Wyjazd pełen radości
Kto by pomyślał, że tyle lat będziemy czekać na mecz z Górnikiem w ekstraklasie.
Jeśli mnie pamięć nie myli, to ostatni raz graliśmy na tym poziomie jakieś 20 lat temu. Szmat czasu. Smutnego czasu, pełnego rozczarowania, smutku, spadków. Nawet te spotkania w I lidze nie dawały tyle radości. Niby mecz przyjaźni, ale jednak taki lekko smutny. Na szczęście teraz będzie lepiej. Ostatnim razem, gdy graliśmy w Zabrzu, dostaliśmy lanie, aby nie używać ostrzejszego słownictwa. Teraz może będzie inaczej, w końcu nasze ostatnie mecze, ale i te Górnika, wyglądają zgoła inaczej.
Możemy pluć sobie w brodę, że daliśmy Widzewowi strzelić gola w końcówce. A przecież nie wyglądaliśmy źle. Potrafiliśmy znów się podnieść i odrobić straty. Nie powiem – rozczarowała mnie lekko ofensywa. W zasadzie zagraliśmy w niej składem optymalnym, a celnych strzałów było jak na lekarstwo. Dobrze, że jak już trafialiśmy w światło bramki, to większość wpadała. Nie zawsze jednak może być tak dobrze. Liczę po cichu, że w kolejnych grach będzie lepiej.
Szkoda, że ostatnio w zasadzie w ogóle nie widzimy na boisku Mateusza Maka. Jest to dla mnie martwiące, szczególnie że w poprzednim sezonie miał spory udział w awansie. Rozumiem, że nie jest zawodnikiem pierwszego wyboru. Akceptuję to, że w kadrze mamy kilku zdecydowanie lepszych piłkarzy. Dziwię się jednak, że w takim momencie, jak mecz z Widzewem, gdzie doświadczenie z wielu klubów na pewno by się przydało, trener nie widzi dla niego miejsca na boisku nawet na 10 minut. To pewnie dla niego deprymujące. Podobnie jak dla Aleksandra Komora. Olek nie prezentował się na boisku źle. Nie byłby wcale gorszy od Kuuska czy Klemenza. Szkoda, że nagle po kilku spotkaniach poszedł w całkowitą odstawkę. A wyniki wcale nie są zdecydowanie lepsze, a podobne. Najwyraźniej trener Górak szuka nadal optymalnego zestawienia. Im szybciej to nastąpi, tym lepiej dla nas. Na razie, przynajmniej do soboty, możemy odstawić dyskusję na temat tego kto gra, a kto nie. Po prostu cieszmy się „naszym” klasykiem.