Mateusz Mak sprawił ogromną przyjemność nie tylko sobie i kibicom, ale także trenerowi. Fot. PressFocus


Wrócił do formy

W miniony weekend gwiazdą GieKSy był Mateusz Mak.


GKS KATOWICE

Ostatnia sobota była niezwykłym dniem dla piłkarzy i kibiców GKS-u. Katowiczanie wygrali aż 8:0 ze Stalą Rzeszów, która wcześniej nie przegrała 7 meczów z rzędu. Co więcej, zawodnicy Marka Zuba ledwie tydzień wcześniej pewnie pokonali lidera rozgrywek Lechię Gdańsk. Nie da się więc ukryć, że GieKSa w ostatnią sobotę wykonała kawał dobrej roboty. 3 punkty znów zapewniły drużynie Rafała Góraka miejsce na podium, tuż za liderującymi zespołami z Trójmiasta. Ponadto katowiczanie wciąż mają szansę na bezpośredni awans. Muszą oczywiście liczyć na potknięcie Arki, a sami potrzebują kompletu zwycięstw, ale na zapleczu ekstraklasy wszystko jest możliwe.


Mocni przy Bukowej

Pokazał to ostatni mecz. Nikt przed pierwszym gwizdkiem nie przypuszczał, że GKS będzie w stanie w taki sposób rozgromić przyjezdnych z Rzeszowa. Co prawda na stadionie przy Bukowej jest mocny, ale taki wynik był po prostu nie do przewidzenia. - Wiedzieliśmy, że u siebie jesteśmy bardzo mocni. Poza porażką z Odrą Opole w tej rundzie tutaj praktycznie wszystko wygrywamy. Zrobiliśmy fajną niespodziankę sobie i naszym kibicom – powiedział po spotkaniu Mateusz Mak. Skrzydłowy zaznaczył przy okazji, że bardzo ważnym elementem, który pozwolił odnieść okazałą wygraną nad Stalą, był mecz poprzedniej kolejki z Polonią Warszawa. W stolicy piłkarze trenera Góraka w ostatnich minutach odwrócili losy meczu i zdobyli dwie bramki, dodając do swojego bilansu 3 punkty. - To zwycięstwo dało nam kopa mentalnego. Było ważne, bo jest końcówka sezonu i znajdujemy się wysoko. Teraz będziemy grać o kolejne zwycięstwa – zaznaczył 32-latek, który w GieKSie gra od początku bieżącego sezonu.


Pierwszy hat trick

Dla Maka spotkanie ze Stalą było wyjątkowe. W pierwszej połowie zdobył 3 bramki, które w praktyce zagwarantowały katowiczanom zwycięstwo. - To mój pierwszy hat trick, więc bardzo się cieszę – mówił zadowolony zawodnik, który w szale radości zapomniał po spotkaniu o zabraniu ze sobą pamiątkowej piłki. Powodów do radości było jednak więcej. Mak odblokował się i po raz pierwszy trafił do siatki od listopada. Ponadto za nim trudny sezon, podczas którego stracił sporo czasu przez kontuzje. Rywalizację wiosną rozpoczął z opóźnieniem – dopiero w kwietniu – bo leczył naderwany mięsień dwugłowy. Teraz zyskał na tym, że urazu doznał Grzegorz Rogala i zastąpił go w wyjściowej 11. Jego zeszłotygodniowy występ z Polonią był pierwszym podczas wiosennych zmagań, w którym zagrał od pierwszego gwizdka.


Wszyscy szczęśliwi

Hat trick nie tylko ucieszył samego piłkarza, ale również szkoleniowca GieKSy. Rafał Górak po tym, jak w drugiej połowie ściągnął Maka z boiska, nie ukrywał swojej radości, z uśmiechem na ustach obejmując 32-latka. - Jesteśmy ludźmi i mamy swoją przeszłość. Spotkałem braci Maków w szkółce Stadionu Śląskiego, gdy mieli po 17 lat. Stamtąd trafili do mojego Ruchu Radzionków. To jest ogromna więź sentymentalna. Nie chodzi o to czy się kogoś lubi, czy nie. Zawsze uważałem, że obaj mają potencjał i talent. Mateuszowi parę urazów przeszkadzało w tym sezonie, aby ciągle być do dyspozycji. Wiem, jak bardzo zależało mu, aby oddać GKS-owi Katowice to, co dostaje od tego klubu. To ambitny piłkarz, świetny człowiek i stąd też pojawiły się takie emocje – powiedział po spotkaniu szkoleniowiec GKS-u.

Teraz Rafał Górak z pewnością stanie przed trudnym wyborem. W ostatnich dwóch meczach na lewej stronie boiska w roli wahadłowego występowali wymiennie Mak i Mateusz Marzec. Grzegorz Rogala jednak już wraca do odpowiedniej dyspozycji, więc po hat tricku swojego podopiecznego szkoleniowiec będzie musiał się poważnie zastanowić, na kogo postawić w ostatnich starciach w sezonie.

Kacper Janoszka