Po takim meczu, jak ten w Krakowie, piłkarze Rakowa mogą się załamać… Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus

 

Wyjazdowe demony

Raków Częstochowa po raz kolejny udowodnił, że niemożliwe nie istnieje i jest w stanie stracić na wyjeździe punkty w każdych okolicznościach.


Podopieczni Dawida Szwargi przyjechali do Krakowa na mecz z Puszczą podbudowani zwycięstwem 4:0 z Lechem. Kibice z Częstochowy wierzyli, że złe demony odeszły i Raków w końcu, po serii 6 meczów ligowych w roli gościa bez zwycięstwa, wygra. Zespół miał przede wszystkim obudzić się po fatalnym meczu pucharowym w Gliwicach, gdzie przegrał 0:3. Pierwsza połowa sobotniego starcia wskazywała na to, że Raków się przełamie. Wszystko dzięki uprzejmości zawodników z Niepołomic. Najpierw w 21 minucie czerwoną kartkę zobaczył Ioan-Calin Revenco. Chwilę później gola samobójczego zdobył Artur Craciun. Jednobramkowa przewaga, gra 11 na 10, obiektywnie posiadanie lepszej jakościowo kadry… Wszystkie te fakty na temat Rakowa przestały mieć znaczenie, gdy w doliczonym czasie drugiej połowy Łukasz Sołowiej doprowadził do w wyrównania i Puszcza wyrwała punkt.

Raków w II połowie zrobił praktycznie wszystko źle. Najpierw stracił swoją przewagę liczebną po tym, jak Fran Tudor zasłużenie otrzymał drugą żółtą kartkę. Później nie wykorzystał kilku fantastycznych okazji do strzelenia gola. A na sam koniec zaprosił gospodarzy pod swoje pole karne, żeby ci wywalczyli rzut karny po zagraniu piłki ręką przez Bogdana Racovitana. Puszcza skorzystała z tych prezentów, a Raków wciąż musi starać się ugasić pożar, który jest cyklicznie wywoływany przez kolejne utraty punktów na wyjazdach.

Kacper Janoszka

 


GŁOS TRENERÓW

Dawid SZWARGA: - Pierwsza połowa przebiegała tak, jak zakładaliśmy – chcieliśmy ograniczyć wejścia Puszczy na naszą połowę. Potem była czerwona kartka, która pomogła nam „ustawić” mecz. Ta połowa była pod naszą kontrolą. W drugiej straciliśmy zawodnika, ale to nie była tragedia, bo graliśmy dziesięciu na dziesięciu. Mocno namawialiśmy zawodników, żeby zdobyli drugą bramkę, bo prowadząc 1:0 i gdy gra się z zespołem, który jest groźny przy stałych fragmentach, możemy doprowadzić w końcówce do takiej sytuacji, do jakiej doszło.


Tomasz TUŁACZ: - Chciałem pochwalić chłopaków szczególnie za II połowę, za ogromną determinację, bo próbowali odwrócić losy spotkania z tak mocnym rywalem. Na zdobyciu tego punktu, w tak trudnych okolicznościach, można teraz budować coś pozytywnego. Przed nami trudny tydzień i dwa wyjazdowe mecze we wtorek z Piastem i w sobotę ze Śląskiem. Dziękuję kibicom, bo wspierali nas przez cały mecz i dodawali otuchy w trudnych chwilach. Bardzo ważna była przerwa, bo w szatni przekazaliśmy zespołowi, że pomimo gry w dziesięciu i utraty bramki po samobójczym golu przechodzimy na grę dwójką napastników.