Wyniki jak marzenie
Nie ma mocnych na biało-czerwone. Z drugiego turnieju w Arlington wracają z kompletem zwycięstw.
Joanna Wołosz błyskawicznie odnalazła się w drużynie. Fot. FIVB.
Wyniki jak marzenie
Nie ma mocnych na biało-czerwone. Z drugiego turnieju w Arlington wracają z kompletem zwycięstw.
LIGA NARODÓW KOBIET
Polki rewelacyjnie spisują się w bieżącej edycji Ligi Narodów. Choć do zakończenia fazy zasadniczej pozostały im jeszcze cztery spotkania (zawody w Hongkongu, 11-16 czerwca), są już pewne udziału w turnieju finałowym, w którym wystąpi osiem najlepszych ekip fazy grypowej.
Kłopoty z Niemkami
Nasze zawodniczki zawody w Arlington zaczęły od pokonaniu Serbii i Korei. Następnie mierzyły się z Niemkami, które w poprzednich latach sprawiały im sporo problemów. Tym razem było podobnie. Rywalki wprawdzie w dotychczasowych spotkaniach nie błyszczały, ale z Polkami zaprezentowały ogromną ambicję i wolę walki. Praktycznie w każdej partii miały szansę na wygraną.
Biało-czerwone zaczęły mecz niemrawo. Nie najlepiej przyjmowały zagrywkę. Gdy Natalia Mędrzyk została „ustrzelona” przez Pię Kaestner, przewaga Niemek wzrosła do aż sześciu punktów. Stefano Lavarini, trener naszej kadry, nie krył irytacji, mocno gestykulując przy linii bocznej. Zdecydował się też wtedy na zmiany. Za Mędrzyk wprowadził na parkiet Monikę Fedusio. Weszły też rozgrywająca Katarzyna Wenerska oraz atakująca Malwina Smarzek. Roszady przyniosły pozytywny skutek. Wywalczyły cztery kolejne punkty i wróciły do gry. W decydującym momencie przypomniała o sobie z kolei Magdalena Stysiak. Nasza bombardierka zaprezentowała pełnię swoich umiejętności. Atakowała potężnie i precyzyjnie. Przy jej wielkim udziale Polski wreszcie wyszły na prowadzenie. Niemki, czując presję, zaczęły się też mylić. Dwukrotnie pomyliły się w polu serwisowym, a przy pierwszej piłce setowej Martyna Łukasik szczęśliwie zablokowała atak z przechodzącej piłki.
Kolejne odsłony były równie emocjonująca i do końca trzymała w napięciu. Polki miały spore kłopoty z zatrzymaniem Leny Kindermann. Atakująca dwoiła się i troiła, lecz brakowało jej wsparcia koleżanek. W pojedynkę niewiele była w stanie wskórać. W końcu zabrakło jej sił. I wtedy Polki odskakiwały. W drugiej partii decydujące punkty zdobyły Klaudia Alagierska-Szczepaniak i Stysiak, a w trzeciej Mędrzyk, wykorzystując drugi meczbol.
Wygrane końcówki
Na zakończenie zawodów biało-czerwone zagrały z Amerykankami. W ostatnich latach nie prezentują wprawdzie tak wysokiego poziomu, jak przed laty, ale to wciąż aktualny mistrz olimpijski i jedna z najlepszych drużyn na świecie.
Licznie zgromadzona publiczność, wśród której nie brakowało polskich fanów, obejrzała znakomite widowisko. Amerykanki dysponują ogromną siłą w ataku, ale też kilkakrotnie przekonały się jak nasze zawodniczki dobrze prezentują się w bloku. Polkom z kolei zdarzały się przestoje. W pierwszym secie prowadziły już
12:8, ale roztrwoniły przewagę. Potem, dzięki pomocy rywalek – pomyliły się w ataku – znów odskoczyły. Miały dwie piłki setowe. Jordan Larson i Jordan Thmpson w trudnych momentach nie wstrzymały ręki i po chwili był remis (24:24). W kolejnych akcjach to biało-czerwone musiały bronić się przed porażką. Przy stanie 27:27 Kathryn Plummer uderzyła w aut, a po chwili Stysiak doskonale spisała się w kontrataku.
Podobny przebieg miała druga odsłona, tyle że Amerykanki już nie psuły zbyt wielu piłek. Biało-czerwone w jej decydującą fazę wchodziły z niewielką przewagą (17:15) i znów się zacięły. Larson i Plummer dały rywalkom prowadzenie 21:19. Potem był znów remis 22:22. Finisz należał do naszej drużyny, a właściwie do Stysiak. Liderka reprezentacji skończyła dwa kolejne ataki, zablokowała Thompson i tę część meczu skończyła z dorobkiem dziewięciu punktów.
Ostatnia piłka
Dwie przegrane końcówki nie złamały u Amerykanek ducha walki. Pozytywny efekt dały też zmiany dokonane przez szkoleniowca Karcha Kiraly'ego. Biało-czerwone wprawdzie kilkakrotnie odskakiwały na trzy punkty, ale przeciwniczki szybko odrabiały straty. Przy stanie 19:16 dobra passa naszej drużyny się zakończyła. Wołosz zepsuła serwis, a potem nastąpiła seria pięciu udanych akcji rywalek. W rolach głównych wystąpiły rezerwowe, Avery Skinner oraz Haleigh Washington.
Dla podopiecznych Lavariniego był to dopiero drugi stracony set w rozgrywkach. Mocno je podrażnił. Kapitalną partię rozgrywała Stysiak. Mocno wsparły ją Łukasik oraz Mędrzyk. Amerykanki też nie dawały za wygraną. Przy stanie 23:23 sprytną „kiwką” popisała się Stysiak. Polki miały meczbola. Ostatnia akcja była nie tylko najdłuższa w całym spotkaniu, ale i ozdobą widowiska. Fantastyczne obrony Aleksandry Szczygłowskiej i Wołosz pozwoliły w końcu na dogranie piłki do Łukasik, która stanęła na wysokości zadania.
Radość ze zwycięstw
Biało-czerwone po po spotkaniu były potwornie zmęczone, ale i zadowolone. - To był bardzo trudny mecz. Dwa pierwsze sety szły po naszej myśli, choć początek pierwszego wcale nie był taki łatwy, bo dziewczyny prowadziły bodajże sześcioma punktami. Wróciłyśmy jednak do naszej dobrej gry i to jest nasza charakterystyka ostatnio, że potrafimy stracić kilka akcji z rzędu, a potem gonić i wygrać - przyznała Magdalena Jurczyk, środkowa reprezentacji Polski. - Jest 8:0, więc pozostaje się tylko cieszyć – dodała.
Radości z dotychczasowych występów nie kryła też Natalia Mędrzyk. - Mimo trudnych momentów nie załamywałyśmy się. Natomiast mamy jeszcze trochę do poprawienia, więc będziemy dalej pracować. Zawsze może być bowiem lepiej. To były jednak super dwa turnieje i jesteśmy w dobrej formie – oceniła przyjmująca.
(mic)