Sport

Wszystko przez kraksę

Amerykanka Kristen Faulkner mistrzynią olimpijską. Katarzyna Niewiadoma, mimo ambitnej walki, dopiero ósma.

Polki były widoczne na olimpijskie trasie. Fot. EPA/CHRISTOPHE PETIT TESSON/PAP

Zawodniczki, podobnie jak dzień wcześniej kolarze, rozpoczynali i kończyli rywalizację na placu Trocadero pod wieżą Eiffla. Kolejne podobieństwa to wyjazd ze stolicy na zachód na lekko pofałdowany teren w okolicach Wersalu i trzy wspinaczki na wzgórze Montmartre po powrocie do Paryża na kończących wyścig rundach. Do tego jeszcze niewielki peleton (92 uczestniczki z 57 krajów) i brak łączności radiowej. W zasadzie jedyna różnica to dystans do pokonania - panie miały do przejechania blisko 160 km (przy ponad 270 panów). 

Nasza faworytka

Mieliśmy w niedzielnym wyścigu kandydatkę do medalu. - Mając 30 lat zupełnie inaczej patrzę na igrzyska. Moje doświadczenie powoduje, że mogę się już odciąć od słowa 'presja' i skupić się tylko na tym, żeby dać z siebie wszystko. Możliwość reprezentowania Polski to coś niesamowitego - podkreślała przed swoim trzecim olimpijskim startem w wywiadzie dla portalu naszosie.pl Katarzyna Niewiadoma. - Nie mogę pozwolić, jak to wydarzyło się w Tokio, żeby okazje prześlizgnęły mi się przez palce - podkreślała zawodniczka z Ochotnicy Dolnej w Gorcach, gdzie zorganizowano specjalną strefę kibica. Niewiadomej, która do startu w Paryżu i późniejszego Tour de France przygotowywała się na obozie wysokogórskim w Andorze, pomagały Marta Lach i Agnieszka Skalniak-Sójka. 

Nudy na pudy

Zgodnie z tym, co przewidywała Polka, większa część wyścigu była wolna i nudna, a ściganie zaczęło się dopiero na rundach po powrocie do Paryża. Zaraz po starcie zaatakowała Awa Bamogo. Zawodniczka z Burkina Faso zapewne liczyła, że ktoś do niej dołączy, ale że nie było chętnych, więc przejechała sama kilkanaście kilometrów. Na więcej nie starczyło jej sił, peleton dogonił ją już na pierwszym wzniesieniu. Kolejne odważne, także z krajów niewiele znaczących w kolarstwie (Afganistan, Izrael, Słowacja czy Wietnam), kręciły na czele znacznie dłużej tylko dlatego, bo robiły to już w grupie. Zostały dogonione na ulicach stolicy Francji i wtedy rozgorzała walka o medale. 

Kraksa pod Montmartre

Bardzo duży wpływ na końcowe rozstrzygnięcia miała kraksa przed pierwszą wspinaczką na Montmartre. Na wąskiej uliczce przyblokowana została większość peletonu, który dodatkowo podzielił się na małe grupki podczas podjazdu. W tej czołowej znalazła się Lach, w tej goniącej - Niewiadoma. Wtedy moc pokazała zdecydowana faworytka wyścigu Belgijka Lotte Kopecky. Mistrzyni świata przeskoczyła do prowadzących, ale - jak się później okazało - kosztowało ją to wiele sił. 

Waleczna Niewiadoma

Niewiadomej się to nie udało, spróbowała więc podczas drugiego podjazdu. Pech dopadł na nim Lach, która po defekcie musiała zmienić rower. W efekcie odpadła od prowadzących i starała się pomóc naszej liderce w gonitwie. Dystans się jednak nie zmniejszał... Na ostatniej rundzie Niewiadoma postawiła wszystko na jedną kartę i ruszyła w samotną pogoń. Połykała kolejne zawodniczki, ale czołówka była już zdecydowanie za daleko. Medal przepadł...

Złoto dla Amerykanki

Z przodu wówczas kręciły Marianne Vos i Blanka Vas. Na ostatnich kilometrach do Holenderki i Węgierki dojechały Kopecky i Kristen Faulkner. I właśnie ta ostatnia zdecydowała się na atak. Niespełna 32-letnia Amerykanka szybko wypracowała sporą przewagę i jako pierwsza minęła linię mety. Sprinterską walkę o drugie miejsce wygrała Vos, a brąz przypadł zmęczonej Kopecky, która minimalnie wyprzedziła Vas. Niewiadoma dotarła pod wieżę Eiffla na ósmym miejscu, Lach zajęła 10., a Skalniak-Sójka 45. miejsce.

(g)