Wstydu nie ma
Falowanie i spadanie - z taką sytuacją spotykamy się w przypadku zajadle rywalizujących o mistrzostwo Polski klubów z Poznania i Częstochowy.
Finisz wyścigu po tytuł już w najbliższą sobotę. Fot. PAP/Piotr Polak
Falowanie i spadanie – śpiewała Kora w utworze „Raz-dwa-trzy”, a tekst można zinterpretować tak - niezależnie od tego, jak wysoko skoczymy, to i tak grawitacja ziemska przyciągnie nas z powrotem do miejsca, z którego startowaliśmy. A z taką sytuacją stykamy się w przypadku zajadle walczących o mistrzostwo Polski klubów z Poznania i Częstochowy.
Solidarne remisy
Lech był mistrzem rundy jesiennej. Do wiosny przystępował z dwoma punktami przewagi nad Rakowem. Potem role się odwróciły i na czele peletonu pojawiły się Medaliki. Tak było do momentu, gdy w 32. kolejce uległy u siebie abdykującej Jagiellonii Białystok (1:2), a Kolejorz ograł Legię Warszawa (1:0) i dzięki temu zwycięstwu wrócił na szczyt z punktem przewagi. - Przegrana została bitwa, a nie wojna. Punkt przewagi Lecha nie ma żadnego znaczenia w kontekście decydującej rozgrywki o dużą stawkę, bo liczy się to, co na końcu – mówił wtedy uśmiechając się trener Marek Papszun, jednocześnie nie ukrywając, że liczy na zwycięstwo w Kielcach nad bardzo mocno przetrzebioną kartkami i przede wszystkim kontuzjami Koroną oraz na „pomoc” GieKSy, która na Nowej Bukowej miała pozbawić punktów Lechitów. Rywalizacja w przedostatniej kolejce miała wiele podtekstów, mniej lub bardziej uzasadnionych, tymczasem obaj pretendenci sami pokpili sprawę, solidarnie zdobywając po punkciku, choć w planach mieli „obowiązkowe” trzy.
Trener w humorze
I znów trener Marek Papszun zaskoczył wszystkich, tym razem swoim luzackim zachowaniem. Po spotkaniu z Koroną, w przeciwieństwie do swoich podopiecznych, którzy łapali się za głowy, kręcili nimi z niedowierzaniem, prezentował pogodny, wesoły nastrój. Zagadnięty o ten zaskakująco dobry humor wyjaśniał. - Wiara jest i będzie do końca. To powiedziałem zespołowi. Smutek i rozczarowanie jest duże, ale ono nie wynika z tego, że coś przegraliśmy, ale z ambicji, że chcemy wygrywać każdy mecz – tłumaczył szkoleniowiec wiceliderów. - Odkąd ponownie pojawiłem się w klubie, patrzę z radością na rozwój zespołu. Nikt się tego zespołu nie wstydzi. Nie było meczu w tym sezonie, byśmy się wstydzili swojej gry. Jesteśmy wicemistrzem Polski na kolejkę przed zakończeniem zmagań i walczymy o mistrzostwo. Czym więc się mam martwić? Daj Boże każdemu taki sezon. Wszystkim trenerom życzę, żeby tak zbudowali swoje kariery, takie wyniki w życiu wypracowali, jak ja przez pięć lat w ekstraklasie – zakończył, a jakże, z szerokim uśmiechem urodzony w Warszawie 50-letni szkoleniowiec Rakowa, który po raz pierwszy za wyniki Medalików odpowiadał w latach 2016-2023. Wówczas doprowadził częstochowian do awansu do PKO BP Ekstraklasy, zaczynając od trzeciego poziomu rozgrywkowego. Pod wodzą trenera Papszuna Raków zdobył mistrzostwo Polski, dwa krajowe Puchary oraz dwa Superpuchary.
Zbigniew Cieńciała
CZY WIESZ, ŻE...
O mistrzostwie Polski zadecyduje ostatnia kolejka, rozgrywana jednego dnia o tej samej godzinie (w sobotę, 24 maja, o godz. 17.30). W niej Lech podejmie zajmującego aktualnie 11. miejsce Piasta Gliwice, a Raków 13. Widzewa Łódź. Zatem jeśli w ostatniej kolejce Raków przegra, to na pewno złote medale zawisną na szyjach poznaniaków. Mistrzami Polski częstochowianie mogą zostać, jeśli spełni się jeden z trzech scenariuszy:
1. Raków wygra, a Lech przegra.2. Raków wygra, a Lech zremisuje.
3. Raków zremisuje, a Lech przegra.
W trzecim przypadku zespoły zrównają się punktami, ale dzięki lepszemu bilansowi meczów bezpośrednich Medaliki znajdą się na szczycie. Sytuacja jest więc banalnie prosta - Lech musi mieć więcej punktów od Rakowa na mecie sezonu, żeby zdobyć mistrzostwo kraju.