Z drugiej strony
Kwestia uczciwości
Rezygnując z udziału w igrzyskach olimpijskich, Hubert Hurkacz wywołał dyskusję, która... już nigdy się nie skończy. Z jednej strony trzeba przyjąć, że zadbał o swoje zdrowie, co samo w sobie musi być zrozumiałe i oczywiste, z drugiej - pozbawił szans na udział w rywalizacji mikstów Jana Zielińskiego, a także Igę Świątek, z którą miał zagrać w deblu. No! Takie głupie i nieżyciowe przepisy obowiązują w tenisowej federacji, a akceptowane przez Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Rzecz nie tylko w tym, że odpadły nam potencjalne medalowe szanse, lecz również w podejściu do całego zagadnienia. Otóż zderzyły się dwie szkoły: pierwsza - reprezentowana m.in. przez prezesa Polskiego Komitetu Olimpijskiego Radosława Piesiewicza oraz szefa polskiej misji olimpijskiej Tomasza Majewskiego - zakłada, że Hurkacz mimo wszystko powinien był „odbić kartę” w Paryżu po to, by otworzyć drzwi do występu Świątek i Zielińskiemu (to takie tam regulaminowe niuanse); druga - reprezentowana przez zdeklarowanych zwolenników dochowywania czystości reguł - że rezygnując postąpił słusznie, bo gdyby zachował się z lekka po cwaniacku, jak to zasugerowali Piesiewicz z Majewskim, byłby w niezgodzie z zasadami elementarnej sportowej uczciwości.
Nie da się ukryć - mam z tym problem. Zastanawiam się, co na to Iga Świątek, ale zwłaszcza Jan Zieliński, który przecież - w parze z liderką światowego rankingu - mógł uchodzić za wielkiego faworyta nawet do olimpijskiego złota. I czy tenże Zieliński, podobno zaprzyjaźniony z Hurkaczem, nie będzie miał do niego niekończącego się żalu o pozbawienie go szansy rywalizacji o takie trofeum? Co może w przyszłości się już nie powtórzyć...
Czy więc to nie jest tak, że uczciwość w jednej kwestii jest równoznaczna z nieuczciwością w drugiej? I jak to skonfrontować ze sobą zestawić, wyważyć racje, obdzielić akceptacją lub dezaprobatą?
Sport w ogóle przynosi wiele takich dylematów. Czyż na przykład w piłce nożnej nie jest standardem tak zwany faul taktyczny? W tym zatrzymanie zagrażającemu naszej bramce rywala i nic to, że za taki akt dostaje się żółtą lub - w zależności od sytuacji - nawet czerwoną kartkę. Mało tego, gdyby „nasz” zawodnik nie powstrzymał owego rywala w ten właśnie nieuczciwy sposób - a miał ku temu sposobność - niechybnie zmierzyłby się z falą pretensji nie tylko ze strony własnych kibiców, lecz przede wszystkim ze strony własnego sztabu szkoleniowego. Co tu dużo mówić - faul taktyczny stał się pospolitym elementem gry, a towarzyszy sportowi niemal od jego zarania.
Zresztą, czy w tenisie w jakimś sensie nie służą oszukaniu rywala niektóre „przerwy toaletowe” albo nagle złapane urazy lub raczej „urazy”? Bo może w ten sposób zatrzyma się niekorzystny dla siebie bieg wydarzeń na korcie? Albo zachowania naruszające tenisową etykietę - na przykład gwałtowne kłótnie z sędziami - często obliczone na to, by nie sędziego, a przeciwnika wybić z rytmu?
Widać z tego, że granica między uczciwością a jej brakiem w sporcie jest cienka i po części zamazana, a ocena poszczególnych zachowań zależy od... punktu widzenia i - zwłaszcza - siedzenia.
My możemy się spierać o fair play, co nie zmienia faktu, że Hubert Hurkacz zostaje ze swoją decyzją sam na sam.
Andrzej Grygierczyk