Wisła w drodze na Bałkany
Rewanż w Kosowie w ramach kwalifikacji Ligi Europy nie będzie łatwe. Odbędzie się bez udziału publiczności. Wisła jest jednak dobrej myśli.
Ostatni raz w europejskich pucharach Wisła Kraków zaprezentowała się w 2012 roku. Ówcześni mistrzowie Polski walczyli o udział w Lidze Mistrzów. Dotarli jednak tylko do IV rundy kwalifikacyjnej, po drodze wygrywając dwumecze ze Skonto Ryga i Liteksem Łowecz. „Biała gwiazda” odpadła dopiero po porażce z APOEL-em Nikozja i musiała się zadowolić grą w fazie grupowej Ligi Europy. W niej drużyna prowadzona przez Kazimierza Moskala, a wcześniej przez Roberta Maaskanta, wygrała trzy mecze (z Fulhamem 1:0, Odense Boldklub 2:1 i Twente Enschede 2:1), trzykrotnie również przegrała.
To pozwoliło jej na zajęcie drugiego miejsca w grupie i na awans do 1/16 finału. W nim zespół z Krakowa dwukrotnie zremisował ze Standardem Liege, a o awansie Belgów zadecydował niedawno wycofany przepis o bramce strzelonej na wyjeździe, która liczyła się „podwójnie”.
Od tych wspomnień minęło sporo czasu, ale jest szansa na to, żeby drużyna po raz kolejny mogła przeżyć ciekawą przygodę w tych samych rozgrywkach. Po zwycięstwie w Pucharze Polski Wisła rozpoczęła podróż w stronę fazy grupowej LE, wygrywając w pierwszym meczu u siebie z Llapi Podujevo 2:0. Znów, tak jak przed laty, przy linii bocznej stoi Kazimierz Moskal, który jest opiekunem zespołu.
Bez wsparcia z trybun
Pozycja krakowian w krajowych rozgrywkach nie ma przecież najmniejszego znaczenia, szczególnie gdy przychodzi im się mierzyć z zespołami z krajów znajdujących się niżej w rankingu UEFA od Polski (pozycja Kosowa – 32, Polski – 18). Ekipa z Kosowa nie powinna stanowić zagrożenia dla Wisły, udowodniła to zresztą zeszłotygodniowa rywalizacja przy Reymonta. Teraz zespół Kazimierza Moskala wybiera się na rewanż; teoretycznie może wydarzyć się wszystko, jednak przy odpowiednim poziomie koncentracji „Biała gwiazda” powinna wrócić do ojczyzny ze zwycięstwem. Mecz będzie o tyle specyficzny, że odbędzie się bez udziału publiczności. Decyzja ta jest karą nałożoną przez UEFA za zachowanie kibiców z poprzedniego sezonu, gdy w meczu z czarnogórskim Budućnost Podgorica użyli środków pirotechnicznych. To oznacza, że wiślacy nie będą mogli liczyć na wsparcie swoich fanów. - Nastawiamy się na znacznie trudniejszy mecz niż w Krakowie, nie ma co ukrywać. Tutaj gramy u siebie, znamy ten stadion, to są nasze ściany. Tutaj mamy też naszych kibiców, nasz główny czynnik motywujący. Bez tego w Kosowie będzie dwa razy ciężej – powiedział kapitan zespołu Alan Uryga.
Było trudno, będzie trudniej
Jeszcze przed pierwszym spotkaniem wiadomo było, że ekipa z Kosowa nie będzie odstawiać nóg. - Spodziewaliśmy się trudnego i bardzo fizycznego meczu. I dokładnie taki był – zauważył po zeszłotygodniowej rywalizacji Marc Carbo. Z uwagi na to, że pierwsze spotkanie zakończyło się niekorzystnym rezultatem dla rywali Wisły, rewanżowe starcie może być jeszcze brutalniejsze. Nie oznacza to jednak tego, że podopieczni Kazimierza Moskala muszą się bać swoich przeciwników. Wręcz przeciwnie – jeśli tylko będą grali tak, jak zagrali tydzień temu u siebie, mogą być pewni awansu do kolejnej rundy eliminacji.
To dopiero początek
Zawodnicy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że rewanż będzie zupełnie innym spotkaniem. - To będzie trudny mecz, ale wejdziemy w niego z taką samą ambicją i oddaniem. Mamy zamiar kontynuować nasze marzenie - stwierdził Carbo. - Będzie ciężko, tego jestem pewny. Chcemy zagrać nawet lepiej niż tydzień temu. Na pewno nie zamierzamy odpuszczać. To dopiero początek - zaznaczył Joseph Colley. Uryga zwrócił natomiast uwagę na inne niekorzystne czynniki poza brakiem kibiców na trybunach. - Wszyscy wspominają o słynnej kosowskiej pogodzie, która nas tam przywita. Te warunki sprawy nie ułatwią. Liczymy się z tym, że ten mecz będzie wyzwaniem - stwierdził kapitan. Piłkarze jednak nie powinni na zapas szukać wytłumaczeń. Mają robotę do wykonania i rywala do pokonania.
Przedłużenie drogi
Czy więc powtórzy się scenariusz sprzed kilkunastu lat? Czy Wisłę będzie stać na to, żeby przedostać się przez fazę eliminacji i awansować do europejskich pucharów? Piękna byłaby to historia, szczególnie jeśli udałoby jej się dostać do Ligi Europy, jak przed laty. Do niej dostają się elitarne zespoły, to przecież poważne europejskie rozgrywki. Najpierw jednak trzeba wykonać pierwszy krok, udowodnić, że wygrana z Llapi u siebie nie była dziełem przypadku. Dziś Wisła znów powinna wygrać, jeśli chce marzyć o tym, żeby jej droga w Europie była jak najdłuższa.
Kacper Janoszka