Z KOLARSKICH TRAS
◼ Szalony atak Duńczyka ◼ Polak znów miał pecha
◼ Szalony atak Duńczyka
Mads Pedersen z grupy Lidl wygrał po samotnej ucieczce 87. edycję klasyka Gandawa-Wevelgem. Belg Tim Merlier (Soudal Quick-Step) przyprowadził peleton, a trzeci był kolega z drużyny triumfatora Włoch Jonathan Milan.
Mistrz świata z 2019 roku 56 km przed metą podczas wspinaczki na Kemmelberg – jeden wielu krótkich, ale stromych podjazdów na trasie, zdecydował się na ucieczkę. Wypracował znaczną przewagę i utrzymał ją do końca. Peleton, w którym przyjechało 44 kolarzy, stracił 49 sekund. Tym samym Pedersen powtórzył sukces z 2024 i 2020 roku, gdy rywalizacja z powodu pandemii została przesunięta z marca na październik. Dzisiejsza wygrana była jego 50. w zawodowej karierze.
– Tak, to szalone. Długo nie mogłem być pewny, że moja ucieczka się powiedzie. Jestem bardzo szczęśliwy. Wiem, że dołączyłem do klubu, w którym są zawodnicy, którzy mają po trzy zwycięstwa w tym wyścigu (to Belgowie Robert Van Eanaeme, Rik Van Looy, Eddy Merckx i Tom Boonen, Włoch Mario Cipollini i Słowak Peter Sagan – przyp. gak). Zanotowaliśmy miejsca pierwsze i trzecie. To pokazuje, jak mocną jesteśmy drużyną – powiedział uradowany Mads Pedersen po wyścigu, który liczył ponad 250 km.
Gandawa-Wevelgem to kolejny belgijski wyścig najwyższej kategorii World Tour przed najważniejszym klasykiem w tym kraju – Dookoła Flandrii, który odbędzie się w najbliższą niedzielę. Tam Pedersen zmierzy się z również będącymi w tym sezonie w znakomitej formie Holendrem Mathieu van der Poelem (Alpecin) i Słoweńcem Tadejem Pogaczarem (UAE Team Emirates), którzy wczoraj nie startowali. Oj, będzie się działo!
W niedzielę na trasie z metą w Wevelgem rywalizowały także kobiety. Sprint z dużej grupy wygrała Lorena Wiebes (SD Worx). Dla holenderskiej sprinterki to już siódme zwycięstwo w tym sezonie, a trzecie w ciągu nieco ponad tygodnia, bo w poprzednią sobotę była najlepsza w Mediolan-San Remo, a w czwartek w Classic Brugge-De Panne. Wczoraj w belgijskim wyścigu wystartowało sześć Polek – najwyższe miejsce zajęła Kaja Rysz (Roland), która finiszowała na 10. miejscu.
◼ Polak znów miał pecha
Pagórkowaty odcinek, intensywny wysiłek. Nie mogę się doczekać kolejnych dni! – napisał najwyraźniej zadowolony z siebie Rafał Majka po drugim etapie wyścigu Settimana Coppi e Bartali, który kończył się podjazdem. Polak ukończył go w czołówce, ale następnego dnia z niej wypadł, bo złapał gumę, nie dogonił grupy i zanotował 10-minutową stratę, co wykluczyło go z walki o wysokie miejsce w klasyfikacji generalnej.
To już kolejna kolarska impreza w tym roku, na której 35-letni kolarz z Zegartowic ma pecha. Pod koniec stycznia na AlUla Tour w Arabii Saudyjskiej brał udział w kraksie, w której obił sobie prawą część ciała, a w połowie lutego zaliczył poważny upadek podczas Tour of Oman, z którego wyszedł z pokiereszowaną twarzą. Mimo to nie wycofał się z tych wyścigów. Ten zakończony w sobotę we Włoszech też ukończył, i to w dobrym humorze, ciesząc się z sukcesów kolegów z UAE Team Emirates – dwóch etapowych zwycięstw Australijczyka Jaya Vine'a i trzeciego miejsca w klasyfikacji generalnej Hiszpana Igora Arriety. Cały wyścig wygrał Brytyjczyk Ben Tulett (Visma).
(gak)