Magdalena Fręch była blisko sprawienia niespodzianki w meczu z Jeleną Rybakiną. Fot. PressFocus.pl


Wyrównane rachunki

W Dubaju Iga Świątek pokonała Elinę Switolinę, a Magdalena Fręch przegrała z Jeleną Rybakiną.

 

Wczoraj Iga Świątek awansowała do ćwierćfinału turnieju WTA 1000 na twardych kortach w Dubaju, pokonując rozstawioną z 15. Ukrainkę Elinę Switolinę 6:1, 6:4. Polka miała z nią rachunki do wyrównania. W 2021 wygrała z Ukrainką w Rzymie, ale w ubiegłym roku przegrała w ćwierćfinale Wimbledonu.


Pierwszy set trwał tylko 29 minut. Od stanu 1:1 Polka nie oddała rywalce gema. Druga partia była już bardziej wyrównana, a zawodniczki do stanu 4:4 po dwa razy przełamały podanie rywalki. Decydujący okazał się dziewiąty gem, gdy Switolina popełniła kilka błędów i przegrała własny serwis. Tenisistce z Raszyna pozostało postawienie kropki nad „i” przy własnym podaniu, ale przeciwniczka stawiała opór, miała nawet jednego break-pointa, lecz go nie wykorzystała. Świątek zakończyła mecz mocnym serwisem i atakiem przy siatce. Broniąca się Switolina próbowała ją przelobować, ale piłkę posłała na aut. Spotkanie trwało godzinę i 25 minut.


- Zmierzyłam się z prawdziwą wojowniczką, która nigdy nie odpuszcza. Musiałam uderzać piłkę z różnych pozycji. Jestem zadowolona ze swojego serwisu, bo zawsze jest problem, gdy przenosisz się z jednych kortów na drugie. Byłam bardziej skoncentrowana niż wczoraj. Jestem bardzo zadowolona - skomentowała mecz Iga Świątek.


Dziś kolejną przeciwniczką liderki światowego rankingu będzie rozstawiona z „szóstką” Chinka Qinwen Zheng, finalistka tegorocznego wielkoszlemowego Australian Open, która pokonała Rosjankę Anastazję Potapową 6:3, 6:2.


Wcześniej Magdalena Fręch przegrała w 1/8 finału z rozstawioną z numerem czwartym Jeleną Rybakiną 6:7 (5-7), 6:3, 4:6. Kazaszka, która w sobotę przegrała z Świątek w finale turnieju WTA w Dausze, była zdecydowaną faworytką spotkania z 53. na świecie Fręch. Polka dostała się do turnieju głównego przez kwalifikacje, a potem wyeliminowała Rosjankę Jekaterinę Aleksandrową (nr 14.) oraz Chorwatkę Petrę Martić. Pierwszy, trwający 10 minut gem pokazał, że Rybakina nie będzie miała łatwego zadania. Jeszcze zdołała utrzymać własne podanie, obroniwszy jednego break-pointa, ale w siódmym gemie, przy drugiej takiej okazji, już do przełamania doszło. Polka wyszła chwilę po tym na prowadzenie 5:3 i przy własnym serwisie mogła zakończyć pierwszego seta, ale wtedy rywalka przestała popełniać błędy i doprowadziła do wyrównania, a ostatecznie - do tie-breaka. W nim Fręch początkowo miała trochę szczęścia, bo zagrania Rybakiny, wyglądające na kończące piłki, okazywały się minimalnie autowymi. Dzięki temu Polka objęła prowadzenie 5-2. Potem jednak Kazaszka udowodniła, że należy do światowej czołówki i grała bezbłędnie, zdobywając pięć wymian z rzędu.


Druga odsłona zaczęła się ponownie od słabszej postawy faworytki, dzięki której Fręch szybko doprowadziła do stanu 3:0. Wprawdzie Rybakina odrobiła stratę przełamania i doprowadziła do stanu 2:3, ale później znów znacząco obniżyła poziom gry i ostatecznie to Fręch triumfowała 6:3, wykorzystując czwartą piłkę setową. W tej odsłonie Kazaszka miała 14 niewymuszonych błędów, a Polka... dwa. W trzecim secie obie zawodniczki długo zwyciężały przy swoim podaniu, ale Rybakinie przychodziło to łatwiej. W jej pięciu gemach serwisowych Fręch ugrała zaledwie cztery punkty, a sama broniła się przed przełamaniem dwukrotnie w ósmym gemie. Wtedy jeszcze z powodzeniem, ale już w 10. gemie rywalka prowadziła 40:15 i wykorzystała drugą piłkę meczową. Spotkanie trwało dwie godziny i 39 minut i było drugim pojedynkiem tych zawodniczek w cyklu WTA. W pierwszym, w Tajwanie w 2018 roku, również lepsza była Rybakina. Fręch nie udało się wygrać żadnego z 12 dotychczasowych spotkań z rywalkami z pierwszej „10” rankingu WTA.


Ćwierćfinałową rywalką Rybakiny będzie mająca polskie korzenie Włoszka Jasmine Paolini, która pokonała rozstawioną z numerem ósmym Greczynkę Marię Sakkari 6:4, 6:2.