Bernd Schuster (z lewej) i Willy van der Kerkhof - wielkie gwiazdy ME 1980. Fot. uefa.com



Z lamusa


Belgijska niespodzianka

Szósty turniej o mistrzostwo Starego Kontynentu stał pod znakiem mizernej liczby bramek, małego zainteresowania fanów i „popisów” angielskich hooligans.  

 

Choć 6. czempionat o mistrzostwo Europy chciało zorganizować kilka krajów, bo oprócz zwycięskich Włochów były też Anglia, Grecja, Holandia i Szwajcaria, to jednak piłkarska jakość na stadionach w Rzymie, Neapolu, Turynie i Mediolanie nie porywała. Po raz pierwszy w finałowym turnieju wystąpiły nie 4, a już 8 reprezentacji. Tak będzie przez kolejnych 12 lat. Zwycięzcy grup zagrali w finale, a zespoły z drugich miejsc o brązowy medal. To już ostatni raz, kiedy taka sytuacja miała miejsce. Od ME 1984 meczu o 3. lokatę już nie będzie.


Chuligani w natarciu  

Otwarcie mistrzostw - w środę 11 czerwca 1980 - nie porwało. RFN po golu Karla-Heinza Rummenigge pokonała na Stadio Olimpico broniącą tytułu Czechosłowację 1:0, a Holandia w takich samych rozmiarach - po trafieniu Keesa Kista z „jedenastki” - uporała się z Grecją, która pierwszy raz znalazła się na dużym międzynarodowym turnieju. Oba mecze obserwowało niewiele więcej kibiców niż teraz w naszej ekstraklasie, bo odpowiednio 10 i 15 tysięcy To jeszcze nic w porównaniu do meczu Czechosłowacja - Grecja, na który przyszło… 3990 widzów!  

Otwarcie turnieju nie stało jednak pod znakiem słabej frekwencji, tylko tego, co wydarzyło się dzień później. W grupie 2 Belgia, która okazała się rewelacją imprezy, zremisowała w Turynie 1:1 z faworyzowaną Anglią, w składzie której byli tacy gracze, jak klasowi bramkarze Peter Shilton i Ray Clemence (dwa mecze bronił Clemence, a jeden Shilton), świetni rozgrywający Trevor Brooking, Ray Wilkins czy młody Glenn Hoddle, a także kapitan, słynny Kevin Keegan, który grał wtedy w czołowym europejskim klubie, Hamburger SV. Był też obrońca Viv Anderson, pierwszy czarnoskóry reprezentant „Synów Albionu”. To jednak nie wybrańcy selekcjonera Rona Greenwooda byli bohaterami. W tę rolę wcieli się angielscy hooligans, którzy potem na kontynencie otrzymali przydomek „animals”. Mecz z Belgią na starym Stadio Comunale w Turynie został w I połowie na kilka minut przerwany, policja użyła gazu łzawiącego, żeby uspokoić krewkich rozrabiaków. Ja z tamtego meczu pamiętam pułapki ofsajdowe „Czerwonych Diabłów”, którzy łapali w nie bezradnych rywali niemal na połowie boiska!          

Drużyna prowadzona przez legendarnego Guy Thysa, w której byli tacy piłkarze, jak Jean-Marie Pfaff, Eric Gerets, Jan Ceulemans czy napastnik Erwin Vandenbergh, po remisach z Anglią i Włochami, a także pokonaniu Hiszpanii 2:1 zajęła 1. miejsce w grupie 2 i sensacyjnie awansowała do finału. Do dziś jest to jedyny finał belgijskiej reprezentacji w finałach MŚ czy ME.



Koniec pomarańczowej ery

W drugiej grupie z 5 punktami triumfowała RFN. Bohaterem był Klaus Allofs. W spotkaniu z wicemistrzem świata Holandią, która pozbawiła gry w finałach biało-czerwonych, zanotował hat trick. Ówczesny napastnik Fortuny Duesseldorf został dzięki temu królem strzelców turnieju. O gola wyprzedził Zdenka Nehodę, Keesa Kista oraz swojego rodaka, bohatera finału, Horsta Hrubescha. Bramek we Włoszech padało bardzo mało, a średnia 1,92 do dziś jest jedną z najgorszych. Gorzej było tylko we Włoszech, tyle że 12 lat wcześniej, bo wtedy - tylko że w 5 grach - średnia wyniosła ledwie 1,4.

„Belgia - RFN w finale mistrzostw Europy” - obwieszczał na 1 stronie „Sport”, w wydaniu z czwartku 19 czerwca 1980. Nasz korespondent Paweł Wasielewski donosił… telefonicznie, bo taka była wtedy metoda przekazywania tekstów. „Reprezentanci Holandii, wicemistrzowie świata z Argentyny, wracają do kraju z pustymi rękoma! Fakt ów stanowi niespodziankę wielkiego kalibru, ale też „pomarańczowi” udowodnili na włoskich boiskach, iż era ich świetności minęła, a brak takich indywidualności jakimi byli Rensenbrink czy Neeskens okazał się brzemienny w skutkach. Czechosłowacy wiadomo, nie obronią tytułu, lecz dzięki remisowi z Holandią ubiegać się będą w sobotę w Neapolu o brązowy medal -pisał na podsumowanie rozgrywek grupowych red. Wasielewski.



Hrubesch, Schuster i spółka

W tym meczu o medal, jak 4 lata wcześniej, zn decydowały karne i znowu zwycięsko wyszli z nich nasi południowi sąsiedzi. Przy konkursie jedenastek znowu podszedł ich stały skład, czyi Masny, Nehoda, Ondrusz, Jurkemik, Panenka. Czechosłowacy wygrali 9-8 po pudle Collovatiego.

Finał zaczął się zdecydowanie lepiej dla wybrańców Juppa Derwala. Gwiazda tamtego Euro, fantastyczny Bernd Schuster, dla którego był to niestety jedyny wielki turniej w karierze, zanotował asystę przy pierwszym trafieniu Hrubescha. Po przerwie po faulu Stilike na uciekającym van der Elście prowadzący mecz Rumun Nicolae Rainea wskazał na karnego. Wykorzystał go van der Eycken. Ostatnie słowo należało jednak do Niemców Zachodnich, a konkretnie do świetnie grającego głową Hrubescha, który w 88 minucie trafił właśnie w ten sposób na 2:1 i pokonując Pfaffa dał RFN drugie mistrzostwo Europy. „Tym razem niespodzianki nie było” - pisał „Sport”.

„Nieoczekiwani finaliści mistrzostw Europy, Belgowie, nie sprostali piłkarzom RFN, którzy w przekroju całego spotkania byli lepsi. Zawodnicy RFN dość dobrze dawali sobie radę z defensywą Belgów, która sprawiła tyle kłopotów Włochom, Anglikom i Hiszpanom”.                   

Michał Zichlarz



BIAŁO-CZERWONI W GRZE

Jak cztery lata wcześniej, tak i przed ME 1980, przyszło nam rywalizować w jednej grupie z wicemistrzami świata, Holandią. Niestety, dla nas wszystko, jak w 1975 rozstrzygnęło się ponownie jednym punktem na korzyść „Oranje”, choć rywalizacja w grupie 4 trwała do ostatnich minut. Zaczęliśmy od planowych wygranych na wyjeździe z Islandią i we Wrocławiu ze Szwajcarią, pod koniec 1978 roku. Akurat z tymi przeciwnikami zdobyliśmy komplet 8 punktów, wygrywając wszystkie mecze po 2:0. Niestety, drużyna prowadzona przez porządnego szkoleniowca i - jak wszyscy zawsze podkreślali - życzliwego człowieka Ryszarda Kuleszę, potknęła się

na NRD. Najpierw w Lipsku przegraliśmy 1:2, żeby na Stadionie Śląskim zremisować tylko 1:1. Nie pomógł nam nawet korzystniejszy bilans gier z Holandią (2:0 i 1:1). Przed ostatnim meczem w naszej grupie, 21 listopada 1979, pomiędzy NRD a Holandią i tak byliśmy na 1. miejscu z 12 punktami, mając „oczko” więcej niż nasz wschodni sąsiad i wicemistrzowie świata. NRD po ponad dwóch kwadransach prowadziło dwoma bramkami i było w finałach ME, żeby potem pokpić sprawę i stracić trzy gole.

Dla nas najlepszymi strzelcami w eliminacjach byli Zbigniew Boniek i Roman Ogaza z 3 trafieniami. Najlepiej zapamiętano jednak kapitalne trafienie Wojciecha Rudego z kilkudziesięciu metrów w remisowym meczu w Amsterdamie. Po nim, w październiku 1979 roku, doszło do wielkiego skandalu. W drodze powrotnej, jak to wtedy bywało, dziennikarze wracali samolotem razem z piłkarzami. W pewnym momencie ci drudzy zaczęli... szczekać na żurnalistów! Z całej sprawy zrobiła się wielka afera. Poszła nawet skarga do prokuratury, ale skończyło się na naganach dla kilku graczy, w tym Zbigniewa Bońka i Grzegorza Laty.


MISTRZOSTWA EUROPY 1980 (11-22 CZERWCA, WŁOCHY)

Grupa 1: 1. RFN, 2. Czechosłowacka, 3. Holandia, 4. Grecja

Grupa 2: 1. Belgia, 2. Włochy, 3. Anglia, 4. Hiszpania

Mecz o III miejsce: Czechosłowacja - Włochy 1:1 (0:0, 1:1) rzuty karne 9:8

Finał: Belgia - RFN 1:2 (0:1)

Jedenastka mistrzostw: Zoff - Gentile, Scirea (wszyscy Włochy), Briegel, K. Foerster (obaj RFN) - Ceulemans (Belgia), Tardelli (Włochy), H. Muller, Schuster -Hrubesh, Rummenigge (wszyscy RFN).


Mistrzostwa na włoskich boiskach w 1980 stały pod znakiem małej ilości bramek, widzów, a także… niespodzianki z Belgii.