Sport

Wielka lekkoatletyczna gęba

Cofamy się o 40 lat.

Paryskie medale w dziesięcioboju zostały już rozdane. Tym razem najwszechstronniejszym lekkoatletą został Norweg Markus Rooth; to pierwszy złoty medal dla Norwegii w tej konkurencji od 1920 roku. Tymczasem dokładnie cztery dekady temu, 9 sierpnia 1984 r., mistrzostwo olimpijskie w tej dyscyplinie zdobył jeden z najbardziej niezwykłych dziesięcioboistów w historii.

Zwyciężać w najważniejszych momentach

Francis Morgan Oyodele „Daley” Thompson to jedna z legend brytyjskiej lekkiej atletyki. Ten sport wśród dżentelmenów nad Tamizą zawsze był w cenie, a wszechstronność, której jest ucieleśnieniem - to już w ogóle. Jego ksywka ma związek ze słowem języka joruba - Ayodele, co znaczy „radość wraca do domu”. 

Początkowo ten chłopak chciał być zawodowym piłkarzem, ale odwidziało mu się i postanowił zostać lekkoatletą. Ze znakomitym skutkiem. Daley to syn emigranta z Nigerii, który zajmował się w Londynie firmą taksówkarską, oraz Szkotki. Wszedł w tę dyscyplinę z futryną, dwukrotnie zdobywając mistrzostwo olimpijskie. Za pierwszym razem, na trudnym terenie - w Moskwie, cztery lata później obronił tytuł podczas kolejnych igrzysk w Kalifornii. Spędził tam zresztą większą część lata, przygotowując się do zawodów. Opłaciło się. Objął prowadzenie od razu w pierwszej konkurencji i nie oddał przez całe zawody. Miał naturę showmana: podczas dekoracji medalowej na tamtych igrzyskach hymn… gwizdał pod nosem.

Przez całe lata 80. ogromne emocje budziła jego rywalizacja z Niemcem z Jurgenem Hingsenem. Brytyjczyk wychodził z niej górą. Co prawda co jakiś czas odbierali sobie rekordy świata, ale kiedy przychodziło do najważniejszych imprez, Thompson zawsze wygrywał. Był niepokonany w latach 1979-87, m.in. wygrał pierwsze mistrzostwa świata, które odbyły się w Helsinkach w 1983 roku. W Seulu nie zdołał już obronić złota, miał kontuzję ręki.

Ykhm, ykhm…

Był nie tylko znakomitym sportowcem, ale i niecodzienną osobistością medialną, kulom się nie kłaniał. Potrafił być bezczelny, pozwalał sobie na zuchwałość, jego żarty budziły konsternację. Kiedy świętował złoto w Los Angeles, żartował, że… „zamierza dać księżniczce Annie dziecko”.

Podczas igrzysk w Los Angeles nosił koszulkę z napisem: „Czy drugi największy sportowiec świata jest gejem?” Media odebrały to jako kpinę z lekkoatletycznego multimedalisty Carla Lewisa.

Po zakończeniu kariery wróciła miłość do futbolu. W latach 90. grał w różnych drużynach niższych lig. Pracował także jako trener fitness w klubach Wimbledon i Luton.

Udzielał się na wielu frontach. Był ambasadorem igrzysk w Londynie w 2012 roku, właścicielem siłowni i firmy produkującej batony energetyczne, występował takżew serialach.

„Musisz coś zrobić, aby się wyróżnić. Na igrzyskach olimpijskich jest 300 złotych medalistów. Niewielu się wyróżnia, ale ja chciałem. Myślę, że nie zawsze byłem zabawny, czasami byłem trochę oszołomiony” - przyznał w jednym z wywiadów.

Czasami mu odbijało. Na Igrzyskach Wspólnoty Narodów w 1982 r. odmówił niesienia flagi podczas ceremonii otwarcia, tłumacząc, że zmniejszyłoby to jego szanse na zdobycie złota. Mimo to w 1983 został udekorowany Orderem Imperium Brytyjskiego.

(pacz)

Igrzyska to nie tylko teraźniejszość, ale również wspaniała przeszłość. Przez wszystkie dni olimpijskie przypominać będziemy naszym Czytelnikom nieoczywiste historie sprzed lat. Zapraszamy do lektury!