Porażka z Górnikiem nie pozwoliła tyszanom na zajęcie miejsca w fotelu lidera. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

 

Wybici z rytmu

Rolnicy stanęli na drodze tyszan na szczyt I-ligowej tabeli.

 

Zaległy mecz z 17. kolejki I ligi, który nie doszedł do skutku 2 grudnia ubiegłego roku z powodu fatalnych warunków atmosferycznych, opóźnił się nie tylko o 2 miesiące i 18 dni, ale jeszcze o dodatkowe 5 minut z powodu… protestu rolników. Blokada drogi spowodowała spóźnienie tyszan na mecz w Łęcznej i wybiła trójkolorowych z tradycyjnego rytmu przygotowań do gry.

Nic więc dziwnego, że początek spotkania zdecydowanie należał do gospodarzy. Ich przewaga w posiadaniu piłki została udokumentowana w 10 minucie. Wtedy, po wrzutce Damiana Gąski z lewego skrzydła, 20-letni Kacper Łukasiak najpierw uprzedził doświadczonego stopera gości, Nemanję Nedicia, a następnie wpadł w pole bramkowe i lewą nogą ulokował piłkę pod poprzeczką. W ten sposób został pokonany Maciej Kikolski, który w trzech poprzednich meczach zachowywał czyste konto.

Strata gola tak zdeprymowała młodego bramkarza tyszan, że w 14 minucie popełnił kardynalny błąd, wybiegając poza pole karne i mijając się z piłką. Marko Roginić uderzył zza „16” w kierunku pustej bramki, ale przestrzelił.

Wprawdzie w dalszej części pierwszej połowy obydwie drużyny starały się wypracować sytuacje strzeleckie, ale na prawdziwe okazje trzeba było czekać aż do jej ostatnich sekund. W 43 minucie Roginić, strzelając z 7 metra, zbyt lekko skierował piłkę w kierunku bramki tyszan. W odpowiedzi Bartosz Śpiączka w ostatniej chwili został przyblokowany przez Jonathana de Amo, gdy miał okazję w polu karnym i skończyło się tylko na rzucie rożnym. Ten sam efekt miał też szturm przyjezdnych w doliczonym czasie gry. Najpierw jednak Julius Ertlthaler, biegnący z futbolówką od połowy boiska, został zatrzymany faulem przez Mateusza Młyńskiego na 20 metrze. Wykonujący rzut wolny Wiktor Żytek, choć przymierzył w okienko, musiał uznać wyższość Macieja Gostomskiego.

Po zmianie stron zespół Dariusza Banasika, z powodu zmian wymuszonych kontuzją wprowadzonego w drugiej połowie Marcela Błachewicza, nie potrafił złapać swojego rytmu. W dodatku krew w żyłach szkoleniowca wicelidera tabeli mroziły nieporozumienia na linii Nedić – Kikolski. Natomiast Pavol Stano miał o wiele spokojniejszy dzień i w dodatku może się pochwalić „trenerskim nosem”. W 60 minucie zdecydował się wprowadzić na boisko Ilkaya Durmusa, a ten 45 sekund później płaskim uderzeniem spoza pola karnego ustalił wynik.

W ten sposób Górnik Łęczna po 5 meczach bez strzelonego gola nie tylko pierwszy raz od 4 listopada ubiegłego roku zdobył 3 punkty, ale jednocześnie zameldował się w strefie barażowej. Natomiast tyszanie kolejny raz nie wykorzystali szansy na to, żeby samodzielnie zająć miejsce w fotelu lidera. Wystarczyłby im jeden punkt, ale postawa rywali i protest rolników sprawiły, że kibice GKS-u Tychy znowu muszą czekać na moment, w którym ich ulubieńcy „okopią się” na szczycie.


Jerzy Dusik