Wróciłem dla dziadka
Rozmowa z Tomasem Petraskiem, kapitanem FC Hradec Kralove, legendą Rakowa Częstochowa, trzykrotnym reprezentantem Czech
W trakcie poniedziałkowego meczu towarzyskiego Czechy – Arabia Saudyjska Tomas Petrasek był ekspertem czeskiej telewizji. Fot. Michał Chwieduk
Rozmawiamy w Hradec Kralove, gdzie Czesi zmierzyli się w poniedziałek w towarzyskim meczu z Arabią Saudyjską. Gra tutaj to dla pana jak powrót do domu.
– Tutaj zaczynałem, grałem od 15 do 19 roku życia. Jako 19-latkowie zdobyliśmy mistrzostwo kraju juniorów i to było moje pierwsze osiągnięcie. Tutaj czuję się, że jestem u siebie, że jestem w domu. Wychowałem się niedaleko, w miejscowości Cestice, która liczy nieco ponad pół tysiąca mieszkańców.
Nowy sezon zaczęliście nieźle, teraz jesteście w środku tabeli. Jaki macie cel?
– W poprzednich rozgrywkach klub był na pograniczu pierwszej szóstki (FC Hradec Kralove skończył na 7. miejscu, a drużyny z miejsc 1-6 walczyły o europejskie puchary – przyp. red.). Nie udało się nam dostać do najlepszej szóstki i rywalizować z najlepszymi o czołowe lokaty. Nie jesteśmy kimś takim, żeby mówić i deklarować coś głośno – od tego są inni, a my skupiamy się na każdym kolejnym spotkaniu. Mamy bardzo dobry zespół. Powinniśmy być wyżej i punktów na naszym koncie też powinno być więcej, ale na razie jest, jak jest i jesteśmy na 10. miejscu z sześcioma punktami w siedmiu meczach.
Początek mieliście bardzo dobry, prawda?
– Zgadza się. Wystartowaliśmy wybornie, bo na inaugurację zremisowaliśmy na wyjeździe z mistrzem kraju, Slavią Praga 2:2. W kolejnych grach nie było już tak dobrze, teraz powoli wszystko odbudowujemy i idziemy powoli w górę tabeli. Co do mnie, to mam bramkę zdobytą w derbowym meczu z Pardubicami. To był ważny mecz, ale, niestety, tylko zremisowaliśmy. W niedzielę gramy ze Spartą Praga.
Właśnie! I na mieście można zobaczyć plakaty z pana podobizną, które reklamują to starcie na waszym kameralnym, 9-tysięcznym stadionie Maslovicka Arena. Już to choćby pokazuje, jaką ma pan tutaj pozycję!
– To ważny mecz, bo raz, że przyjeżdża do nas lider, a poza tym właśnie teraz świętujemy 120-lecie powstania klubu, FC Hradec Kralove. Ten mecz ze Spartą to takie spotkanie jubileuszowe. Gramy w specjalnych, dedykowanych koszulkach, wszystko będzie ładnie opakowane, żeby uczcić datę powstania. Jest mnóstwo fajnych materiałów wideo, całe miasto i region żyją tym wydarzeniem, no i Sparta Praga, czyli rywal, który przyciąga kibiców. Wszystkie bilety zostały już wyprzedane. To będzie spore wydarzenie, coś wyjątkowego.
Skoro mecz ze Spartą, to od razu nasuwa się pytanie, czy zaraz po jego zakończeniu umówił się pan na telefon z trenerem Markiem Papszunem? Przecież w Lidze Konferencji w trzeciej kolejce Raków rywalizuje właśnie ze Spartą w Pradze!
– Jeszcze się nie umówiłem (śmiech). Ale pisaliśmy do siebie po losowaniu, że fajnie będzie się spotkać po meczu. Już się cieszę.
A za kim pan będzie?
– Co za pytanie?! A jak myślisz (śmiech)? Raków to mój drugi dom i to oczywiste, że będę wspierał częstochowian.
W Lidze Konferencji z polskimi zespołami gra nie tylko Sparta, ale i Sigma Ołomuniec. Raków spotka się z nią już w drugiej kolejce, a Lech w szóstej. Co można powiedzieć o Sigmie i Sparcie?
– Co do Sparty, to znowu nabrała wiatru w żagle. Wrócił duński szkoleniowiec Brian Priske, a w Pradze mu bardzo wierzą i ufają (Priske prowadził Spartę wcześniej w latach 2022-24, poprzedni sezon spędził w Feyenoordzie – przyp. red.). Także dzięki niemu Sparta odzyskała siłę. Sigma? Ma bogatego właściciela, właśnie co zrobiła rekordowy transfer do klubu. Kupiła zawodnika za 3 miliony euro z Jablonca, chodzi o Michala Berana (w poniedziałek zadebiutował w reprezentacji Czech – przyp. red.). A mówimy tutaj nie o bogatej Sparcie czy Slavii, a o Sigmie. Czeska liga rośnie w siłę, także finansowo i to widać choćby po takim transferze.
A jak ją porównać do polskiej ligi, w której był pan przecież przez lata?
– Trudno je porównywać. Polska ekstraklasa jest bardziej wyrównana, w Czechach masz dwa, trzy zespoły, które wszystko zdecydowanie wygrywają. W Polsce mistrz, zanim zdobędzie tytuł, zgubi po drodze wiele punktów i jest spora możliwość, że drużyny z dołu tabeli zapunktują w rywalizacji z tymi walczącymi o czołowe lokaty. W Czechach tego nie ma, rzadko ci najlepsi się potykają. Jeszcze co do polskiej ligi, to idzie ona mocno do przodu, a takie porównanie mieliśmy przy okazji pucharowej konfrontacji Banika Ostrawa z Legią Warszawa. Teraz będzie fajne patrzeć na mecze polskich drużyn ze Spartą i Sigmą.
Rozmawiamy na ładnym, nowoczesnym stadionie w Hradec Kralove. Takiego brakuje w Rakowie, zgodzi się pan?
– To najgorsza, najsmutniejsza rzecz i ogromny wstyd dla takiego miasta jak Częstochowa, że przez tyle lat nie jest w stanie nic zrobić, nic zbudować. Naprawdę, szkoda słów…
Z Polską ma pan też kontrakt przez swoich menedżerów z INNfootball, czyli polskiej grupy menedżerskiej. Nie było latem ofert z ekstraklasy?
– Może i były, ale z Danielem Weberem pracuję na takiej relacji, na takim zaufaniu, że jeżeli nie jest to coś konkretnego, coś, co by mnie zainteresowało i wszystkich zadowoliło, to nawet nie zawraca mi głowy. Ta oferta, która była stąd, z Hradec Kralove, to było coś dla mnie najlepszego i nie chodzi tylko o warunki finansowe.
Co ma pan na myśli?
– Tę moją historię. Stąd poszedłem w piłkarski świat, na wypożyczenia, żeby trafić do Rakowa, a teraz można powiedzieć, że po kilkunastu latach historia zatoczyła koło. Ktoś, kto wyrobił sobie nazwisko za granicą, ktoś, kto był kapitanem przez tyle lat, teraz wraca i jest kapitanem w swoim byłym klubie. To ma wielkie znaczenie, może nawet większe niż aspekt finansowy. Mogę być teraz tutaj, u siebie, mogę się grą odwdzięczyć swojemu dziadkowi Rudolfowi, który, jak miałem sześć lat, woził mnie na treningi, a teraz co dwa tygodnie może mnie zobaczyć na stadionie w Hradec Kralove. To wiele dla mnie znaczy! Jak tutaj przyjeżdża, a ja gram, to jest przeszczęśliwy.
Latem 2023 przeszedł pan z Rakowa do koreańskiego giganta Jeonbuk Hyundayi. Proszę powiedzieć, jak tam było, jak liga się prezentowała, jak zawodowy futbol w Korei Południowej wygląda od środka?
– Na początku było świetnie. To potężny klub, który dwa razy wygrywał azjatycką Ligę Mistrzów. W ogóle trzeba powiedzieć, że futbol na tym kontynencie rozwija się w niesamowity sposób, jest ogromne zainteresowanie, wielkie inwestycje. Jeonbuk to olbrzymi klub, znaczące nazwiska i będąc tam, to czuć. To było wyzwanie, ale sportowo nie połączyło się to wszystko. Kiedy tam trafiłem, zespół był blisko spadku, a teraz znowu jest na czele z prawie 20-punktową przewagą nad resztą.
Czyli trafił pan tam w złym momencie?
– Czasami tak jest. Może miało tak być, żebym trafił do siebie, do Hradec Kralove?
A samo życie w Korei Południowej?
– Super! Urodził się nam tam drugi syn. Wszystko w klubie było poukładane na wysokim poziomie. Brakowało w zasadzie tylko tego, że niewiele osób mówiło po angielsku. Pod tym względem nie było łatwo, ale sportowo, to było wyzwanie.
A finanse? W porównaniu z Polską i Czechami dużo wyższe?
– Tak, dużo wyższe. Miałem tam bardzo wysoki kontrakt.
Sam klub Jeonbuk Hyundayi?
– No cóż, jak gram tyle lat, to jeszcze nic takiego nie widziałem. Baza treningowa wyglądała tak, że każdy zawodnik miał tam swój pokój. Miałeś śniadanie, obiad, kolację 24/7, taki all inclusive. Jak na przykład dziecko w domu płakało, to jechało się tam, żeby odpocząć, żeby się w spokoju przygotować do meczu, treningu. Wszystko przygotowane, dograne. Na mecze jeździliśmy bardzo komfortowymi autokarami. To był absolutny top.
A kibice?
– Niesamowici! Fajni, mili, ogromne zainteresowanie.
W tym okresie 2023-24 byli w koreańskim klubie zawodnicy z Europy?
– Nie. Byli za to Brazylijczycy i chłopak z Ghany, mój przyjaciel Nana Boateng, a prowadził nas znany w Polsce trener Dan Petrescu. W Korei wygląda to tak, że w lidze w wyjściowym składzie może grać tylko trzech obcokrajowców. Więc była taka sytuacja, że zagrałem super spotkanie i został piłkarzem meczu, ale w następnym nawet nie było mnie na ławce, bo trener chciał grać trzema Brazylijczykami z przodu. To było ciężkie, ale na pewno super doświadczenie. Zagrałem w azjatyckiej Lidze Mistrzów, ma to swoją wartość.
Na koniec pytanie o reprezentację Czech. W poniedziałek w trakcie meczu waszej drużyny narodowej z Arabią Saudyjską, który zakończył się wynikiem 1:1, był pan futbolowym ekspertem. Za miesiąc gracie ważny mecz u siebie z Chorwacją. Czesi awansują bezpośrednio z pierwszego miejsca?
– Wszyscy oczywiście chcielibyśmy, żeby tak było, ale pamiętamy, jak to wyglądało w pierwszym meczu w czerwcu w Chorwacji, gdzie wysoko przegraliśmy. Jasne, walczymy, liczymy na kolejną wygraną po tej kilka dni temu z Czarnogórą na wyjeździe, ale o pierwsze miejsce będzie bardzo ciężko. Powoli przyzwyczajmy się do myśli, że będziemy walczyć o awans do przyszłorocznych finałów mistrzostw świata w barażach.
Rozmawiała w Hradec Kralove Michał Zichlarz
TOMAS PETRASEK
Data urodzenia : 2 lutego 1992 r.Miejsce urodzenia : Rychnov nad Kneznou
Wzrost/waga : 199 cm/90 kg
Pozycja na boisku : środkowy obrońca
Kariera : AFK Castolovice, Spartak Rychnov nad Kneznou, FK Nachod, FC Hradec Kralove, SK Hlavice, Roudnice nad Labem, FK Kolin, SK Prevysov, Slavoj Vysehrad, Viktoria Żiżkov, Raków Częstochowa, Jeonbuk Hyundai Motors, FC Hradec Kralove
Sukcesy: mistrzostwo Polski, Puchar Polski, Superpuchar Polski, awans do ekstraklasy, awans do I ligi – wszystko z Rakowem. Wybrany do jedenastki stulecia częstochowskiego klubu. 3 mecze w reprezentacji Czech.
Niedzielny mecz FC Hradec Kralove ze Spartą Praga na plakatach reklamuje były kapitan Rakowa Tomas Patrasek. Fot. Michał Zichlarz
