Wypadki przy pracy?
Środowe występy mistrza i wicemistrza Polski w Lidze Mistrzów okazały się wtopami tygodnia, a może miesiąca. Przegrały bowiem z zespołami, które były w ich zasięgu.
To miały być mecze tygodnia w swoich grupach - tak środowe starcia polskich zespołów w Lidze Mistrzów awizowała EHF. Niestety, występy mistrza i wicemistrza Polski w elicie okazały się niewypałami. Przegrali bowiem z zespołami, które tego dnia nie były w niebotycznej dyspozycji, za to Orlen Wisła i Industria zagrały, jakby się umówiły - w odstępie kilku godzin - chyba najsłabsze spotkania w tym sezonie. Mistrzowie Polski ulegli 26:28 w pełnej Orlen Arenie mistrzowi Rumunii Dinamo Bukareszt, a kieleccy wicemistrzowie polegli w Nantes 20:23.
Mecze do wygrania
Co ciekawe, przedstawiciele naszych drużyn - choć dzieliło ich w linii prostej blisko 2000 kilometrów - komentowali postawę swoich kolegów lub podopiecznych w podobnym tonie. - Będąc gospodarzem, mimo wszystko powinniśmy wygrać - kręcił głową zdecydowanie najlepszy tego dnia wiślak, Michał Daszek. - Przestrzeliliśmy bardzo dużo 100-procentowych sytuacji. To był klucz. Nie wiem, z czego to wynikało, bo nie jesteśmy zmęczeni. Jestem pewny, że drugiego tak słabego rzutowo meczu już nie zagramy. Mam nadzieję, że to był tylko wypadek przy pracy.
- Francuska drużyna nie zagrała wielkiego spotkania. Ten mecz był do wygrania, wystarczyło tylko wykorzystywać sytuacje - wpisywał się w smętny nastrój II trener Industrii, Krzysztof Lijewski. - Niestety powiedzenie, że marnowane okazje się mszczą, po raz kolejny się potwierdziło. 20 zdobytych bramek, po 10 w każdej połowie, to zdecydowanie za mało, żeby myśleć o zwycięstwie z mocną przecież drużyną.
Nowa polska specjalność
W obu naszych siódemkach mocno kulał atak pozycyjny. Niewykorzystanych „setek” było mnóstwo, a piętą achillesową były rzuty karne, których w Płocku i w Nantes zmarnowali aż 8, podczas gdy tylko sam Rivera wykorzystał 6 na 6 sytuacji z 7 metrów! Co się stało z takimi pewniakami, jak Daszek, Przemysław Krajewski czy przede wszystkim Arkadiusz Moryto, trudno powiedzieć, ale przy nagminnych pudłach z tego stałego elementu nie można myśleć o korzystnych wynikach. Z tej indolencji cieszyli się bramkarze Vladimir Cupara (Dinamo) i Ignacio Biosca (Nantes), z których gracze polskich zespołów zrobili bohaterów. Czyżby marnowanie rzutów karnych stało się domeną piłkarzy ręcznych znad Wisły? - Sami jesteśmy winni tej porażki i postawy w ataku. Znów zmarnowaliśmy wiele okazji sam na sam. To napędzało gospodarzy, którzy powiększali przewagę - mówił niepocieszony trener Industrii, Tałant Dujszebajew. - Musimy przeanalizować, dlaczego nie wykorzystaliśmy tylu sytuacji. W pierwszej połowie zrobiliśmy za dużo błędów technicznych. Jeśli zespół wykorzystuje okazje w ofensywie, dodaje mu to pewności siebie. My tę pewność straciliśmy, a nasi rywale odwrotnie. Kiedy francuska drużyna widziała, że nie rzucamy bramek w doskonałych sytuacjach, to ich pewność siebie rosła. A kontuzje naszych czołowych zawodników (Hassana Kaddaha, Szymona Sićki, Jorge Maquedy oraz Aleksa Dujszebajewa - dop. red.) nie mogą być wytłumaczeniem naszej postawy w ataku. Musimy po prostu poprawić skuteczność - przyznawał kirgiski szkoleniowiec, zaś trener Orlen Wisły gratulował zawodnikom Dinamo.
Wierzyć w swoją misję
- W ważnych momentach byli od nas lepsi, a Cupara zrobił różnicę, świetnie broniąc. Wiedzieliśmy, że mamy do czynienia z zespołem, który robi naprawdę dobrą robotę. Od teraz musimy się skupić na dalszej pracy i nie tracić wiary w siebie, ale także mieć świadomość, że w Lidze Mistrzów grają sami świetni rywale i, aby osiągnąć korzystny wynik, należy zagrać perfekcyjnie - podsumował Xavier Sabate, a mierzący ponad 2 metry islandzki bramkarz Viktor Hallgrimsson, stwierdził: - Teraz nie pozostaje nam nic innego jak kontynuować ciężką pracę i wierzyć w naszą misję.
Zbigniew Cieńciała