Sport

Wyobraźnia zawiodła… w ślepy zaułek

Artur Skowronek chwalił kibiców, przez których sędzia trzykrotnie musiał przecież przerywać mecz

Widok z trybuny głównej pod koniec I połowy meczu GKS Tychy - Ruch Chorzów. Fot. Paweł Czado

To, co działo się na trybunach Stadionu Miejskiego w Tychach podczas meczu z Ruchem Chorzów, najkrócej można nazwać łamaniem regulaminu i zasad obowiązujących na meczach piłki nożnej w naszym kraju. To, że za takie przygotowane przez kibiców ekscesy naszpikowane petardami, racami i bombami dymnymi grożą spore kary finansowe nakładane na klub, to jedna strona medalu. Ale druga jest jeszcze bardziej bolesna, bo świadczy o tym, że niektórzy ludzie związani z piłką nożną zawodowo zupełnie stracili głowę.

- Olbrzymi szacunek dla naszych kibiców – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej trener tyszan Artur Skowronek. – Generalnie dla kibiców, którzy stworzyli taką otoczkę tego meczu, że można było naprawdę poczuć, że to są derby.

Dymy nad murawą

Poczuć i owszem, bo świece dymne nie są bezwonne. Jednak przez ich odpalenie w 34 minucie gry gęsty smog przesłonił widoczność na dobrych kilka minut. Sędzia Paweł Malec musiał więc przerwać zawody i odesłać zawodników do szatni, z której wrócili, żeby - gdy już widoczność była wystarczająca - dokończyć pierwszą połowę.

Po wznowieniu drugiej części nie trzeba było długo czekać na kolejną przerwę. I tym razem dym tak mocno zasłonił obraz meczu, że arbiter w 48 minucie już bez wypraszania zawodników z murawy przeczekał chwilę. Wykazał tym samym sporą pobłażliwość dla zadymiarzy, bo gdyby drugi raz zarządził przerwę w grze musiałby na dobre przerwać zawody. Dodajmy do tego, że była jeszcze jedna, tym razem już tylko liczona w sekundach przerwa na „przewietrzenie” boiska.

Lepiej nie oglądać

Jeżeli więc Artur Skowronek za takie zachowanie kibiców ma dla nich szacunek, to znaczy, że pomylił znaczenie słów. No, chyba że cieszył się z tego, że przez gęstą mgłę widzowie nie byli w stanie dokładnie zobaczyć tego, co w poniedziałkowy wieczór zaprezentowali tyscy piłkarze. Bramkarz podający piłkę przeciwnikowi, który po takim prezencie strzela gola. Niepotrafiący nadążyć za uciekającym skrzydłowym rywali obrońcy, czy wreszcie potykający się o własne nogi piłkarz, za którego plecami zawodnik rywali przyjmuje piłkę i wbiega w pole karne, żeby znaleźć się w sytuacji oko w oko z bramkarzem, to faktycznie obrazy, których z perspektywy kibica GKS-u Tychy lepiej nie oglądać.

Stracili poczucie rzeczywistości

Niestety, nie tylko Artur Skowronek w tyskim klubie stracił poczucie rzeczywistości. Zdecydowanie za daleko posunęli się także specjaliści od marketingu. Wykorzystując fakt, że powódź i związane z nią dramaty ludzi stały się tematem numer jeden wszystkich mediów, stworzyli „alert” zapraszający na mecz. „UWAGA! W najbliższy poniedziałek od godziny 19:00 mieszkańcy Tychów nie mogą przebywać w swoich domach i spacerować po ulicach miasta. Wszyscy muszą pojawić się w epicentrum wielkich piłkarskich wydarzeń. Przy ulicy Edukacji 7 prognozowane są wysokie skoki ciśnienia i napływ fali trójkolorowych kibiców. Przygotujcie szaliki i śledźcie komunikaty w social mediach KP GKS Tychy!" - napisano.

Jeżeli do tego dodamy obraz zatopionego miasta i pomyślimy o tych, którzy w ostatnich dniach przeżyli życiową tragedię, walcząc z żywiołem, stanie się jasne, że wyobraźnia tym razem zawiodła… w ślepy zaułek. A wynik sportowy, w tym przypadku porażka 0:1 z Ruchem Chorzów, to chyba najmniejszy problem tyskiego klubu.

Jerzy Dusik