Sport

Wyczekana liczba

W niedzielę Kacper Woryna, zdobywając pierwszą w tym sezonie dwucyfrówkę, przyczynił się znacznie do wygranej Włókniarza z ROW-em.

Kacper Woryna nieźle zaprezentował się w starciu z klubem, w którym się wychował. Fot. Grzegorz Misiak/PressFocus

PGE EKSTRALIGA

Jeszcze przed meczem częstochowian wskazywano jako faworytów i wywiązali się ze swojej roli, pewnie pokonując u siebie rybniczan 51:39. Goście nie zamierzali oczywiście odpuszczać, więc trener Piotr Żyto dokonał roszad w składzie. Po dwóch spotkaniach kolejną szansę otrzymał Maksym Drabik. Ponadto w PGE Ekstralidze zadebiutował Jesper Knudsen, zastępując na pozycji U24 Kacpra Pludrę. Zmiany te zwiększyły siłę ognia Rekinów, które mocno stawiały się Biało-zielonym. ROW przegrał, lecz walczył niemal do końca. Miejscowi dopiero w biegach nominowanych zagwarantowali sobie triumf. – Z mojego punktu widzenia były to ciężkie zawody, panowała mocno „nieżużlowa” pogoda. Często niuanse i detale mocno decydują o tym, czy jest się szybkim na trasie lub też nie – mówił po spotkaniu w Częstochowie kapitan Włókniarza, Kacper Woryna.

Dąży do perfekcji

Niespełna 29-latek był drugą najważniejszą postacią (pod względem zdobytych punktów) w zespole Lwów obok Piotra Pawlickiego, który zgromadził płatny komplet (14 punktów z bonusem). Choć Woryna stwierdził, że przeżywał ciężki okres podczas ostatniego starcia, jego dorobek tego nie odzwierciedlał. Przy swoim nazwisku zapisał 10 „oczek”. Zawodnik pochodzący z Rybnika przyznał, że cały czas stara się dążyć do perfekcji, wprowadzając różne rozwiązania. – Wraz z kolegami cały czas trenujemy, szukamy różnych ustawień, próbujemy być coraz szybszymi żużlowcami i już mamy tego efekty – dodał.

Dla tego rajdera mógł być to pojedynek o szczególnym znaczeniu. Krono-Plast Włókniarz mierzył się z drużyną, której Kacper jest wychowankiem. Zapytaliśmy więc zawodnika, czy kierowała nim szczególna motywacja, by pokazać się z jak najlepszej strony w rywalizacji z ROW-em. Odpowiedział krótko – nie.

Raz stracił lokatę

Woryna był bliski wywalczenia większej liczby punktów. W gonitwie 15. przez dłuższy czas podążał na drugim miejscu, jednak na trzecim okrążeniu został minięty przez Maksyma Drabika. Co wówczas się stało? Czyżby to Drabik okazał się za szybki, czy po prostu kapitan gospodarzy w pewnym momencie obrał nieodpowiednią „ścieżkę”? – W niedzielę w Częstochowie mieliśmy taką pogodę, że trzeba było być czujnym. Niuanse i detale, o których już wspomniałem, decydują, czy motor chce się napędzać. Przyznam, że nie do końca czułem się szybki w ostatnim wyścigu. Wydawało mi się, że jeśli nie będę „przeszkadzał” motocyklowi, to bez problemu dojadę. Jednak kiedy mnie przeciwnik wyprzedzał, odjechałem dość mocno od krawężnika, jadąc trochę łagodniej. Przy kredzie na jednym z łuków zrobiła się dodatkowo tzw. tarka, która spowodowała, że popełniłem błąd i straciłem całą prędkość. Był to mój błąd – wyjaśnił.

Mocne przygotowania?

Częstochowskie Lwy teraz będą miały przerwę w ekstralidze. Dopiero 25 maja rozegrają kolejną potyczkę, w której pojadą na Krono-Plast Arenie z Falubazem Zielona Góra. W minioną niedzielę zespół spod znaku Myszki Miki odniósł upragnione zwycięstwo nad rywalami z Torunia (46:44). Podopieczni Mariusza Staszewskiego na pewno uczynią wszystko, aby jak najlepiej przygotować się do batalii z teamem z Ziemi Lubuskiej, który jeszcze nie tak dawno – po słabym początku zmagań – był skazywany na pożarcie. – Do tego meczu pozostało jeszcze trochę czasu. Po drodze będę miał występy w lidze szwedzkiej, tak więc kontakt z motocyklem zostanie zachowany. Odbędziemy jeszcze treningi, na których poszukamy czegoś, co sprawi, że będziemy szybsi. Na pewno nie będziemy leżeć na kanapie – uśmiechał się Woryna.

Norbert Giżyński