Z dedykacją dla taty
Rozmowa z Klaudią Zwolińską, srebrną medalistką igrzysk olimpijskich w slalomie K1
Spełniła pani marzenia...
- To jest spełnienie najskrytszych marzeń. Pamiętam jak przed telewizorem dmuchałam pod narty Adamowi Małyszowi, kibicowałam Justynie Kowalczyk. Jak oni zdobywali medale, to ja o tym marzyłam. Nagle dziś przyszedł moment, kiedy stałam na starcie dobrze przygotowana i wiedziałam, że to jest ten czas. Ten medal cały czas wydaje się nierealny.
Gdyby nie moja rodzina, to na pewno by mnie tu nie było. Dedykuję ten medal szczególnie tacie, który ze mną jeździł, woził mnie wszędzie, był praktycznie na każdym treningu. Jak płynęłam i byście się przyglądali, to leciał tam brzegiem, ochroniarze go gonili, ale on jest na każdych ważniejszych startach. Ten medal mogę podzielić na tysiące kawałeczków i rozdać wielu osobom.
Po starcie nie czuje pani rozczarowania? Złoto było na wyciągnięcie ręki...
- Slalom to gra błędów. Oczywiście, że była szansa na złoto. Mój przejazd nie był idealny, ale przed zawodami wzięłabym to srebro w ciemno. To coś niesamowitego. Szok. Nie mam niedosytu po tym starcie. Być może będę go odczuwać przy analizie tego startu, bo wiem, że na dole trasy oddałam złoto przez swoją powściągliwość. Po prostu nie chciałam stracić tego, co już mam i nie chciałam podejmować zbędnego ryzyka.
Czyli będąc na trasie, wiedziała pani, że płynie po medal?
- Czułam że mam bardzo dobry przejazd. Oczywiście nie wiedziałam, jaki będzie finisz, czy to będzie złoto, srebro czy brąz. Wtedy o tym nie myślałam. Wiedziałam jednak, że płynę po medal. Wiedziałam, że muszę utrzymać tę pozycję i tak zrobiłam. To była dobra decyzja. Teraz jestem dumna z tego medalu.
Trzeba pamiętać, że nie można łapać wszystkiego To mój pierwszy medal olimpijski. To jakiś kosmos.
Poprzedni medal olimpijski w kajakarstwie górskim, również srebro, w 2000 roku w Sydney wywalczyli Krzysztof Kołomański i Michał Staniszewski w C2. Presja na przerwanie fatalnej passy były duża?
- Faktycznie, długi był ten okres oczekiwania. Bardzo się cieszę, że po 24 latach przywożę medal dla Polski. To był wyczekiwany medal w slalomie. Mieliśmy dużo szans i zawsze czegoś brakowało. Wiedzieliśmy, że jedziemy tutaj mocną ekipą i mamy szansę powalczyć o medale. Udało się to już w pierwszej konkurencji. To pierwszy medal kobiecy w tej dyscyplinie. Do tego rocznica tego, że Polacy pierwszy raz pojechali walczyć na igrzyska sto lat temu do Paryża. A gdy dowiedziałam się jeszcze, że to jest pierwszy krążek dla Polski w tych igrzyskach poczułam podwójną satysfakcję. Po wyścigu przyszedł do mnie Michał Staniszewski i złożył gratulacje. To było dla mnie bardzo ważne.
Za cztery lata w Los Angeles będzie powtórka?
- Mam nadzieję, że Paryż nie jest moją ostatnią olimpiadą. Będę robiła wszystko, by tak się stało, bo fajnie się ta moja kariera rozwija, wręcz podręcznikowo. Od medali w juniorach, młodzieżowcach i seniorach, aż do sukcesu w igrzyskach olimpijskich.
(mic)