Sport

Wielka Warszawska

Z DRUGIEJ STRONY - Bogdan Nather

Niewtajemniczonych informuję, że od 1874 roku w Pardubicach w Czechach organizowany jest w drugą niedzielę października przeszkodowy wyścig konny „Wielka Pardubicka”. Dystans, który mają do pokonania jeźdźcy i konie wynosi 6900 m. Trasa prowadzi między innymi przez zaorane pola i rżyska, znajduje się na niej także 31 sztucznych przeszkód, między innymi wysokie żywopłoty i szerokie rowy z wodą. Przed laty w związku z tą imprezą furorę robił pewien dowcip, niekoniecznie wyszukany. – Co pan sądzi o skali trudności w naszej imprezie? – zagadnął jeden z organizatorów uczestnika wyścigu. – Nie widzę przeszkód – odparł... niewidomy dżokej.

Zostawmy jednak konie i jeźdźców w spokoju i skupmy się na futbolu, a konkretnie na dzisiejszej potyczce na PGE Narodowym w Warszawie, w którym reprezentacja Polski zmierzy się z Litwą. W wypowiedziach naszych reprezentantów przed tym spotkaniem emanuje spokój i pewność siebie, podobnie jak ów wywołany do tablicy dżokej nie widzą oni przeszkód, by stłamsić najbliższego przeciwnika i zainkasować trzy punkty. Optymizm zawsze jest wskazany, nadmierna pewność siebie już niekoniecznie. Na szczęście u podopiecznych Michała Probierza nie dostrzegłem buty i lekceważenia przeciwnika, bo jak wiadomo, pycha przed upadkiem kroczy. To bardzo dobry sygnał, że nasi kadrowicze wierzą w swoje umiejętności, bo bez tej wiary ich boiskowe poczynania mogłyby przypominać błądzenie po kopalni bez latarki. Jestem pełen wiary i wręcz przekonany, że od pierwszego gwizdka greckiego arbitra Biało-czerwoni ruszą z kopyta, by nie pozostawić rywalom żadnych złudzeń, kto rządzi na boisku. Byłbym okrutnie rozczarowany, gdyby po zakończeniu piątkowego spektaklu w stolicy okazało się, że wszystkie nasze (polskich kibiców oczywiście) oczekiwania i prognozy wzięły w łeb.

W pewnym sensie czułbym się wówczas oszukany, wystrychnięty na dudka. Następnym razem wszelkie deklaracje polskich piłkarzy byłyby dla mnie tak przekonujące, jak twierdzenie sprzedawcy alkoholu, że wszyscy jego klienci są miłośnikami herbaty.

Efektowne otwarcie eliminacji mistrzostw świata byłoby wskazane i pozwoliłoby drużynie selekcjonera Probierza upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Po pierwsze – nasi reprezentanci nabraliby jeszcze większej wiary we własne umiejętności i możliwości, po drugie zaś – mogliby pójść siłą rozpędu i w poniedziałek zmiażdżyć reprezentację Malty. Powiedzmy sobie bowiem szczerze – nie mierzymy się z tuzami europejskiego futbolu, tylko ze średniakami, by nie powiedzieć słabeuszami. Jeżeli wybrańcy Probierza nie uporają się z Litwą i Maltą, to kogo zamierzają pozbawić punktów? I za żadne skarby świata nie kupię tłumaczenia, że zabrakło w składzie Piotra Zielińskiego, Nicoli Zalewskiego czy jakiegokolwiek innego zawodnika.

Na razie odrzucam ów czarny scenariusz, bo uważam, że są granice śmieszności i nieudolności, nawet w tak nieprzewidywalnej dyscyplinie sportu jak piłka nożna. A jeżeli okaże się, że obstawiłem złego konia? Cóż, uznam, że nasi piłkarze ogolili głowy na łyso, ale na wszelki wypadek kupili sobie żel do układania włosów.