Wytrzymajmy ciśnienie!
Rozmowa z Grzegorzem Wagnerem byłym reprezentantem kraju, trenerem
- Czy jest pan zaskoczony składem olimpijskim, jaki ogłosił trener Nikola Grbić?
- A dlaczego miałbym być zaskoczony? Jeżeli powierzyliśmy misję Grbiciowi, skoro mu zaufaliśmy, a do tej pory nas nie zawiódł, to wytrzymajmy to ciśnienie, jakie nam towarzyszy przed i w czasie igrzysk. To takie nasze, polskie... Co cztery lata przerabiamy to samo, bo gdy przychodzi turnieju olimpijski, presja jest ogromna i jej nie wytrzymujemy. I zaczyna się gadanie o ćwierćfinałowej klątwie... Proszę mi wierzyć, nie chce mi się tego słuchać. To mnie strasznie irytuje...
- Jednak przez media społecznościowe oraz portale internetowe oraz prasę przewaliła się dyskusja dlaczego w reprezentacji nie znalazł się Bartosz Bednorz. Pańska opinia o tej nieobecności?
- W naszym kraju wszyscy jesteśmy ekspertami, selekcjonerami i tak już pozostanie na zawsze. To nie pierwsza historia związana z nieobecnością Bednorza w reprezentacji, bo kilka razy znalazł się poza grupą. Bednorz jest innym zawodnikiem niż przed dwoma laty, kiedy zdecydował się na powrót do kraju i grę w PlusLidze. Mocno się zmienił i jeszcze bardziej dojrzał. Konkurencja na pozycji przyjmującego jest ogromna i trener musi podejmować mało popularne decyzję. A kibice, jak to mają zwyczaju, zaciekle dyskutują, ale to ich prawo. Natomiast Aleksander Śliwka jest dla nas wszystkich zagadką. Oczywiście, kontuzja miała poważny wpływ na jego postawę w niefortunnym sezonie nie tylko dla niego, ale również zespołu. Przy Śliwce zatem stawiam znak zapytania. Podczas Ligi Narodów trzeba pogodzić wiele interesów, często sprzecznych ze sobą, bo przecież zawodnicy borykali się z wieloma problemami zdrowotnymi albo zwyczajnie musieli odpocząć po trudach wyczerpującego sezonu. Mamy jeszcze trochę czasu do najważniejszego turnieju, pięć meczów kontrolnych i jestem przekonany, że Śliwka dojdzie do formy. Wówczas skończy się wielowątkowa, narodowa dyskusja nad jego obecnością w składzie. Teraz przychodzi czas na zgrywanie wszystkich elementów i w końcu będziemy wiedzieli, jaką będziemy mieli wyjściową szóstkę. Taką przynajmniej mam nadzieję. W moim mniemaniu mamy inny problem, choć chciałbym się mylić.
- Jaki?
- Marcin Janusz, podstawowy rozgrywający, stracił pewność siebie. Jego jakość gry spadła i to może być nasza największa bolączka. Jednak na wszelki wypadek odpukuję w niemalowane... Obym się mylił!
- Bartłomiej Bołądź błysnął w Lidze Narodów, zaś Łukasz Kaczmarek był w jego cieniu. A jednak ten pierwszy jest tylko rezerwowym. Czy to dobre rozwiązanie?
- Nie śledziłem kariery Bołądzia, ale podczas turnieju w Lublanie imponował formą. Jednak przy tak ważnych wyborach, a mówię to na podstawie mojego doświadczenia zawodowego, trener bierze pod uwagę, jak zawodnicy zachowują się w najważniejszych momentach meczu. Zarówno Bartosz Kurek, jak i Łukasz Kaczmarek wielokrotnie udowodnili, że nie pękają i biorą ciężar odpowiedzialności na swoje barki. Mają ogromne doświadczenie, a tym zapewne kierował się Grbić przy swoich wyborach. Bołądziowi pozostała rola rezerwowego.
Chciałbym mocno zaakcentować - nie rozliczajmy trenera z wyborów personalnych. Poczekajmy z tym do zakończenia igrzysk. Jestem przekonany, że nadejdzie taki moment, że będziemy rozbierać sukces na czynniki pierwsze. Porażki nie dopuszczam do myśli. Od lat jesteśmy czołową drużyną świata, choć doskonale zdaję sobie sprawę, że czasami o wygranej decyduje jedna piłka, łut szczęścia. Grbić, może nie powiedział tego wprost, ale na pewno myśli o medalu. Mój ojciec 48 lat temu powiedział wprost: jedziemy po złoto i wyszło na jego (śmiech). Widzę wiele podobieństw w tym, co było i jest teraz, choć oczywiście czasy są zupełnie inne. Chciałbym, by mistrzom olimpijskim z Montrealu obecni reprezentanci zdjęli ten ciężar z pleców, bo bardzo im to ciąży. Trzymajmy kciuki i oby tylko przed spotkaniem ćwierćfinałowym nie było sraczki. Ale może wyrzucimy to zdanie...
- Skoro sprawy personalne już omówiliśmy to teraz przejdźmy do samej rywalizacji. Czy silna grupa eliminacyjna nie przeszkodzi nam w drodze do podium?
- W Tokio mieliśmy słabą grupę, która nas pogrążyła. I co z tego, że mamy silnych rywali (Brazylia, Włochy – przyp. red.)? To tylko może nam wyjść na dobre. Jeżeli chcemy znaleźć się na podium, to trzeba wygrywać z każdym i tyle. Silna grupa ma znaczenie w piłce nożnej, jeżeli patrzymy na naszych piłkarzy. To jednak dygresja na marginesie...
- Turniej, jakiego jeszcze nie było - taka panuje opinia. Czy pan się pod nią również podpisuje?
- Oczywiście, że tak! To jest turniej przez duże „T”, jakiego jeszcze w historii tej dyscypliny nie było! Mamy jedenaście reprezentacji (poza Egiptem – przyp. red.), które z powodzeniem mogą myśleć o miejscu na podium. Przede wszystkim zmieniła się formuła wyłaniania uczestników igrzysk. Oprócz turniejów eliminacyjnych, pozostałe zespoły awansowały na podstawie światowego rankingu. Gdy ogłoszone zostały te zasady, wielu psioczyło, co też działacze wymyślili. Jednak teraz okazuje się, że wszystko to ma ręce i nogi, bo o medale będą rywalizowały najlepsze reprezentacje. Przepisy się zmieniły i są tego wymierne efekty. A swoją drogą jestem zwolennikiem przygotowań w czteroletnim cyklu, takim jaki obowiązuje w USA. My z kolei chcemy wygrywać wszystko po drodze i – oczywiście – sięgać po olimpijskie krążki. Rozumiem to z punktu widzenia wizerunkowego oraz marketingowego i ze względu na sponsorów. Gdy jednak popatrzeć na to z punktu widzenia amerykańskiego, to trener John Speraw w naszej rzeczywistości byłby już kilka razy wyrzucony. A swoją drogą w tym sezonie Amerykanie chyba trochę przekombinowali, bo odpuścili Ligę Narodów. Ale wyciągnęli szybko wnioski i teraz grają, odrabiając utracony dystans. To jednak ich problem i ból głowy.
- Czy podejmuje się wytypowanie medalistów?
- Nie, nie, nie! Już mówiłem: jedenaście reprezentacji ma wysokie aspiracje i duże możliwości.
- Przed nami memoriał pańskiego ojca, który w pewnym sensie podsumowuje pracę przed najważniejszą imprezą sezonu. Ma pan jakieś specjalne oczekiwania?
- To już zrobiła tradycja, że możemy zobaczyć reprezentację w akcji (potem jeszcze dwa mecze w Gdańsku – przyp. red.) tuż przed wyjazdem. Oczywiście, fajnie byłoby zakończyć turniej zwycięstwem. Niemniej będę go obserwował pod kątem możliwości poszczególnych graczy. Nie oczekujmy optymalnej formy, bo ona musi być pod koniec lipca. Trzymajmy kciuki za naszych i nie panikujmy przed igrzyskami... Nikomu nic to nie da, wręcz przeciwnie.
Rozmawiał Włodzimierz Sowiński
|