Sport

Wielka woda

Piłka nożna, jak wszystko inne wobec powodzi, jest bezbronna.

Po lewej stadionik, na którym gra Gminny Ludowy Klub Sportowy Zamek Kamieniec Ząbkowicki. Po prawej rzeczka Budzówka. Na kilka godzin wdarła się i sprawiła, że po murawie można teraz pływać kajakiem. Fot. Paweł Czado

Przyjeżdżam do Kamieńca Ząbkowickiego. To 22 km na północny wschód od Kłodzka, o którego tragedii huczy cała Polska. Jednak los okolicznych miasteczek również chwyta za serce, o ich tragedii w telewizji wiele już nie ma. Jak choćby o tym, co dzieje się w Kamieńcu – małej osadzie znanej prawie od tysiąca lat. Wymienił ją Gall Anonim w swojej kronice z XII wieku. Nigdy nie przekroczyła pięciu tysięcy mieszkańców. Miasteczko jest urokliwe, żyje się tu spokojnie. A raczej – jeszcze niedawno tak się żyło.

W piłkę nożną też tu grają, rywalizacja toczy się tu w wałbrzyskiej okręgówce. To znaczy – grało…

Weszli na dach, żeby się nie utopić

Kamieniec spotyka los identyczny jak Kłodzko. Przyjeżdżam do miasteczka późnym przedpołudniem, powódź przeszła poprzedniej nocy. Przeszła, bo przyszła i… poszła. Trwa ledwie parę godzin, to jednak wystarcza. W kilka godzin spada tyle deszczu, ile zwykle w pół roku. Nurt Nysy Kłodzkiej wciąż jeszcze niesie duże przedmioty.

Kamieniec Ząbkowicki. Może to zabrzmi dziwnie, ale tutaj woda już ustąpiła. To jedynie popłuczyny o paskudnym brązowym zabarwieniu. Brud i zarazki. Fot. Paweł Czado


Rankiem po kilku godzinach, woda opada. Straty, jakie pozostawił po sobie żywioł, są jednak ogromne. Już nie pada, wychodzi słońce, ładna pogoda. Główne ulice miasta wciąż są jednak fragmentami zalane, ciągle uniemożliwia to swobodny przejazd samochodów i znacznie utrudnia wielkie sprzątanie mieszkańcom. Dobrze, że wziąłem ze sobą gumowce. Wzuwam je przed opuszczeniem auta. Kładę nogę na ziemi i jestem w innym świecie. Podnoszę głowę, widzę… łódkę stojącą na asfalcie. W nocy była w użyciu podczas ewakuacji niektórych mieszkańców.

Mam dużo szczęścia. Dojeżdżam tu w miarę bez przeszkód, ledwie raz musiałem zawrócić, raz skręcić. Tymczasem koło północy podczas kulminacji fali, kiedy woda już gwałtownie przybierała, w Kamieńcu doszło do dramatycznej sytuacji. Ciągnik siodłowy oraz samochód osobowy utknęły w nurcie rozlewającej się rzeki. Pasażerowie samochodu musieli wejść na dach, żeby nie utopić się we własnym aucie!

Łzy już wyschły

Nad miasteczkiem góruje wspaniały monumentalny neogotycki pałac należący kiedyś do… niderlandzkiej królewny Marianny Orańskiej. Jemu akurat nic nie grozi. To właśnie tutaj podczas II wojny światowej hitlerowcy urządzili magazyn dla zwożonych z całego Śląska dzieł sztuki. Podnoszę głowę, widzę go z oddali. Zawsze chciałem tu przyjechać. Nie w głowie mi jednak tym razem zabytki.

Rozmawiam z mieszkańcami. Są załamani. Jednocześnie nie ma już jednak miejsca na łzy. Jeśli się pojawiły, to już wyschły. Teraz na ich twarzach maluje się już tylko zaciętość. Wyrzucają przed domy sterty mokrych szmat, wersalek, ubrań. Momentami przedmioty tworzą bezkształtną zmieszaną masę.

Obejście w centrum Kamieńca Ząbkowickiego. Woda już przeszła. Na ścianie domu widać, dokąd podeszła woda. W tle potężny cysterski kościół Wniebowzięcia NMP. Tam woda nie dotarła. Fot. Paweł Czado


– Niech pan spojrzy – smętnie kiwa w moją stronę jeden z mieszkańców. Na ścianie jego domu widać, do jakiego poziomu podeszła woda. W tym miejscu to jakieś 70 cm. Niektórym wydawać by się mogło, że to nic. Tymczasem może zmienić całe życie. – Proszę pana, ja się cieszę – mówi z mocą w głosie inny mężczyzna, koło czterdziestki, który mieszka na parterze i wymiata z sieni resztki wody. – Podczas poprzedniej powodzi w 1997 roku woda wdzierała nam się przez okna. Teraz już tylko przez drzwi. To postęp! – krzyczy z ironią. A może bez ironii… – Oczywiście, mieliśmy moment załamania, ale on już minął. Teraz musimy patrzeć w przyszłość. Wszystko wróci do normy. Aż do następnego razu.

Mieszkańcy Kamieńca wystawiają przed domy rzeczy do wyrzucenia. Fot. Paweł Czado


Kolejny mieszkaniec, którego spotykam, też oddycha z ulgą. Mówi, że ma na imię Andrzej. – Miałem mnóstwo szczęścia. Przed chwilą przyjechałem, byłem poza Kamieńcem. Mieszkamy na parterze. Kilka dni temu wstawaliśmy nowe drzwi, dokładnie je „opiankowaliśmy”.  W efekcie mieszkanie jest suche, dostała się ledwie strużka wody. O rety... – nie może uwierzyć własnemu szczęściu. Roboty jednak dość. Wystarczy porozglądać się po podwórku. Jakby przeszedł sztorm. Mnóstwo szlamu.

Ulicę dalej stoi nastolatek. Smutny, a jednak... wydaje mi się, że zaciska z radości pięści. – Wie pan... Nie wiem jak, ale udało się motor odpalić – cieszy się wskazując na jednoślad.

Klasztorna wańka-wstańka

Przechodzę przez teren klasztoru cystersów, którzy są tutaj od... 1249 roku. Na zespół klasztorny składa się kościół, spichlerz i inne budynki gospodarcze. Na ścianie klasztoru znajduję wykaz, który uświadamia mi, że wielka woda to tutaj nie pierwszyzna. Żeby tu żyć, trzeba być zahartowanym. Dowód? Proszę bardzo. Zwróćcie uwagę: za każdym razem parę słów, a ile za nimi musiało kryć się ludzkich tragedii. Życie toczyło się przecież również wokół klasztoru.

Spis powodzi:

1341 – klasztor i okolice całkowicie pod wodą, miasteczko zniszczone;

1359 – klasztor pod wodą;

1405 – zalana sala kapituły;

1464 – zniszczony kościół do poziomu krużganków;

1496 – zalany klasztor;

1501 – zniszczona przez powódź część murów klasztornych;

1598 – zalany teren klasztoru, w pobliskiej Bardzie osunęła się góra;

1783 – zalany klasztor;

1938 – zniszczony klasztor i Kamieniec;

1965 – zalany klasztor i Kamieniec;

1977 – zniszczony klasztor, Kamieniec i okoliczne wsie;

1997 – uznawana za największą z tych powodzi. Wielkie zniszczenia, całkowite pobliskiej wioski Pilce, w efekcie przesiedlenie jej mieszkańców do nowego osiedla w Kamieńcu.

Tymczasem teraz, w trakcie obecnej powodzi, choć trudno w to uwierzyć – klasztorowi się udało! Proboszcz nakazał ułożenie worków przy drzwiach wejściowych, ale tym razem woda oszczędziła ten teren.

Proboszcz nakazał ułożenie worków przy drzwiach wejściowych, ale tym razem woda oszczędziła klasztor i kościół. Fot. Paweł Czado


Widzę, że jej języki w niektórych miejscach są oddalone ledwie o dwadzieścia, trzydzieści, czterdzieści metrów, ale jedynie zwijają się w chęci klasztoru polizania. Nie poliżą – mieszkańcy już odpompowują wodę do studzienek.

Woda boisko pożarła szybko

Słyszę, że w tym samym czasie, kiedy pakowałem się do wyjazdu w to miejsce, strażacy prowadzili gorączkową akcję ewakuacyjną na ulicach Złotostockiej, Ząbkowickiej, Lipowej, Krzyżowej i Młyńskiej. Teraz nimi spaceruję. Ludzie stoją grupkami. Rozprawiają. Sprzedawca z Żabki wymiata ze sklepu resztkę wody.

Pytam, gdzie stadion. Miejscowi wskazują, niedaleko. Niedaleko, ale jest problem z dojściem. Tam woda nie ustępuje. Kilka razy próbuję tam dotrzeć, ale muszę się wycofać i spróbować z innej strony. To dlatego, że moje gumowce są za krótkie, sięgają ledwie do połowy łydek. Nie przewidziałem tego. W końcu pozwalam, żeby woda tam się nalała. Nieprzyjemnie, ale chcę zobaczyć, jak to wygląda, chcę porozmawiać.

Wchodzę na trybunę. Woda już cofnęła się z pierwszych stopni. Stadionik nie miał żadnych szans.

Kiedy nadchodzi powódź, wszystkich obejmuje paraliżujący strach. Ten żywioł ma różne oblicza – czasem jest rozszalały i gniewny, czasem cichy, wręcz delikatny. Potrafi posuwać się z jakąś diabelską ostrożnością. Tutejsze boisko pożarł jednak szybko.

Ławka rezerwowych na stadioniku w Kamieńcu. Dziś piłkarze tu nie usiądą. Fot. Paweł Czado


Nikogo wokół, cicho. Jestem na stadionie zupełnie sam. Ludzie są zajęci ratowanie własnego dobytku. Rzeczka Budzówka, lewy dopływ Nysy Kłodzkiej, płynie ledwie kilkanaście metrów obok. Teraz ma rwący nurt, powinna nazywać się... Budzówa! Nagle łapię się, że widzę coś pierwszy raz w życiu. Na łączce między stadionem a Budzówką obserwuję, jak woda… spływa z powrotem na całej szerokości do koryta rwącej teraz, wezbranej, groźnej rzeki. Narozrabiała i wraca do siebie!

Po opuszczeniu stadionu i wylaniu wody z gumowców wreszcie spotykam jakiegoś kibica. Przysiada zmęczony, zaczepiam go, bo ma sportowy dres. Okazuje się, że Daniel Miśkiewicz chodzi na mecze miejscowej drużyny. – W domu mam szalik naszego klubu. To Gminny Ludowy Klub Sportowy Zamek Kamieniec Ząbkowicki. Ma barwy żółto-zielono-czerwone – mówi z dumą, gdy przysiadam obok niego na ławce. – Ale teraz go panu nie przyniosę… Jego dom jest po drugiej stronie ulicy, mieszkańcy wylewają i wymiatają z niego wodę. Pokazują mi z dumą sportowy mural na klatce schodowej. W Kamieńcu kibicuje się Śląskowi Wrocław.

W Kamieńcu kibicuje się Śląskowi Wrocław. Fot. Paweł Czado


Okazuje się jednak, że i tu jest ostre, pełne zapamiętania granie! Zamek Kamieniec Ząbkowicki jest na dwunastym miejscu w szesnastozespołowej wałbrzyskiej okręgówce. W poprzednim meczu 8 września wygrał u siebie 6:0 derby z ostatnią w tabeli Unią Złoty Stok. Teraz miał rozegrać ligowy mecz akurat na wyjeździe – na boisku Skałek Stolec. Jednak wszystkie mecze w wałbrzyskiej okręgówce zostały w ten weekend odwołane – albo z powodu zalania boiska, albo jego złego stanu. Udało się rozegrać tylko jeden pojedynek: Victoria Tuszyn przegrała u siebie z liderem, AKS-em Strzegom 0:5.

My to mamy szczęście

Czas wracać. Zatrzymuję się jeszcze, żeby kupić wodę w niedalekich Ziębicach. Gdy ją kupuję, słyszę miejscowych kibiców.

– Słyszałeś? W Kamieńcu całe boisko zalało! Masakra!

– My to mamy szczęście!

Mają. Gdy mijam ich schludny stadionik, widzę, że po murawie pracownik jeździ kosiarką. Kiedy ruszam, na szybę padają pierwsze krople nowego deszczu.

To jeszcze nie koniec?

Paweł Czado


Zbiór nieszczęść

Skala zniszczeń obiektów sportowych przez powódź jest znaczna. Oto niektóre z nich.

KŁODZKO

Woda nie oszczędziła stadionu klubu piłkarskiego Nysa, występującego w klasie A. Został całkowicie zalany. Już w piątek został on zamknięty i zabezpieczony workami z piaskiem, które nie zdołały jednak wytrzymać naporu wody. Zalała boisko oraz obiekty klubowe. Ucierpiała także pobliska hala sportowa.

Odwołane zostało oczywiście niedzielne spotkanie z Iskrą Jaszkowa Dolna. Bolesny jest fakt, że niedawno obszar Ośrodka Sportu i Rekreacji przechodził rewitalizację. Wybudowano przy tej okazji budkę spikerską, ulepszono również boczne boiska boczne, które teraz także uległy zalaniu.

Woda znajduje się także obok domków turystycznych i pobliskiego skateparku. Zniszczona została również wielofunkcyjna hala sportowa. Ogółem zostało zniszczone około 35-38 proc. miasta, między innymi cała dolna część – wyspa Piasek i wspomniany Ośrodek Sportu i Rekreacji.

PRUDNIK

W tym mieście na Opolszczyźnie woda zalała halę oraz stadion. Był on akurat modernizowany (całkowity koszt miał wynieść około 29 milionów złotych). Dotychczas prace przebiegały zgodnie z planem, a otwarcie miało nastąpić na początku 2025 roku. Obiekt służy tutejszemu klubowi Pogoń, który gra w opolskiej okręgówce.

Choć pełna skala zniszczeń będzie znana po opadnięciu wody, wiadomo już, że do inauguracji stadionu nie dojdzie tak szybko. – Cała nasza hala jest zalana. Sytuacja jest gorsza niż w 1997 roku. Woda wdarła się z boku do obiektu, z którego korzystamy. Jest jej ze dwa metry. Wszystko będzie trzeba odnawiać, na pewno parkiet – powiedział Dariusz Lis, prezes Pogoni. Zwrócił uwagę, że klub obchodzi w tym roku jubileusz 70-lecia. Kilka razy zespół – obecnie rywalizujący w drugiej lidze koszykarzy (trzeci poziom) – był bliski awansu do najwyższej klasy rozgrywkowej, ale ostatecznie nigdy do tego nie doszło.

Przy okazji ligowego meczu z Akademią Koszykówki Stal II Ostrów Wielkopolski miała się odbyć gala jubileuszowa (28 września). – Teraz nie ma o tym mowy. Nie wiem, gdzie będziemy trenować, rozgrywać mecze - powiedział Lis.

GŁUCHOŁAZY

Stadion innego występującego w opolskiej okręgówce klubu GKS Głuchołazy również został doszczętnie zniszczony przez żywioł. Sytuacja w mieście jest dramatyczna. Rzeka Biała przerwała wały przeciwpowodziowe, a woda wdarła się między innymi na rynek. Woda zerwała most i most tymczasowy.

„Nie mamy gdzie grać, ani w czym grać… Cała infrastruktura, nasze całe zaplecze znalazło się pod wodą. Sytuacja wygląda dramatycznie” - czytamy w komunikacie klubu na Facebooku.

Stadion w Głuchołazach był inwestycją, która kosztowała niespełna siedem milionów złotych, z czego 85 procent inwestycji pokryły pieniądze Unii Europejskiej. Obiekt mógł pochwalić się nowoczesną sztuczną murawą spełniającą standardy FIFA 2 Stars, możliwe więc było tam rozgrywanie spotkań międzynarodowych wśród grup młodzieżowych. Obiekt posiadał także bieżnię i miejsca do uprawiania skoku w dal, wzwyż i pchania kulą. Odnowiono jedną trybunę, wybudowano drugą, a do tego parking i drogę dojazdową. Cztery lata temu za pół miliona złotych część trybuny została zadaszona. Stadion trzeba remontować od nowa...

RUPTAWA

Boisko i budynek klubowy piłkarskiego klubu Granica Ruptawa (dzielnica Jastrzębia-Zdroju), który gra w raciborsko-rybnickiej okręgówce, zostały zalane przez płynącą obok rzekę. – Budynek to dramat. Straciliśmy wszystko, co było w środku, mury nasiąkły wodą – powiedział wiceprezes Granicy Artur Nowak. Z 47 meczów w sześciu grupach śląskiej klasy okręgowej, które zaplanowano na poprzedni weekend, odbył się tylko jeden.

– Do budynku nie dało się wejść. Płynący obok boiska strumyczek zmienił się w rwącą rzekę mającą cztery, pięć metrów. Zmieniła ona koryto, płynęła przez murawę, niosąc to, co zabrała wcześniej – kamienie, drewno i inne rzeczy. Po otwarciu drzwi z szatni wylała się woda, która oczywiście nie była czysta – opisał Nowak. Ponad 10 ton piasku wysypano do narożnika budynku, by coś uratować, bo woda szła bardzo wysoko. Klub stracił sprzęt sportowy, stroje zawodników. – Wszystko jest do wyrzucenia. Nie wiemy, czy uruchomimy pralkę. Boisko wygląda już nieco lepiej. Rozgrywki są na razie zawieszone, od wtorku pogoda ma być bardziej słoneczna, zobaczymy jak to będzie, ale do szatni ciężko będzie wpuścić zawodników. Szacuję nasze straty na przynajmniej 60 tys. złotych – podsumował wiceprezes.

LUBAŃ

W tym dolnośląskim miasteczku, mimo udziału ponad 150 osób w akcji przeciwpowodziowej, nie udało się uratować stadionu przy ulicy Ludowej. Gra tam czwartoligowy klub Łużyce. A przecież, jak na złość, niedawno doczekał się gruntownej modernizacji. Koszt wyniósł ponad 10 milionów złotych.

W ramach inwestycji – poza trybunach i boiskiem – zbudowano siłownię, plac zabaw, rzutnię pchnięcia kuli czy boiska do gry w siatkówkę. Wszystko zostało zalane. Woda przelała się przez zaporę w Leśnej, co spowodowało wylanie rzeki Kwisy i zalanie miasta.

KIETRZ

Woda wdarła się na stadion klubu, który kiedyś grał nawet na drugim poziomie rozgrywek i rywalizował tam z Lechem Poznań, Arką Gdynia czy Zagłębiem Sosnowiec. Obecnie występuje w opolskiej klasie A. Ironią losu jest, że od kilku miesięcy trwały tam prace remontowe, które wkrótce miały zostać ukończone. W ostatnich dniach, widząc, co się dzieje, firma prowadząca prace na stadionie zajęła się budową wałów. Kolejnych, bo wcześniejsze skutecznie zabezpieczały stadion przed wylaniem Morawki, dopływu rzeki Troi, także okalającej obiekt. Tym razem jednak wylała Troja i z nowymi wałami nie udało się zdążyć...

BOLESŁAWIEC

Rzeka Bóbr wezbrała i także tutaj doszło do dramatu. Stadion BKS-u przy ulicy Rajskiej został zalany aż po wysokość trybun, płyta oczywiście zniknęła pod wodą. Powtórzyła się sytuacja z czasów wielkich powodzi, notowanych tutaj w 1977 i 1997 roku. Niektórzy mieszkańcy pamiętają jeszcze sytuację, jak pod wodą znalazły niemal całe trybuny tamtejszego stadionu.

NOWOGRODZIEC

Rzeka Kwisa wystąpiła z brzegów i zalała cały obiekt sportowy w Nowogrodźcu. Stadion grającego w jeleniogórskiej okręgówce klubu MKS Chrobry jest całkowicie pod wodą, a boisko – jak wszędzie tam, gdzie na obiekty wdarła się woda – przypomina jezioro.

NYSA

Ciągle istnieje ryzyko przerwania wałów przy ulicy Wyspiańskiego. Gdyby do tego nieszczęścia doszło, to do hali, gdzie grają siatkarze Stali, prawdopodobnie także dostałaby się woda. Na razie miejsce to pełni funkcję punktu ewakuacyjnego, zaś na sąsiadującym parkingu lądują helikoptery. W poniedziałek wieczorem władze miasta zaapelowały, aby chętni przyszli pomóc w ratowaniu mostu Kościuszki.

Na apel odpowiedziały między innymi osoby związane ze Stalą. Na filmie, który opublikował nyski klub widać jak trener Daniel Pliński pomaga przy wyładowywaniu z samochodu worków z piaskiem. Ze względu na trudną sytuację w województwie opolskim w poniedziałek władze PlusLigi podjęły decyzję o przełożeniu meczu ekstraklasy siatkarzy Stali ze Skrą Bełchatów. Miał on być rozegrany w czwartek. Nowy termin to 12 listopada. W niedzielę podopieczni Plińskiego mają grać u siebie z GKS Katowice. Jest rozważana opcja przełożenia meczu na poniedziałek.

***

Zalane zostały również między innymi boiska Karoliny Jaworzyna Śląska, Unii Złoty Stok, Skałek Stolec, Polonii Bystrzyca Kłodzka, Cukrownika Polonii Pszenno... Najgorsze jest to, że sytuacja jest dynamiczna, powódź trwa. W związku z tym lista zalanych obiektów sportowych może się jeszcze wydłużyć.

opr. pacz