Wina Niedźwiedzia
Rozmowa z Mariuszem Śrutwą, który w barwach Ruchu rozegrał rekordowe 442 mecze
Mariusz Śrutwa nie ma najlepszej opinii o trenerze Januszu Niedźwiedziu. Fot. Krzysztof Porębski
- Trzeba to podzielić na dwie fazy. Na początku rzeczywiście nie szło za dobrze i nie wyglądało to tak, jak powinno. Później, po zmianie trenera, gdy przyszedł Dawid Szulczek, wszystko się zmieniło, a drużyna nabrała pewności siebie. Przede wszystkim zaczęła zdobywać punkty, ale to nie może dziwić. Zespół przystępował do sezonu w eksperymentalnym składzie. Można by się cofnąć nawet wcześniej - przypomnę obóz, na który pojechało mało osób gwarantujących jakość. Drużyna była rozbita po spadku i nieprzygotowana do tego, co będzie się działo w 1. lidze. Na szczęście udało się to odbudować, przyszło kilku zawodników i trener potrafił to poskładać, natchnąć nowego ducha w zespół. W konsekwencji uważam, że po niełatwym okresie - bo przypomnę, że większość spotkań była rozgrywana na wyjeździe - wynik jest dobry. Przede wszystkim daje nadzieję, że na wiosnę będzie jeszcze lepiej.
Jak w takim razie oceniać trenera Janusza Niedźwiedzia? Z jednej strony, budował zespół na rozbitym organizmie. Z drugiej - to on w znacznej mierze odpowiadał za to, że procesy budowy przed 1. ligą zostały opóźnione, bo nawet gdy Ruch miał tylko matematyczne szanse na utrzymanie, on koncentrował się głównie na ekstraklasie i nie patrzył w przód.
- Uważam, że trener Niedźwiedź bardzo dobrze popracował, ale na swoje nazwisko i swoją osobę jako szkoleniowca. Winiłbym go za pewne rzeczy, które się rozgrywały. Jeśli w ekstraklasie pojawiały się symptomy poprawy spraw piłkarskich, to były one bardzo krótkie. Później trener postawił na promowanie siebie. Zapomniał, że najważniejszy w tym wszystkim jest klub. Od początku mówiłem, kiedy Ruch był - niestety - pewny degradacji i wszystko było nie do uratowania, że trener powinien przygotowywać wszystko pod to, aby przed startem sezonu pierwszoligowego zespół był w jak najlepszej pozycji. Przede wszystkim z tymi ludźmi, którzy chcą zostać i grać dla Ruchu. Jak pamiętamy, nawet w ostatnim spotkaniu ekstraklasy z Cracovią został wystawiony skład, który gwarantował wygraną, ale nie gwarantował, że większość tych piłkarzy nadal będzie chciała grać w Chorzowie. To się potwierdziło. Kilka tygodni później z tego składu zostało 2-3 zawodników na jeden z pierwszych meczów. Trener nie promował Ruchu i zupełnie nie miał na myśli tego, co działo się w klubie. To przede wszystkim on ponosi odpowiedzialność, że na obóz pojechało takie grono osób, jakie pojechało. Jak widzimy, powiodło mu się, bo dalej pracuje w ekstraklasie, a Ruch musi borykać się z tym, żeby jego zespół mógł realnie włączyć się do walki o mistrzostwo 1. ligi. Na tę chwilę to fajnie wygląda i aż szkoda, że runda się skończyła.
Pytanie więc brzmi, co należy poprawić, żeby było jeszcze lepiej? Pytam zarówno o boisko, jak i o potencjalne wzmocnienia transferowe.
- Na przykładzie topowych drużyn widzimy, że trenerzy zawsze widzą niedociągnięcia, a działacze widzą pozycje, które należy wzmocnić. W Ruchu też trzeba dbać o to, aby konkurencja była jak największa. Oczywiście to, że w końcówce udało się zdobyć bardzo dużo punktów, nie znaczy, że nie można jeszcze wzmocnić składu. Z tego co wiem, działacze nad tym pracują. Przy całym szacunku do tego, co osiągnięto i mając na uwadze, że większość spotkań na wiosnę będzie w Chorzowie, z czego wszystkie z zespołami z wyższych miejsc, to wywoła oczekiwania, żeby te mecze były wygrane. Jednocześnie bardzo dużo kibiców może być zainteresowanych tym, aby oglądać Ruch, bo miejmy nadzieję, że walka o ekstraklasę będzie kontynuowana.
Który jesienny mecz najbardziej się panu podobał?
- Wszystkich nie widziałem, bo często mnie nie było, ale bardzo fajny był ten ostatni, na którym miałem okazję być w Pruszkowie. Od początku trudno było się przyczepić o coś, co słabo funkcjonowało, poza faktami w postaci straconych bramek. Znicz przeprowadził trzy ataki nie mając przewagi na boisku i potrafił strzelić dwa gole. Cały mecz był bardzo fajny i pokazał, że drużyna ma charakter. Dwa razy doprowadziła do remisu i za trzecim razem zdobyła bramkę dającą wygraną. Było to dla mnie przełomowe spotkanie, bo pokazało, że ten zespół chce. W tym kontekście wielka szkoda, że to ostatni mecz w tej rundzie, i że nie można było rozegrać jeszcze 2-3 kolejek, bo na pewno jeszcze bardziej pomogłyby mentalności oraz psychice piłkarzy, by nadal grali z sukcesami.
Rozmawiał Piotr Tubacki