Sport

Wszystko dopiero przed nami

Rozmowa z Wojciechem Tkaczem, byłym reprezentantem kraju (142 występy, 54 gole), olimpijczykiem z Albertville'1992, dzisiaj zapalonym golfistą

Zespoły Re-Plastu Unii i GKS Tychy są głównymi kandydatami do finału mistrzostw Polski. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus

TAURON HOKEJ LIGA 

Sporo się dzieje w ligowej rywalizacji. Czy właśnie takiej pan oczekiwał w tym sezonie?

- Poziom na pewno nas zadowala, bo jest wiele meczów emocjonujących, rozstrzyganych w dogrywkach czy też w rzutach karnych. To przede wszystkim jest efekt odpowiedniego poziomu organizacyjnego klubów, oczywiście, nie wszystkich. Kilka ma stabilne budżety, prowadzą odpowiednią politykę kadrową, nieźle rozbudowanego skauting. Sprowadzają hokeistów ze Skandynawii czy zza oceanu, od których można się wiele nauczyć i, co najważniejsze, nie odcinają oni kuponów, a  chcą pokazać swoje umiejętności. I mają okazję zagrać w europejskich pucharach, a w swoich krajach mogliby o tym pomarzyć. Transfery są przemyślane, choć zdarzają się nietrafione, ale wynikają one z przyczyn często poza sportowych. Jest ich coraz mniej, bo skauting, jak wcześniej powiedziałem, jest na odpowiednim poziomie i trzeba zapisać plus po stronie działaczy, którzy wykonują solidną pracę w klubach.

Ostatnia porażka GKS-u Tychy w Toruniu była dla pana niespodzianką?

- Niedużą, bo toruński zespół w ostatnim czasie prezentuje wysoką formę. Owszem, GKS Tychy przegrał, ale nadal jest liderem z wysoką przewagą nad pozostałymi drużynami. To solidna ekipa i widać rękę fińskiego szkoleniowca. Przed sezonem w Tychach dokonano trafionych transferów na konkretną pozycję. Tutaj nie było dzieła przypadku, gra każdego kandydata była szczegółowo analizowana. Tu jest jakość w każdej formacji i trudno się dziwić, że mają najwięcej strzelonych i najmniej straconych goli oraz zaledwie cztery porażki. Poziom ligi się nie tylko podniósł, ale również wyrównał i uważam, że do końca sezonu zasadniczego będziemy jeszcze notowali nieoczekiwane wyniki. Mam szacunek dla hokeistów GKS-u Tychy za ich dotychczasowy dorobek, ale pamiętajmy, że poza Superpucharem Polski, dość nieszczęśliwie przegranym, nie mieli dodatkowych obowiązków takich jak ich rywale zza miedzy z Oświęcimia czy Katowic.

Czy pańskim zdaniem można porównać kadry GKS-u Tychy i obrońców tytułu mistrzowskiego z Oświęcimia?

- Gdy się popatrzy na papier, to się wydaje, że Unia powinna rządzić oraz dzielić. Wszystkie cztery ataki niezwykle ofensywne, solidna obrona oraz stabilny i sprawdzony w twardych bojach bramkarz. Cóż więcej potrzeba? Zespół miał imponujący początek, świetnie się spisał w Lidze Mistrzów i niewiele brakowało, by odniósł historyczny sukces nie tylko klubowy, ale całego naszego hokeja i awansował do play offu tych rozgrywek. Jednak jestem trochę zaskoczony spadkiem formy całego zespołu. W Unii albo wszyscy grają na wysokim poziomie, albo nikt - i tak właśnie mieliśmy w kilku ostatnich kolejkach. Tak czy siak zespół z Oświęcimia ma wszelkie dane, by obronić tytuł mistrzowski, ale musi unikać takich wahań formy.

Nie możemy zapominać o kolejnym duecie z aspiracjami - GKS-ie Katowice i JKH GKS-ie Jastrzębie-Zdroju. Jak go pan postrzega?

- Od ery trenera Jacka Płachty w Katowicach skład był odpowiednio zestawiony, ale, jak to zwykle bywa, były wymieniane pewne ogniwa. Przed tym sezonem było trochę inaczej. Zmian dokonano nieco wcześniej, do działaczy uśmiechnęło się szczęście. Splot nieszczęśliwych wydarzeń w Nowy Targu sprawił, że do zespołu dołączyli: Dupuy, Mroczkowski i Wronka, gracze o ustalonej marce. Od tego momentu zespół zaczął lepiej funkcjonować. Niemal rzutem na taśmę zdołał zakwalifikować się do turnieju finałowego Pucharu Polski. Inna sprawa, że nieco wcześniej zespół miał problemy zdrowotne, ale po ich zakończeniu GKS prezentuje się znacznie lepiej. Awans do finału Pucharu Kontynentalnego, zwłaszcza zwycięstwo nad gospodarzami Aalborgiem zasługuje na specjalne wyróżnienie. Z zainteresowaniem będę obserwował poczynania ekipy trenera Płachty. Zespół z Jastrzębia od wielu sezonów należy do niewygodnych rywali i teraz też się nic nie zmieniło w tej kwestii. Zespół trenera Roberta Kalabera jest znany solidnej obrony, ale w swoich szeregach ma też na wskroś ofensywnych zawodników. Sęk w tym, że ten skład, moim zdaniem, nie jest równy. I w meczach z silnymi rywalami jest to odczuwalne. Jednak trzeba mieć baczną uwagę na ten zespół

Z pańskich wypowiedzi wynika, że wielka czwórka jest stabilna. Czy któryś z pozostałych zespołów może postarać się o niespodziankę?

- Do końca sezonu zasadniczego, w moim przekonaniu, niewiele się zmieni. Współczuje, że ekipy z Sanoka oraz Nowego Targu dopadły problemy natury organizacyjno-finansowe i należy trzymać kciuki, by wyszły z tych kłopotów. Niemniej zespoły z Krakowa, Sosnowca czy Torunia są na tyle silne, że mogą spłatać faworytom sporego figla. Przeczytałem wywiad z jednym z obrońców Energi Toruń (Mateuszem Zielińskim – przyp.red.), który powiedział wprost, że ich celem jest półfinał. Patrząc na ich ostatnie dokonania wcale nie są bez szans. Cracovia i Zagłębie też mają spory potencjał i wiele atutów. Tak więc musimy się uzbroić w cierpliwość, bo dopiero wszystko przed nami. I nie raz będziemy zaskoczeni rozstrzygnięciami w sezonie zasadniczym, a o play offie już nie wspomnę.

Rozmawiał

Włodzimierz Sowiński