrobił trener de la Fuente. Dał odpocząć prawie wszystkim i wyszło mu to na dobre.

Z czego wynika siła Hiszpanów?

- W tym zespole znalazło się wielu zawodników z byłych kadr młodzieżowych. Selekcjoner de la Fuente przez lata ich przecież prowadził. Zna ich dobrze czy nawet bardzo dobrze, a po zawodnikach widać radość, chęć, entuzjazm i dążenie do zwycięstwa. Jeszcze pamiętając to, co zdobywali w tych kategoriach młodzieżowych, to wszystko powoduje, że masz wiarę, że jesteś w stanie powalczyć.

W kadrze mistrzów Europy była bardzo duża liczba piłkarzy z Kraju Basków, bo aż 9 zawodników – bramkarze Unai Simon i rezerwowy golkiper Alex Remiro, obrońcy Ayemric Laporte, Robin Le Normand. Do tego Nico Williams, Mikael Oyarzabal, Mikael Merino, Martin Zubimendi czy Daniel Vivian. To przypadek?

- Wielu z tych zawodników grało w kadrze U-21 z tym renerem, odnieśli sukcesy, a trener ma prawo w nich wierzyć. Z drugiej strony, wybór tych zawodników w Hiszpanii naprawdę jest spory. Ale jeśli jesteś trenerem i odnosiłeś sukces w rywalizacji z innymi świetnymi reprezentacjami, no to dlaczego masz tych zawodników nie powoływać i uzupełnić skład tymi bardziej doświadczonymi, jak Rodri, Carvajal czy Morata. To wszystko dobrze im zafunkcjonowało. Dzisiaj mówimy, że grali najlepszą piłkę i zdobyli mistrzostwo Europy. Niemcy jednak też grali dobrze i co teraz, gdyby był rzut karny za zagranie ręką Cucurelli? Może to Niemcy by przeszli dalej, a jakby tak było, to oni byliby faworytami do triumfu. W końcu wydawało się też, że Anglicy zdobędą to upragnione mistrzostwo, bo gonią je i gonią, ale im nie wychodzi. Wydawało się, że idą turniejowo, ale ostatecznie wygrała Hiszpania i patrząc na całość, to dobrze, że tak się stało.

Jak my na tym tle wyglądamy?

- Nie wymyślę tutaj nic mądrego. W reprezentacji trwa przebudowa, ona musi być. W tych mistrzostwach graliśmy różnie. Po pierwszym przegranym meczu z Holandią byliśmy zadowoleni, bo gra w wielu momentach mogła się podobać. W najważniejszym meczu - z Austrią - zawiedliśmy, a rywal na wygraną zasłużył. Mecz z wicemistrzem świata Francją zremisowany, ale już w grze dla nas o nic. Dobrze, że zdobyliśmy punkt, natomiast mentalnie to inna historia, bo grając z nimi, byliśmy już przecież poza turniejem. Były momenty dobre, ale reprezentację ocenia się po wynikach, a te były w ostatnim czasie, jaki były. Awansowaliśmy na Euro przez baraże jako ostatnia drużyna, a jako pierwsza pożegnaliśmy się z turniejem.

Przed meczami w Lidze Narodów jest jakaś niewiadoma. Najważniejsze, żeby zawodnicy grali w swoich klubach i Michał Probierz miał w kim wybierać.

Przed meczami w Lidze Narodów, a to już za niewiele miesiąc, bo 5 września gramy ze Szkocją. Można być optymistą?

- Jest to jakaś niewiadoma. Wiele zależy od tego, czy powołani zawodnicy będą grali w swoich klubach, czy będą tam ważnymi postaciami i czy będą w rytmie meczowym. Tylko wtedy będzie łatwiej. Na Euro pokazało się kilku młodszych zawodników, jak Kacper Urbański. To cieszy. Z przodu poza Robertem Lewandowskim też mamy piłkarzy, którzy potrafią strzelać bramki, bo jest Adam Buksa, jest „Świder”, jest Piątek i grać może ten, który jest w lepszej dyspozycji. Nie można zapomnieć o Arku Miliku. Można tam kogoś wybrać, jak w bramce. Największe problemy będą pewnie z linią obrony, bo w pomocy też są zawodnicy do wyboru. Zobaczymy, jak to Michał Probierz poukłada. Czasu wiele nie ma. Ważne, żeby Michał miał z czego wybierać, czyli z zawodników, którzy grają i są w dobrej formie. Jak się to dobrze poukłada, to można pograć, bo ta stawka w europejskiej piłce w ostatnim czasie się wyrównała, a pokazały to ostatnie mistrzostwa Europy. Nie można patrzeć, jak kto się nazywa. Pokazują to mecze, turnieje, że z tymi możnymi można zawalczyć, niespodzianek jest dużo, a tym faworytom jest coraz trudniej.

Rozmawiał Michał Zichlarz

               

BIAŁO-CZERWONI W LIDZE NARODÓW   

5 września, Portugalia – Chorwacja

Szkocja – Polska

8 września, Chorwacja – Polska

Portugalia – Szkocja

12 października, Polska – Portugalia

Chorwacja – Szkocja

15 października, Polska – Chorwacja

Szkocja – Portugalia

15 listopada, Portugalia – Polska

Szkocja – Portugalia

18 listopada, Polska – Szkocja

Chorwacja – Portugalia 

Jan Urban. Fot. Press Focus.