Wpadka na lewym brzegu rzeki Jiu
Mocny doping polskich żołnierzy w Krajowej nie poniósł Biało-czerwonych do drugiego zwycięstwa w EHF Euro Cup 2026.
Paulina Uścinowicz i jej koleżanki meczu z Rumunkami nie zaliczą do udanych. Fot. Marta Badowska/PressFocus
EHF EURO CUP 2026
Biało-czerwone mają za sobą drugi mecz w turnieju wymyślonym przez EHF, a przeznaczonym dla współgospodarzy mistrzostw Europy 2026, którzy nie muszą brać udziału w kwalifikacjach. Oprócz Polski są to: Czechy, Rumunia, Turcja i Słowacja, a także medaliści ostatniego Euro: Norwegia, Dania i Węgry.
W czwartek nasze panie pokonały w Mielcu Słowaczki 28:20, a wczoraj w miejscowości Krajowa zostały podjęte przez Rumunki. Bilans 90 starć zdecydowanie przemawiał za rywalkami (58-7-25), które, grając pod kierunkiem nowego trenera, postawiły się na wyjeździe Norweżkom, ulegając zaledwie 27:29. I właśnie ten wynik powinien dać do myślenia Polkom, a nie zwycięstwo 29:24 w grudniu ubiegłego roku na ME.
Szczęście i pech
Na pierwsze trafienie czekaliśmy prawie 3 minuty. Uzyskała je Aleksandra Olek, grająca w rumuńskim HC Dunarea Braila, a potem już poszło. Tyle że nie jak z płatka, bo jednak przez większą część pierwszej połowy nasze zawodniczki goniły Rumunki. Już po 10 minutach można było zauważyć, że coś w ich grze szwankuje. Trener Arne Senstad poprosił o czas i skorygował plan taktyczny. Pomogło, bo w 27 minucie jego podopieczne objęły pierwsze prowadzenie. W samej końcówce miały szczęście, gdy Rumunki nie wykorzystały sam na sam, trafiając w słupek, ale też pecha, gdy sunąc z kontrą, obiły poprzeczkę.
Atak - gigantyczny problem
Po zmianie stron przeciwniczki przyspieszyły i szybko odskoczyły na 3 bramki. Norweg poprosił o czas, bo gra jego zespołu zaskakująco się posypała. Tym razem efekt był odwrotny, gdyż za moment traciły już do Rumunek 5 goli. W ciągu 10 minut drugiej połowy nasze reprezentantki zdobyły tylko 2 bramki (!), nic zatem dziwnego, że przewaga rywalek rosła lawinowo. Sestad wykorzystał więc ostatnią przerwę na rozmowę, ale kwestia zwycięstwa była praktycznie przesądzona. Rozrzucona defensywa nie stanowiła monolitu. Gigantycznym problemem była jednak przed wszystkim skuteczność w ataku. Zresztą ogólna dyspozycja Biało-czerwonych była w niedzielę delikatnie ujmując... niedzielna. Naszym zawodniczkom nie pomagał nawet głośny doping polskich żołnierzy kibicujących na trybunach hali miasta położonego na lewym brzegu rzeki Jiu.
Na ewentualną zdobycz punktową w EHF Euro Cup muszą poczekać do marca. Zmierzą się wtedy z Norweżkami, które wczoraj w Bratysławie rozbiły Słowaczki 31:19 (18:9).
Zbigniew Cieńciała
◼ Rumunia - Polska 34:29 (15:15)
RUMUNIA: Dumanska, Curment - Mihai 3, Stoica 2, Laslo 2, Necula 2, Skrobic 1, Vasiliu, Boiciuc, Ostase 6, Dumitrascu 2, Seraficeanu 3, Rosu 2, Popa, Gogirla 3, Grozav 8/7. Kary: 6 min. Trener Ovidiu MIHAILA.
POLSKA: Płaczek, Zima, Wdowiak - Balsam 2, Kobylińska 5, Kochaniak 1, Olek 5, Uścinowicz 1, Michalak 2, Granicka 4, Nosek, Pankowska 2, Cygan 7, Janas, Nocuń, Głębocka. Kary: 8 min. Trener Arne SENSTAD.
Przebieg meczu: 1:0 (2), 1:1 (3), 5:3 (8), 7:4 (11), 7:6 (12), 9:6 (14), 10:8 (15), 11:10 (18), 13:11 (22), 13:14 (27), 15:15 (30), 17:15 (32), 21:16 (37), 25:17 (41), 25:20 (45), 27:23 (47), 29:23 (48), 30:25 (50), 31:28 (54), 34:29 (60).
