Maciej Sadlok (z przodu) nie ma problemów z tym, że Josema (z tyłu po prawej) zajął jego miejsce w składzie. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


Wszyscy ciągną ten wózek

Jutro chorzowian czeka jeden z najdalszych wyjazdów, na trudny teren do Szczecina. Trener Janusz Niedźwiedź nie będzie mógł skorzystać z kilku zawodników.

 

Pogoń będzie oczywistym faworytem, chcącym odkuć się za ostatnią porażkę z Lechem Poznań. Jesienią pokonała Ruch 3:0 i teraz liczy na powtórkę. „Niebiescy” jednak zapowiadają walkę o zwycięstwo, bo po bezbramkowym remisie z Puszczą ich sytuacja jest już beznadziejna.

 

Doświadczonym okiem

- Bez dwóch zdań to był dla nas bardzo ważny mecz, tym bardziej znając wynik meczu Korony - mówił doświadczonym okiem Maciej Sadlok, który ostatnie spotkanie oglądał z ławki rezerwowych. - Sytuacja bardzo mocno się skomplikowała. Prawdą jest, że wszyscy wiedzą o Puszczy wszystko, a i tak niepołomiczanie dochodzą do sytuacji. Jeśli cały czas coś jest szlifowane, to opanowuje się to do perfekcji. Mają swój styl i upatrują w nim szansy. Daje im to punkty, dało awans. Taka jest ich filozofia i trzeba się do tego dostosować, próbować neutralizować. Puszcza nie strzeliła nam gola. W I lidze też mieliśmy z nimi dobre rezultaty, ale to nie wystarczy, bo trzeba jeszcze zdobyć bramkę. To był klucz, ale niestety nic nie wpadło - powiedział piłkarz, który w Ruchu zagrał 146 spotkań. - W pierwszej połowie fajnie wychodziliśmy od tyłu, a Puszcza kompletnie nie miała szansy na zabranie nam piłki. Potem za wolno pchaliśmy akcje do przodu, brakowało elementu zaskoczenia w fazie ofensywnej - ocenił 34-latek.

 

Przed nimi czołówka

Sadlok jest świadomy, że czasu na wywalczenie utrzymania jest coraz mniej. Zostało 7 kolejek, z czego w 3 „Niebiescy” zmierzą się z rywalami z czołówki, walczącymi o mistrzostwo. Pogoń oczywiście ma już na nie tylko matematyczne szanse i raczej musi się skupić na walce o jakikolwiek medal. Natomiast Śląsk Wrocław i Lech Poznań znajdują się na podium, ścigając Jagiellonię. - Staramy się trzymać ciśnienie i być w pionie. Pogrążanie się w aktualnej sytuacji i nerwowości nie pomogą. W szatni jest duża grupa facetów i zgrzyty czy nieporozumienia tylko mogą pogorszyć sprawę. Jeśli coś się dzieje, to na bieżąco jest wyjaśnianie wewnątrz. Nie mamy żadnych problemów - wyjaśnił obrońca. Mecz z Pogonią będzie dla Ruchu o tyle trudny, że nie zagrają: Robert Dadok z powodu „czerwieni”, a Miłosz Kozak, Juliusz Letniowski i Przemysław Szur z powodu nadmiaru żółtych kartek.

 

Na dobre i na złe

Mimo fatalnych wyników, katastrofalnej sytuacji w tabeli i nie rzucającej na kolana gry na Stadion Śląski przychodzi regularnie przynajmniej kilkanaście tysięcy osób. Najmniej było w ostatnim zeszłorocznym meczu z Zagłębiem Lubin, nieco ponad 10 tysięcy, lecz wówczas temperatura była poniżej zera i nie zachęcała do wychodzenia z domu. Ostatnie spotkanie z Puszczą, typowy mecz „dla koneserów”, zgromadził w „Kotle czarownic” ponad 16 tysięcy widzów. To wynik nieosiągalny w takiej sytuacji sportowej dla zdecydowanej większości polskich klubów. - Pomimo słabych rezultatów cały czas mamy doping i wsparcie kibiców. Od paru sezonów istnieje więź z drużyną i nie jest łatwo ją rozwiązać. Ruch ma dużą markę, historię i fani zawsze będą wspierać zespół, na dobre i na złe. Naprawdę robimy wszystko, aby się im odwdzięczyć, ale po prostu cały czas czegoś nam brakuje. Remisami nie da się utrzymać - przyznał urodzony w Oświęcimiu defensor.

 

Ustępuje Josemie

W połowie lutego Sadlok wypadł „Niebieskim” z powodu kontuzji. Nie było go na meczach z Jagiellonią, Piatem, Stalą oraz Górnikiem, choć przed Wielkim Derbami Śląska wrócił do treningów. W starciach z Rakowem i Puszczą usiadł na ławce, bo jego miejsce w składzie zajął Josema, raczej nie mając w planach go oddawać. - Dopiero wróciłem po miesięcznej kontuzji. To drugi raz, kiedy byłem na ławce. Cieszę się, że jestem zdrowy, bo praktycznie od I ligi borykałem się z problemem, a zdrowie liczy się dla mnie przede wszystkim. Trzeba czekać na swoją szansę, bo w obronie nie robi się wielu roszad. Chłopaki w defensywie prezentują się dobrze, a jeśli coś prawidłowo funkcjonuje, nie ma potrzeby zmiany. Jestem na tyle doświadczonym zawodnikiem, że w pełni to rozumiem i jeśli tylko mogę, wspieram drużynę mentalnie w trakcie tygodnia. Staram się to robić, bo wszyscy razem ciągniemy ten wózek. Nigdy nie znasz dnia ani godziny, kiedy wskoczysz do gry i musisz być gotowy - przyznał spokojnie Sadlok.

 

O kontrakcie nie rozmawiali

15-krotny reprezentant Polski w czerwcu skończy 35 lat. To trzeci najstarszy piłkarz beniaminka, po Tomaszu Foszmańczyku i Michale Buchaliku. Jak wielu graczom Ruchu, jego kontrakt też wygasa z końcem czerwca. Ostatnio klub prolongował kilka z nich, m.in. z Szymonem Szymańskim czy Patrykiem Sikorą. - Na razie nie dyskutowaliśmy o tym. Muszę oczywiście wykreować swoją przyszłość. Jestem w takim wieku, że spokojnie mogę jeszcze pograć. W kontrakcie mam zapisaną opcję przedłużenia, trochę inną niż miała reszta chłopaków. To zapisy związane z meczami, minutami i tego typu kwestiami. Przyjdzie czas, kiedy spokojnie porozmawiamy z władzami klubu i wybierzemy najlepszą opcję - powiedział Maciej Sadlok.

 

Piotr Tubacki