Wyspiarskie eurorefleksje

Alvaro Morata w końcu odczarował Olympiastadion. Fot. Daniela Porcelli/SPP/SIPA USA/PressFocus 

Wyspiarskie eurorefleksje

Nie milkną gorące dyskusje podsumowujące mistrzostwa Europy. Anglicy nie wiedzą, co na ten temat sądzić...

Kazimierz Mochliński z Londynu


Czy było za mało goli? Czy grano wystarczająco ofensywny futbol? Szczególnie we Francji, Portugalii i Belgii panuje ogromne rozczarowanie. W Anglii kibice nie wiedzą, czy się cieszyć, czy smucić.

Piwem w trenera

Anglikom trudno zadecydować, czy samo dotarcie do finału jest sukcesem, czy może zbliżenie się do pucharu bez chwycenia go w garść jest rozczarowujące. Takie myśli są kluczowe dla wniosków dotyczących całej imprezy. Ale przecież trzeba się radować festynem futbolu, 51 meczami w 31 dni. Strzelono sporo niewiarygodnych goli, wybiło się wiele nowych gwiazd, a znakomita drużyna została godnym mistrzem. Ponadto dramaturgia spotkań nie ustawała aż do finału w Berlinie, wyniki były niepewne do samych końcówek, wiele bramek padło w ostatnich chwilach. Od pierwszego weekendu i zaśpiewania Mazurka Dąbrowskiego w Hamburgu kibicowanie było głośne, kolorowe i pełne pasji do stopnia zapewne nigdy przedtem niedoświadczanego. Polska ekipa była pierwszą, która została wyeliminowana, ale wsparcie kibiców biało-czerwonych nie wymagało poprawy.

Nie zapomnę widoku słynnej Suedtribuene w Dortmundzie, gdzie kibice BVB zwykle tworzą swoją „Żółtą ścianę”, zaś na Euro kolejne grupy fanów kolorowały tę trybunę we własne barwy – szczególnie w pamięć zapadli Niemcy, Turcy i Holendrzy. Dobry nastrój na ogół panował w całych Niemczech bez względu na wyniki, z wyjątkiem małych przypadków angielskiego chuligaństwa, jak rzucenie piwem w kierunku selekcjonera Garetha Soutgate'a. To właśnie pośród kibiców „Trzech lwów” pozostaje najwięcej żalu.

Król wręczył puchar

Występ Anglików pozostał w cieniu jedynie Hiszpanii, która okazała się lepsza w finale. Policzono, że hiszpańskie drużyny tak reprezentacyjne, jak i klubowe wygrały swoje ostatnie 27 finałów w różnych rozgrywkach. Anglicy czekają na międzynarodowe zwycięstwo swojej kadry już 58 lat.

Harry Kane wydawał się słabszy w porównaniu z Alvaro Moratą, gdy obydwaj kapitanowie w wielkim finale byli napastnikami. Obydwaj też w wieku ponad 30 lat znajdują się już bliżej końca karier. Po kontuzji pleców pod koniec sezonu Kane nie był na Euro w szczycie swych możliwości i nie sprawił hiszpańskiej obronie wiele trudności. Morata w poprzednich latach zaznał o wiele więcej krytyki odnośnie wartości wkładanej w „La Furia Roja”, lecz zdołał nadrobić to na Olympiastadionie w Berlinie, gdzie wcześniej przeżył... jedno z najbardziej przykrych wydarzeń swojej piłkarskiej przygody. Na tej murawie strzelił dla Juventusu gola w finale Ligi Mistrzów w 2015 r., ale przegrał z Barceloną 1:3. Teraz ma milsze wspomnienia z tego miejsca po pokonaniu Anglii. Morata osobiście odebrał puchar od hiszpańskiego króla Filipa VI.

Pokrzywdzeni przez negatywizm?

Kane nie był jedynym Anglikiem, który cierpiał - zdaje się - na brak pełnych możliwości fizycznych. Selekcjoner Southgate przyznał, że wielu jego piłkarzy było wyczerpanych jeszcze przed turniejem. Mimo tego nie chciał zmieniać podstawowego składu – przez co oskarżano go o niewykorzystanie pełnego potencjału graczy.

Jedno z podsumowań brytyjskich mediów jest takie, że Anglia miała najlepszą kadrę, ale nie utworzyła z niej najlepszej drużyny. Analizując zakończone Euro, pytano, czy Kane, Jude Bellingham i Phil Foden mogą występować razem w wyjściowej jedenastce. Czy może ucierpieli przez to, że reprezentacja nie grała bardziej ofensywnie? Oskarżano Anglików o bycie za bardzo „negatywnymi”, skupiającymi się bardziej na ograniczeniu przeciwników niż na własnej gotowości do brania ryzyka, aby kontrolować i wygrywać mecze. Porównanie drogi Anglii do finałów Euro w 2021 i 2024 r. jest teraz niekorzystne dla Southgate’a. W przeciwieństwie do poprzednich mistrzostw tym razem Anglicy nie mieli wyraźnego systemu. Co z kolei podobało się w Hiszpanach, to to, że trener Luis de la Fuente jako fundamentu użył dwóch klubów z północnego wybrzeża kraju – Athletiku Bilbao i Realu Sociedad, a nie tak jak zazwyczaj Realu Madryt i Barcelony.

Przeprosiny od Mourinho

Inne rzeczy nie są jednak tak proste do wytłumaczenia. Przykładowo kibice Chelsea uważali, że Marc Cucurella był najgorszym zawodnikiem ściągniętym przez ich klub, nie grał regularnie w barwach „The Blues”, ale na Euro 2024 był podstawowym zawodnikiem, a w finale zanotował asystę.

Francuzi nie rozumieją, dlaczego tak rozproszony i bez formy był na tym turnieju Kylian Mbappe. Dodatkowo został zauważony, gdy w przerwie półfinałowego spotkania z Hiszpanią, gdy Francja przegrywała, zamieniał się koszulkami z Laminem Yamalem, zamiast koncentrować się na zdobyciu bramki, która mogłaby ocalić jego zespół. Takie koleżeństwo między rywalami może być dla Mbappe w najbliższej przyszłości jeszcze trudniejsze, bo przecież dołączył do Realu Madryt i będzie się od niego oczekiwało pokonania Barcelony Yamala...

Zdaje sobie z tego sprawę nie kto inny, jak... Jose Mourinho. Były trener Realu po finale Euro gorąco gratulował Moracie i Nacho Fernandezowi, których droga do mistrzostwa Europy rozpoczęła się w momencie, gdy wypromował ich z juniorskiej sekcji klubu. Mourinho musiał też przeprosić innego członka reprezentacji, Daniego Carvajala, którego talentu wtedy nie dostrzegł...


Kylian Mbappe z Laminem Yamalem wkrótce zmierzą sie w „El Clasico”. Fot. Spada/LaPresse/SIPA USA/PressFocus


Musiał zdjąć spódnicę

Refleksji o Euro nie można zakończyć bez wspomnienia Szkotów. Ich kibice byli pewnie w Niemczech najliczniejsi podczas fazy grupowej. Z lepszym humorem niż reszta znosili wszelkie kłopoty niespodziewanie napotykane w kraju gospodarza, gdzie wiele godzin czekało się na kontrole paszportowe, pociągi się spóźniały, a murawy na wielu stadionach rozpadały się pod nogami piłkarzy.

Szkoci imponowali też wśród... mediów. Na początku imprezy znanemu szkockiemu dziennikarzowi odmówiono akredytacji, bo imię i nazwisko na legitymacji Euro 2024 musiały być identyczne, jak na paszporcie. Jego problem był taki, że rodzice nadali mu tyle imion, że... nie mieściły się na plakietce, którą trzeba było nosić w strefach turniejowych. To nazwiska wszystkich graczy wielkiej drużyny Dundee, która w 1962 roku zdobyła mistrzostwo Szkocji. Ostatecznie organizatorzy Euro zgodzili się, by jego akredytacja wyjątkowo różniła się od paszportu i nie zawierała tych wszystkich imion „po środku”.

Z kolei największe poświęcenie piłce nożnej przedstawił inny Szkot, były reprezentant kraju, a teraz szanowany komentator radia BBC, Pat Nevin. Przed meczem Szkocji z Węgrami musiał wrócić do domu na ślub swojej córki. Obchody zakończyły się około 1.30 nad ranem. Nevin dotarł na lotnisko w Edynburgu mniej więcej o 3 i o 5.30 udał się samolotem do Frankfurtu, skąd złapał pociąg do Stuttgartu. Przed rozpoczęciem komentowania przyznał się już przed mikrofonem, że nie spał... 42 godziny. Dodał, że był jedynym Szkotem w Stuttgartcie, który z racji swojej wyjątkowej sytuacji musiał zdjąć tradycyjną spódnicę przed wyruszeniem na stadion.