Lech wygrał tylko 3 z ostatnich 11 spotkań ligowych. Fot. Jakub Kaczmarczyk/PAP


WYDARZENIE KOLEJKI

Wszystko zniszczyli

Wielka kartoniada z napisem „wstyd” dobrze oddała humory, jakie panują aktualnie w Poznaniu.


Do tego oczywiście należy dołączyć transparent krytykujący właściciela, prezesa i dyrektora sportowego, którzy przy rozczarowującej passie Lecha znaleźli się na świeczniku. „Kolejorz” miał wręcz wymarzoną sytuację do tego, aby zdobyć w tym sezonie mistrzostwo. Dysponuje najdroższą kadrą w swojej historii, a dwaj w teorii główni rywale do tytułu – Legia i Raków – jesienią byli zaangażowani w grę w europejskich pucharach. Poznaniacy musieli tylko skoncentrować się na ekstraklasie, chociaż... może trzeba jednak napisać „aż”?


Rumak ciągle nie wie

Mecz z Legią był idealnym podsumowaniem sezonu w wykonaniu Lecha. „Kolejorz” stracił dwie pierwsze bramki w 2024 roku na swoim terenie i obie strzelił sobie sam – nogami własnych środkowych obrońców. Przed meczem na największej trybunie wzdłuż boiska zaprezentowano wielką kartoniadę z napisem „wstyd”, a kibice już po raz kolejny bezpośrednimi okrzykami wyrażali swoje niezadowolenie z nijakiej gry piłkarzy. Co zresztą kuriozalne, kiedy w końcowym kwadransie gospodarze zaczynali nabierać rozpędu i wychodzili z obiecującą kontrą, ta została przerwana... bo z najbardziej zagorzałego sektora na boisko rzucono race. Jesienią oczekiwano wstrząsu po tym, gdy zespół zawodził pod wodzą trenera Johna van den Broma. Nie oczekiwano jednak, że zastąpi go Mariusz Rumak, który tylko pogorszył aktualny stan. Na konferencji po spotkaniu z Legią został zapytany o przyczyny kuriozalnego obrazu meczu, ale – tak jak po porażce w Chorzowie – odpowiedział: – Nie wiem. Nie potrafią odpowiedzieć na gorąco, co się wydarzyło.


Miały być puchary

Lech spadł na 5. miejsce i choć do 3. Legii traci tylko punkt, stoi przed realną szansą braku gry w europejskich pucharach. Kiedy przed sezonem wielkopolski klub ogłaszał nawiązanie trzyletniej współpracy z jedną z firm bukmacherskich, ta zapłaciła naprawdę dobre pieniądze, licząc na ekspozycję swojej marki na arenie międzynarodowej. W końcu „Kolejorz” był świeżo po kapitalnej kampanii w Lidze Konferencji i wydawało się, że bez większych przeszkód ponownie awansuje do fazy grupowej. Ten jednak niespodziewanie odpadł w eliminacjach, a teraz może w nich w ogóle nie zagrać... – Wiedzieliśmy, że to ważne spotkanie i dla nas, i dla kibiców. Mogliśmy powalczyć o coś więcej, a być może wszystko zniszczyliśmy. Największym problemem było to, co w ostatnich meczach, czyli nie pokazaliśmy odpowiedniego futbolu. Nasi kibice zasługują na więcej, żebyśmy pokazali jakość. Musimy wziąć za to odpowiedzialność – powiedział Joel Pereira, strzelec jedynego gola dla Lecha do właściwej bramki.


Być albo nie być

Dobre humory panują w Warszawie. Legia ma teraz wszystko w swoich rękach, by awansować do pucharów, a – teoretycznie – nawet obronić jeszcze wicemistrzostwo, jeśli Śląsk się poślizgnie. Terminarz sprzyja warszawiakom, bo w następnej kolejce udadzą się do Grodziska Wielkopolskiego na spotkanie z Wartą, a w ostatniej serii gier podejmą Zagłębie Lubin, które w ostatnich latach szczególnie sobie upodobali. – Wiedzieliśmy, że ten mecz był dla nas kluczowy, jeśli chodzi o być albo nie być w europejskich pucharach. Robota została zrobiona, przed nami jeszcze dwa spotkania i możemy powiedzieć, że wszystko zależy od nas. Cieszymy się, że wygraliśmy na tak trudnym terenie, ale myślimy już tylko o następnym meczu – powiedział trener „wojskowych” Goncalo Feio.

Piotr Tubacki