Winnych jest wielu
W Gliwicach, po najlepszym rozpoczęciu ligowych zmagań od mistrzowskiego sezonu, zespół dostał zadyszki.
Piast przegrał dwa spotkania z rzędu, w których – co ważne – był drużyną gorszą. Co więcej, w domowym spotkaniu z Jagiellonią Piast oddał tylko jeden celny strzał, więc pomimo twierdzeń Macieja Rosołka, który w pomeczowych wywiadach zachwalał występ swojego zespołu w drugiej połowie, ciężko uznać, aby spotkanie to gliwiczanie mogli uznać za udane. Gliwiczanie mają bowiem nadal problem z kreowaniem dogodnych sytuacji bramkowych, a większość ich uderzeń to strzały spoza pola karnego. Można pokusić się wręcz o stwierdzenie, że Piast pozbawiony Micheala Ameyaw stracił cały swój błysk w ataku. Sytuacji w ataku Piasta nie pomagają również napastnicy. Zarówno Fabian Piasecki, jak i Rosołek czekają bowiem na kolejnego ligowego gola od kwietnia tego roku. Zastanawiający jest zwłaszcza przypadek tego drugiego gracza, który nie tylko nie zdobywa bramek, ale nie dochodzi nawet do dogodnych sytuacji i zazwyczaj przegrywa pojedynki fizyczne z obrońcami rywali. W ostatnim spotkaniu pojawił się na boisku na pozycji skrzydłowego, ale również tam nie zachwycił. Oczywiście za wcześnie, aby już teraz oceniać ten transfer, jednak – jeżeli dyspozycja Rosołka będzie niezmienna – nie należy się spodziewać, aby przebywał w Gliwicach dłużej niż obecna roczna umowa.
W mojej ocenie nie jest możliwym jednak zrzucenie całej odpowiedzialności za występy gliwiczan na napastników. Piast bowiem nie stwarza im środowiska sprzyjającego do strzelania bramek. Nie widać przy tym, aby w najbliższym czasie miało się to zmienić. Z kolei w tej jednej, jedynej sytuacji, gdy do Piasta uśmiechnęło się szczęście w postaci błędu obrońcy Jagiellonii, chłodnej głowy pod bramką białostoczan zabrakło Michałowi Chrapkowi i tym samym Piast zasłużenie przegrał spotkanie z mistrzem Polski. Z tego też względu w czarnych kolorach widzę niedzielny wyjazd do Szczecina, który nigdy nie był do Piasta dogodnym terenem.