Wrócił stary znajomy
Ruch zabezpieczył obsadę lewej obrony, ponownie wypożyczając z Lubina Szymona Karasińskiego. To jednak nie koniec transferów Niebieskich.
„Karaś” nie powiedział jeszcze ostatniego słowa w Ruchu! Fot. Press Focus
RUCH CHORZÓW
Kiedy kontuzjowany był Dominik Preisler, lewa obrona chorzowian wyraźnie kulała. Ustawiany był tam Szymon Szymański, ale widać było, że zdecydowanie nie czuje się tam dobrze. Kiedy Czech wrócił do gry, od razu było widać gigantyczny skok jakościowy i to nawet mimo faktu, że miewał jeszcze lekkie zaległości kondycyjne. Z każdym meczem będzie jednak lepiej, tym bardziej że teraz – ciut późno, ale okej – do składu dołączył nowy lewy obrońca. A może raczej stary, bo jest nim Szymon Karasiński.
Zna trenera Fornalika
„Karaś” był wypożyczony do Ruchu w zeszłym sezonie z Zagłębia Lubin i teraz wrócił na Cichą na podobnych zasadach. Różnica jest taka, że górnośląski klub zapewnił sobie u Dolnoślązaków opcję pierwokupu. Karasiński wrócił do macierzystego klubu, bo przyjrzeć mu chciał się trener Leszek Ojrzyński. Weryfikacja nie była jednak pozytywna, bo piłkarz ani razu nie znalazł się nawet w kadrze meczowej na ekstraklasę. Miedziowi zresztą już na początku przygotowań ściągnęli nowego lewego defensora, więc sytuacja Karasińskiego nie mogła dziwić. Warto też pamiętać, że obecny trener Ruchu Waldemar Fornalik jeszcze do września zeszłego roku pracował w Zagłębiu Lubin, więc doskonale zna zawodnika urodzonego w Zgorzelcu. – Mam dobre wspomnienia związane z trenerem Fornalikiem, za którego wchodziłem do drużyny Zagłębia. Ciężko wtedy pracowaliśmy, więc nie obawiam się tego i teraz – wspomniał pracę z „Kingiem” Karasiński.
Nie będzie tak łatwo
W zeszłym sezonie „Karaś” zagrał dla Ruchu w 31 meczach ligowych, z czego 16 zaczął od pierwszej minuty. Nominalnie to lewy obrońca bądź wahadłowy, ale wiosną trener Dawid Szulczek testował go jako opcję na środku defensywy, gdzie szło mu nie najgorzej. Karasiński zaliczył dwie asysty, obie w spotkaniu z Górnikiem Łęczna, w którym Szulczek debiutował na chorzowskiej ławce. Za jego grą przemawiał bez wątpienia PESEL, bo jako gracz urodzony w 2004 roku cieszył się statusem młodzieżowca. Teraz jednak „Karaś” nie będzie miał tego handicapu. Zresztą... nie można go traktować inaczej niż uzupełnienie kadry i pewnego rodzaju zabezpieczenie. Raz, że Preisler jest nie do wygryzienia, dwa, że w składzie jest pięciu zawodników mogących występować na środku obrony, w tym trzech sprowadzonych latem, a jeden – Nikodem Leśniak-Paduch – ze statusem młodzieżowca.
– Niecałe trzy miesiące temu graliśmy ostatni mecz, po którym dziękowałem wszystkim za szansę, jaką dostałem w Chorzowie. Los potoczył się tak, że kolejny raz zostałem zawodnikiem Ruchu i bardzo się z tego cieszę. Nikomu z chłopaków nic nie pisałem, dlatego gdy pojawiłem się w szatni, byli zaskoczeni. Miło mi było, gdy każdy witał mnie serdecznie i z uśmiechem. Mam do Ruchu ogromny sentyment. Nawet będąc teraz w Zagłębiu, śledziłem poczynania chłopaków, oglądałem kulisy. W Lubinie robiłem wszystko, by być w formie. Czuję się gotowy nawet na jutrzejszy mecz – powiedział „Karaś”.
Dyrektor zdradza kulisy
Jego transfer nie oznacza jednak końca ruchów Ruchu. Przede wszystkim chodzi o napastnika czy skrzydłowego, możliwe jest także ściągnięcie młodzieżowca. – Nieustannie pracujemy nad obsadą pozycji wymagających zabezpieczenia, zwiększenia rywalizacji. Jedną z nich była lewa obrona. Z pewnością nie jest to z naszej strony ostatni ruch kadrowy – zdradził dyrektor sportowy Ruchu Tomasz Foszmańczyk.
Karasiński to nie jedyna nowość-starość w Chorzowie. Wczoraj Ruch poznał rywala w Pucharze Polski, a tym – jak przed rokiem – została trzecioligowa Avia Świdnik, którą chorzowianie ograli wtedy 3:1. Na razie jednak trzeba grać ligę, a dziś na Stadion Śląski przyjedzie Stal Rzeszów, w zeszłym sezonie dwukrotnie pokonana przez Niebieskich.
Piotr Tubacki
