Dawid Pędziałek wciąż wierzy w utrzymanie swojego zespołu w 2. lidze. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Wierzę w utrzymanie

Rozmowa z Dawidem Pędziałkiem, trenerem GKS-u Jastrzębie


Jest pan zawiedziony wynikiem meczu z Chojniczanką i jego przebiegiem?

- Nie będę dużo mówił, wszyscy znamy wynik spotkania... Natomiast jeżeli chodzi o jego przebieg, to byliśmy do tego meczu przygotowani jak do każdego innego. Otworzyliśmy wynik, potem mieliśmy dogodną sytuację do zdobycia drugiego gola, konkretnie Mateusza Chmarka, ale to nieistotne. Boli fakt, że straciliśmy dwie bramki w tak istotnym meczu, o dużej wadze, po stałych fragmentach gry, czyli z fragmentu, do którego najprościej się przygotować. O drugiej bramce dla gości nie ma sensu rozmawiać, bo zawodnik uderzył z 35 metrów nie do obrony. Mimo że w drugiej połowie przeciwnik prowadził już 4:2, mieliśmy okazje, żeby do tego meczu wrócić, ale nie wykorzystaliśmy ich. Summa summarum, abstrahując od sytuacji w tabeli, przegraliśmy z jakościowym przeciwnikiem, który udowodnił, że aspiruje do pierwszej ligi. My mamy swoje problemy, o których mówiłem już tydzień temu. Chodzi o plagę kontuzji. W tym tygodniu grono piłkarzy zmagających się z urazami powiększyło się o dwa nazwiska - Szymona Matuszka i Szymona Kiebzaka. Trudno, musimy się pozbierać, bo cokolwiek powiem, w obecnej sytuacji nie ma żadnego znaczenia. Mamy tydzień, żeby przygotować się do kolejnego meczu w Siedlcach. Gospodarze już zapowiadają fetę po awansie do 1. ligi, ale my zrobimy wszystko - i to mogę obiecać - że postaramy się pokrzyżować im plany.


Nie bawiąc się w kalkulacje, czy i które drużyny po zakończeniu bieżącego sezonu wycofają się z rozgrywek, na ile procent ocenia pan szanse swojej drużyny na utrzymanie w 2. lidze?


- Procentowo nie chciałbym ich oceniać, ale uważam, że szanse są. Mamy tylko 3 punkty straty do bezpiecznego miejsca (o tyle „oczek” wyprzedzają jastrzębian Wisła Puławy, Olimpia Elbląg, Lech II Poznań i Skra Częstochowa - przyp. BN) i mamy jeszcze mecz u siebie z Wisłą, więc te szanse oceniam wysoko. Absolutnie nie uważam, że po meczu z Chojniczanką już spadliśmy. Nasi kibice dali wyraz jaki dali, ale ja naprawdę w to wierzę i jestem przekonany, że w najbliższych meczach zapunktujemy. Wszystko bowiem jest możliwe, widzimy, jak bardzo wyrównana jest ta liga. W poprzednich sezonach do utrzymania wystarczyło 39-40 punktów, w bieżących rozgrywkach taka liczba nie pomoże. Uważam, że takie szanse będą i będą do ostatniego meczu. Wszystko w naszych nogach, a przede wszystkim w głowach.


Jest pan rozczarowany zachowaniem kibiców, którzy na pańskich piłkarzach nie zostawili przysłowiowej suchej nitki, nie szczędząc im złośliwości i wulgarnych epitetów?


- Czy rozczarowany? Na pewno kibice w ciągu całego sezonu wspierali nas i byli z nami w trudnych momentach. Z Chojniczanką dali upust emocjom. Jest finisz sezonu, potrzebowaliśmy ich wsparcia, nie powiem, że zachowanie kibiców podobało mi się, bo mi się nie podobało. Czysto po ludzku staram się ich zrozumieć, bo w meczach wyjazdowych nie dajemy im zbyt wielu powodów do radości. Mimo wszystko proszę kibiców o wsparcie do samego końca, bo jeszcze nic się nie rozstrzygnęło. Ostatni mecz u siebie z Wisłą, który będziemy grali za dwa tygodnie, myślę, że będzie kluczowy. Chciałbym, żeby piłkarze mieli w nim wsparcie jak we wcześniejszych meczach, i żeby kibice byli z nami do końca. Wszystkim nam zależy, żeby GKS Jastrzębie występował na szczeblu centralnym. To nie jest tak, że kibice chcą, ale my nie chcemy lub odwrotnie.

Rozmawiał i notował

Bogdan Nather