Sport

Z DRUGIEJ STRONY

Komentarz dotyczący kadry

Z DRUGIEJ STRONY

  Michał Zichlarz

Pisać swoją historię

Jeśli popatrzeć na bilans naszej reprezentacji w tym roku, to jest naprawdę okej. W marcowych barażach wygrana, remis, awans, bilans bramek 5:1. Teraz podczas zgrupowania przed Euro? W pokonanym polu dwójka finalistów turnieju, Ukraina oraz Turcja – dwie reprezentacje, które do potentatów może się nie zaliczają, ale nigdy nie można ich lekceważyć.

Dobrze to wygląda. Jeżeli jeszcze weźmiemy pod uwagę wszystkie mecze pod wodzą Michała Probierza, to jest jeszcze lepiej. Obejmował narodową drużynę w trudnym momencie, wydźwignął ją z kryzysu, postawił na nogi, zadanie wykonał awansując na Euro, a wszystko – jak dotąd – naprawdę dobrze mu się układa. W przeszłości nie było przecież selekcjonera, który miałby taki bilans pracy z narodową kadrą. 8 spotkań, 5 wygranych, 3 remisy.  

To wszystko jednak zejdzie na drugi czy trzeci plan wobec tego, co czeka nas między 16 a 25 czerwca, a - nawet nie po cichu - mamy nadzieję, że dłużej, oby jak najdłużej. W niedzielę gramy w Hamburgu z Holandią, potem 21 czerwca starcie z Austriakami w Berlinie i na koniec pojedynek z wicemistrzami świata Francuzami. Grupa jest mocna, ale naszych stać na dobry rezultat!  

Czy z gier sparingowych wyciągać jakieś daleko idące wnioski? Szczerze, to nie za bardzo. Można być mistrzem gier towarzyskich, a w decydującym momencie nawalić. Z drugiej strony pamiętamy czerwiec 2010 roku i mecz z Hiszpanią w Murcii. Mistrzowie Europy przed mundialem w RPA byli tak napakowani, że roznieśli nas aż 6:0. Potem sięgnęli po historyczne mistrzostwo świata.

Inne przykłady? Przed mundialem w 1974 roku prowadzona przez Kazimierza Górskiego kadra, która potem okazała się rewelacją turnieju na zachodnioniemieckich boiskach, przegrywała w grach kontrolnych z klubowymi rywalami. Z Fiorentiną było 0:1, z VfB Stuttgart aż 1:4. Potem? Potem było 3. miejsce na MŚ.

Osiem lat później przed turniejem o mistrzostwo globu w Hiszpanii nikt z kolei z reprezentacji nie chciał z nami grać. Trwał u nas stan wojenny. PRL-owska komunistyczna władza była sabotowana przez społeczność międzynarodową. W tej sytuacji ekipa trenowana przez młodego śląskiego szkoleniowca Antoniego Piechniczka (w 1982 pan Antoni miał ledwie 40 lat) grała z klubowymi drużynami. Z Athletic Bilbao było 4:1, z Celtą Vigo 5:1, ze Stade Reims 5:0, do tego wygrane z Lens, VfB Stuttgart. Potem też trzecie miejsce na MŚ.

Nie ma tu mądrego, który autorytatywnie stwierdziłby, że dobre czy złe wyniki przed mistrzowskimi turniejami mogą wróżyć pozytywnie czy negatywnie. Akurat w naszym wypadku zwycięstwa są na duży plus, bo reprezentacja po fatalnym 2023 roku mocno ich potrzebuje.

Teraz oby wszystko udało się potwierdzić za zachodnią granicą. Jak w Katarze w listopadzie 2022 roku, najważniejszy będzie mecz otwarcia. Wtedy na niesamowitym kontenerowym stadionie 974 nie przegraliśmy z Meksykiem, co było krokiem do awansu z grupy, pierwszym w mistrzostwach świata od 1986. Że nie graliśmy wtedy dobrze? A kto to będzie pamiętał za 10 lat? Liczy się cel.  

Teraz z mocnymi Holendrami nie tylko trzeba się postawić, ale też trzeba punktować. Będzie ciężko, bo „Oranje” nie jadą do sąsiada na wycieczkę, a raczej w pamięci mają 1988 rok, kiedy zdobyli na zachodnioniemieckich stadionach, jak dotąd swój jedyny mistrzowski tytuł. To jednak historia. Teraz trzeba ją pisać na nowo, najlepiej po swojemu!