Z DRUGIEJ STRONY

Bogdan Nather

Motylem jestem...

Być może dla niektórych ekspertów i kibiców remis z Francją jest znaczącym osiągnięciem drużyny Michała Probierza, ale ja nie przeceniałbym wagi tego wyniku, bo dla mnie jest co najwyżej honorowym pożegnaniem z mistrzostwami Europy. Dzięki temu wynikowi uniknęliśmy kompromitacji, jaką z pewnością byłby brak jakiejkolwiek zdobyczy punktowej. Stanęliśmy zatem w jednym szeregu na przykład ze Szkotami i Albańczykami, którzy musieli zadowolić się ochłapami, czyli właśnie punktem.

Owszem, remis z wicemistrzem świata to nie pryszcz, ale druga strona medalu jest taka, że pomógł naszej reprezentacji tak, jak umarłemu kadzidło. Honorowy punkt, nic więcej. Ostatnia potyczka w grupie nie jest w stanie, bo po prostu nie może, zatuszować wszystkich mankamentów w grze naszej reprezentacji, ukryć jej słabych stron. Fatalnie zaprezentowali się przede wszystkim nasi obrońcy, którzy mają na sumieniu wszystkie stracone gole; od potknięć i błędów Bartosza Salamona z Holandią poczynając, a kończąc na bezmyślnym faulu Jakuba Kiwiora w naszej „szesnastce” w pojedynku z „trójkolorowymi”, który skutkował rzutem karnym. Że zbyt surowo oceniam naszych defensorów? Profesjonalny piłkarz, zwłaszcza reprezentant kraju, jeżeli chce zrobić karierę, nie może mieć delikatności motyla, lecz musi mieć odporność słonia.

Równie mocno, co obrońcy, zawiódł mnie Robert Lewandowski, mimo bramki w ostatnim meczu. Z Austrią był bezbarwny, przeciwko Francji też nie błyszczał. Jedynym zawodnikiem, któremu nie mam zamiaru skąpić pochwał, jest zmiennik Wojciecha Szczęsnego, czyli Łukasz Skorupski. W swoim jedynym występie spisywał się znakomicie, w kilku przypadkach dopisało mu szczęście, ale cóż jest wart bramkarz, który nie ma farta? Żaden z pozostałych naszych reprezentantów - w mojej opinii - nie może powiedzieć, że to była udana impreza w jego wykonaniu. I nie kupuję pseudoargumentów, że biało-czerwoni starali się, walczyli i tego typu banały. Żaden sportowiec, w tym piłkarz, nie robi łaski, że walczy na placu gry. Dlatego irytują mnie komentarze, że nasi piłkarze walczyli jak lwy, skoro ginęli jak muchy.

Z całym szacunkiem dla selekcjonera biało-czerwonych, ale w mojej opinii Michał Probierz przesadził z rotacjami w kolejnych meczach. Mówiąc kolokwialnie – przedobrzył, szukając oryginalnych i zaskakujących przeciwnika rozwiązań. Nie wątpię, że zna powiedzenie, że lepsze jest wrogiem dobrego. Jeżeli coś dobrze funkcjonuje, to po co w tym grzebać? Wystarczy „podrasować” i sprawa załatwiona. Trudno zatem nie zgodzić się z byłym znakomitym piłkarzem, a później prezesem Polskiego Związku Piłki Nożnej, Zbigniewem Bońkiem, że nasza drużyna narodowa nie miała w tym turnieju kręgosłupa. Może był na papierze, ale na boisku niekoniecznie.