Wieża Babel, symbol Ligi Mistrzów
CZADOBLOG - Paweł Czado
Czego chcieć więcej? – spytają entuzjaści. A ja sformułuję pytanie inaczej: czego chcieć mniej? Bo w tych rozgrywkach dzieją się przypadki, których chciałbym jednak mniej…
Osobiście uważam, że obecna Champions League opiera się na perfidnej, przemyślnie ułożonej strategii – ewidentnie chodzi o to, żeby w tych największych rozgrywkach występowali ci sami krezusi, którzy rozdzielali między siebie największe sukcesy i dzielili największe sumy jeszcze w poprzednim formacie. No bo ileż federacji w fazie pucharowej ma swoich przedstawicieli? Do 1/8 finału od razu wskoczyły kluby z pięciu państw, oczywiście tych, co zwykle – trzy z Anglii, dwie z Hiszpanii, po jednym także z Niemiec, Włoch i Francji. W 1/16 finału powalczą kluby z dziewięciu państw, oczywiście też tych, co zwykle – trzy z Francji, trzy z Włoch, dwa z Niemiec, Holandii i Portugalii, po jednym z Anglii, Szkocji, Belgii i Hiszpanii. Czyli wśród 24 drużyn nie ma ani jednej ekipy z klubowych peryferii – były krajów socjalistycznych, skandynawskich i mniejszych krajów środkowoeuropejskich.
Ktoś powie: Co ty bredzisz, Czado? Każdy ma szanse się pokazać! Odpowiadam: W Lidze Mistrzów? Naprawdę?! Zauważmy – zmiana formatu oznaczała więcej meczów dla każdej startującej drużyny, co wiązało się z dodatkowym obciążeniem. Zespoły musiały lepiej zarządzać rotacją składu, aby nie przeciążać kluczowych zawodników, zwłaszcza gdy rozgrywki ligowe i krajowe puchary toczone są równolegle. Dla niektórych klubów, zwłaszcza tych o mniejszych budżetach i krótszych ławkach rezerwowych, jest to poważne wyzwanie. A dla tych o najmniejszych budżetach – w tym polskich – wyzwanie nieosiągalne.
Wiecie co? To i tak z pozycji polskiego kibica jest już właściwie nieważne. UEFA za pomocą telewizji wsączyła nam jad o bardzo skutecznych właściwościach. Przez tyle lat w tych wszystkich gorszych futbolowo krajach, takich jak Polska, wyrosło nowe pokolenie fanów, które nie marzy wcale o sukcesach drużyn z własnego podwórka. Dla nich drużyną pierwszego wyboru nie jest już Górnik, Ruch, Wisła czy Legia. Kogo to obchodzi? Liczy się piękny, wspaniały, prawdziwy futbol Barcelon, Milanów, Reali lub innych Liverpoolów. To te drużyny przynoszą dziś tysiącom Polaków, Słowaków, Rumunów, Finów czy Bośniaków największe emocje, zdarzenia godne największych ekscytacji.
Jednak przemyślna UEFA niczego nie pozostawia własnemu losowi. Żeby dodatkowo złagodzić jeszcze jakieś ewentualne negatywne wrażenia – ewentualne, bo protestują już przecież nieliczni, uznani zresztą przez ogół za niegroźnych wariatów – daje się klubom ze słabszych lig wrażenie uczestnictwa w wielkim futbolowym święcie, umożliwiając im wiosenny awans do mocno gównianych rozgrywek o górnolotnych nazwach, jakieś Ligi Konferencji, śmoje-boje. Nieważne, że śmoje-boje, ważne, że gramy wiosną, jesteśmy dobrzy, jesteśmy silni, ole…
Niedawno byłem w Iraku i miałem okazję buszować w ruinach Babilonu. Wieży Babel oczywiście nie dostrzegłem, bo nie istnieje od tysiącleci. W futbolu wieża Babel jednak symbolicznie istnieje. To właśnie w Babilonie, według starotestamentowego przekazu, by ukarać ludzką pychę, pomieszano mowę mieszkańców całej ziemi, tak żeby się nie rozumieli. Ale w piłce nożnej ludzie nie muszą się rozumieć – grunt, żeby strzelali gole i dawali emocje.
Wypada mieć nadzieję, że Liga Mistrzów – jak wieża Babel – przestanie kiedyś istnieć. Symbole wielkiej niesprawiedliwości, którą otępiali uważają za wyraz doskonałości.