Z DRUGIEJ STRONY

Michał Zichlarz


Nabijanie kasy


Tylko w trzeciej części klubów ekstraklasy ponad 50 procent goli jest udziałem polskich zawodników. W tej klasyfikacji prym wiedzie oczywiście Ruch Chorzów, gdzie tylko jedno z 23 trafień jest udziałem zagranicznego zawodnika (Tomasa Podstawskiego). Na krajowych graczy mogą też mocno liczyć w Lubinie, bo są autorami ponad 80 proc. bramek. W 2/3 zespołów o ofensywnym obliczu decydują obcokrajowcy.

Analizując wyjściowe jedenastki, to jest trochę lepiej, bo w 8 na 18 klubów w większości grają nasi zawodnicy. Młodzieżowcy? Tutaj jest bardzo różnie. Wiadomo że „wyjechane” na wszystko ma mistrz Polski. Młodzieżowcy zagrali w ekipie prowadzonej przez Dawida Szwargę około 700 minut. Po co Raków ściąga do siebie utalentowanych graczy, skoro i tak tam nie grają? Ten klub słynie w regionie ze swojej akademii, ale jakie są efekty tej pracy? Ilu piłkarzy z niej trafiło do pierwszego zespołu i do ekstraklasy? Pytanie retoryczne, bo wiadomo jak jest…

Spójrzmy na inne zestawienie. Ile kluby wydają na prowizje dla menedżerów, którzy stoją za tym, że w naszej ekstraklasie jest tylu obcokrajowców, niekoniecznie pierwszego sortu. Oto zestawienie PZPN-u za okres kwiecień 2017 - marzec 2018 z prowizjami dla menedżerów. Łączna kwota wydana przez ówczesnych ekstraklasowiczów - 27 milionów złotych. Dużo? Ostatnie zestawienie pochodzi z okresu kwiecień 2021 - marzec 2022. Tylko pięć pierwszych klubów w tym zestawieniu wydało blisko 28 milionów złotych! Najwięcej Pogoń Szczecin, bo blisko 9,5 mln. Śląsk sponsorowany z publicznych pieniędzy - 5,5 mln, Lech ponad 5, Legia 4,7, a Piast (także klub miejski) trzy miliony złotych. Zatrważająco duże pieniądze.

Po co o tym piszemy? Punktem wyjścia są europejskie puchary, w których nie ma już polskich drużyn. Ostatnia Legia odpadła w 1/16 finału Ligi Konferencji Europy w starciu z Molde. Norwegowie w dwumeczu wygrali 6:2. Nie ma co pastwić się nad postawą warszawian, którzy i tak ten sezon pucharowy mogą zapisać na plus. Uderzało zestawienie obu zespołów w czwartkowym spotkaniu. W Legii w wyjściowym zestawieniu trzech Polaków - Tobiasz, Augustyniak i Wszołek. U rywali? Dziesięciu Norwegów! Do tego Duńczyk, czyli tak jakby u nas grał Czech czy Słowak. W liczącym 32 tys. mieszkańców miasteczku Molde, niewiele większym niż Pszczyna, grają młodzieżowi reprezentaci kraju. Futbol norweski coś z tego ma. Tymczasem jak jest nie tylko w warszawskim klubie widzimy.

Wniosek - klubami chyba nie rządzą właściciele. Gdyby tak było, to szliby po rozum do głowy i stawiali na zawodników swojego chowu. Przecież o wiele łatwiej za granicę sprzedać za solidne pieniądze zdolnego i młodego Polaka, vide przykłady Kamińskiego, Skórasia, Puchacza, Włodarczyka, Żurkowskiego, Kozłowskiego czy wcześniej Kapustki i wielu innych, niż obcokrajowca. Owszem, zdarzy się taka perełka jak Daisuke Yokota w Górniku Zabrze, ale znaleźć takiego gracza nie jest łatwo. O wszystkim decydują menedżerowie, a wszystkich kuszą prowizje. Jak przepływa ta kasa i gdzie trafia, to tajemnica poliszynela. Starsi i kumaci byli ligowcy, jak Henryk Wawrowski czy Marek Kostrzewa, nie raz, nie dwa mówili o wszystkim w „Sporcie”, ale to tylko ich opinie, z którymi klubowi decydenci się nie liczą, woląc nabijać kabzę... No właśnie, komu?