„Wścieklizna”
PODWÓJNY NELSON
Nic należy się zatem dziwić, że wielu byłych reprezentantów Polski nie zostawiło na swoich następcach przysłowiowej suchej nitki, nie brakowało nawet sugestii o zwolnieniu ze skutkiem natychmiastowym obecnego selekcjonera. Na przykład Jacek Ziober stwierdził kategorycznie, że reprezentacja Polski stoi w miejscu, a Michał Probierz nie zbudował niczego trwałego. „Z taką grą nie da się awansować na mundial - powiedział. - Kredyt zaufania do selekcjonera jest na wyczerpaniu”.
Dla obecnych reprezentantów kraju nie miał litości Grzegorz Lato. - Jeżeli przez 30 minut na własnym stadionie nie oddajemy strzału na bramkę... no to rany boskie - złapał się za głowę król strzelców mistrzostw świata w 1974 roku. - Okazuje się, że w starciach z nami nawet amatorzy, czy półamatorzy, są dla nas niebezpieczni.
Jak zwykle „do pieca dołożył” Jan Tomaszewski. - Stało się bardzo dużo, bo to była kompromitacja - wypalił z grubej rury. - Gra była beznadziejna! System gry, który zaproponował Michał Probierz, był boski. Jeden Bóg wie, co gramy.
Nie z wyboru, lecz z konieczności przyłączam się do chóru krytyków ostatniego występu naszej reprezentacji. Trzeba przecież w końcu walnąć pięścią w stół i krzyknąć „dość”! Dosyć już tolerowania tumiwisizmu i „wożenia się” na nazwisku, ewentualnie nazwie klubu, w którym jest się zatrudnionym. Mam to głęboko w plecach, czy facet siedzi na ławce rezerwowych na przykład w Arsenalu Londyn, albo innym renomowanym klubie. Ja także chętnie zostanę rezerwowym „Kanonierów”, czy innych „Czerwonych” i nie będę protestował, że jestem przyspawany do ławki rezerwowych. Na pewno wtedy bowiem nie będę miał na sumieniu żadnej straconej bramki przez ten zespół. Czyli - stosując skrót myślowy - nadam się na reprezentanta kraju.
Wiem doskonale, że kosmetyczka nie powinna mówić swojej klientce, że jest podobna do ropuchy, ja jednak nie jestem od pudrowania rzeczywistości i poprawiania „urody” naszych reprezentantów. W myśl zasady „widziały gały, co brały” nie zamierzam stosować taryfy ulgowej wobec nikogo, nawet wobec - jak będzie trzeba - Roberta Lewandowskiego. W zespole Biało-czerwonych nie powinno być świętych krów, z wszelkimi tego konsekwencjami. Moich gorzkich refleksji po wstydliwym występie przeciwko Litwie nie zmieniłoby nawet dwucyfrowe zwycięstwo z Maltą, która kojarzy mi się przede wszystkim z Zakonem Maltańskim, przez wiele państw uznawanym za suwerenny podmiot prawa międzynarodowego i dysponującym własną walutą! No bo czy jest powód, by skakać z radości pod sufit, gdy wygrywa się ze 172. drużyną w rankingu FIFA?
Bogdan Nather