Z DRUGIEJ STRONY

Bogdan Nather

Pociąg do raju?

Dzisiaj wieczorem reprezentacja Polski będzie albo w raju, albo trafi do czyśćca. Takie mogą być konsekwencje wyniku, jakim zakończy się mecz biało-czerwonych z Austrią. W przypadku wygranej podopiecznych Michała Probierza wzrosną ich szanse awansu do fazy pucharowej turnieju w Niemczech, remis zredukuje je do minimum, zaś porażka sprawi, że wtorkowa konfrontacja z Francją będzie kolejną potyczką z gatunku honorowego rozstania z wielkim turniejem, klasycznym meczem na otarcie łez.

Nie będę prognozował przebiegu dzisiejszego spotkania w Berlinie, a tym bardziej nie odważę się wskazać konkretnego wyniku. Uważam bowiem, że w tym konkretnym przypadku jest to typowy mecz z serii „na dwoje babka wróżyła”. Cieszę się natomiast, że nasi przeciwnicy nie tracą pewności siebie, a zwłaszcza ich bramkarz Patrick Pentz. 27-letni golkiper stwierdził bez zająknięcia: „Nie boję się Roberta Lewandowskiego”. Nie oczekuję, że po czwartkowym spotkaniu zmieni zdanie, bo przecież „Lewy” nie torturuje fizycznie swoich przeciwników, nie straszy ich itp. Liczę jednak na to, że Pentz nabierze szacunku i respektu do kapitana biało-czerwonych. Napastnik Barcelony na pewno nie przestraszyłby w piekle diabła, ale swoją obecnością na boisku wysyła przeciwnikom sygnały alarmowe. Jeżeli pojawi się na murawie, nie musi łakomić się na gole, wystarczy, by „związał” austriackich obrońców i otworzył swoim kolegom z drużyny drogę do bramki przeciwnika.

Wczoraj reprezentanci Polski oraz sztab szkoleniowo-medyczny wyruszyli do Berlina pociągiem. Mieli do dyspozycji - na wyłączność - dwa wagony, ponieważ w podróży towarzyszyli im oficjele z Polskiego Związku Piłki Nożnej, z prezesem Cezarym Kuleszą na czele. „Ta podróż przebiegała komfortowo - stwierdził z przekonaniem sekretarz generalny PZPN-u, Łukasz Wachowski. - Trenerzy właściwie nigdy nie lubią dłuższych podróży autokarami, dlatego pociąg był lepszym rozwiązaniem, można było się przejść, rozprostować nogi. No i czas podróży był zdecydowanie krótszy”. Ten pociąg wprawdzie nie zawiózł naszych reprezentantom do Hollywood (proszę nie szukać analogii z filmem wyprodukowanym w 1987 roku z Katarzyną Figurą w roli głównej), mam jednak szczerą nadzieję, że był to pociąg, który zawiózł ekipę Michała Probierza do raju. Jestem pewien, że takie życzenie mają wszyscy kibice naszej drużyny narodowej.

Amerykanie zwykli mówić, że „porażka jest gorsza niż śmierć, albowiem z porażką musisz żyć”. Nie do końca akceptuję takie stawianie sprawy, ale gotów jestem zgodzić się z innym amerykańskim „wytrychem”, że „kiedy przegrywasz, część Ciebie umiera”. Taką filozofię powinien wyznawać każdy AMBITNY sportowiec, niezależnie od dyscypliny, którą uprawia. Bo ci, po których porażka spływa niczym woda po kaczce, nie są warci pieniędzy, które zarabiają. Mam jednak nadzieję, że dzisiaj około godziny 20.00 będę mógł cieszyć się ze zwycięstwa biało-czerwonych. Jeżeli tak się stanie, ze szczęścia na pewno nie uniosę się jak w stanie nieważkości, ale będę miał przynajmniej spokojny sen.