Wielka gratka dla kibiców
Rozmowa z Radosławem Hyżym, byłym reprezentantem Polski, uczestnikiem EuroBasketu 2007, trenerem, ekspertem telewizyjnym
Niemcy sięgną po tytuł mistrzów Europy? Tak przewiduje Radosław Hyży. Fot. IMAGO/PressFocus
- Przeszkadza mi tak duża liczba drużyn na mistrzostwach. W 2007 roku w Hiszpanii było 16 ekip i w zupełności to wystarczało. Wtedy sztuką był awans na mistrzostwa. Zespół trenera Andreja Urlepa dokonał dużej rzeczy, zdobywając ten awans. To były krótkie mistrzostwa, ale bardzo ciekawe. Mieliśmy w grupie trzy potęgi, reprezentacje Włoch, Słowenii i Francji. Trzy dni, trzy porażki. Było wyjątkowo trudno, by przejść dalej. Kibice nie mogli przez to docenić tamtej drużyny, a ona była naprawdę niezła. A teraz? Nie chcę obrażać Estonii, Portugalii, Szwecji, Wielkiej Brytanii, Belgii, Islandii czy Cypru, ale te zespoły nie zasługują, by tu być. Wolę formułę z 16 drużynami. Wiem, że chodzi o biznes, ale to nie jest fajne dla konesera koszykówki. Te mistrzostwa są długie, a przez to wymęczające zawodników. Dawniej było szybciej, krócej, ale każdy mecz miał dużą wagę. Teraz w fazie grupowej można się raz pomylić i to nie będzie wielkim problemem.
Czy po meczach sparingowych da się określić wartość naszej kadry?
- Nie da się. Kiedy trzy lata temu jako kibic jechałem na mistrzostwa do Pragi, byłem pesymistą. Nie sądziłem, że nasz zespół może tam coś wielkiego osiągnąć. Pomyliłem się. Za to lubię m.in. play off, że po wyjściu z grupy można trafić na jeden wspaniały dzień Mateusza Ponitki czy któregoś innego gracza, co przesądzi o niespodziance i awansie do kolejnej fazy.
A sparingi?
W każdym zespole jest kilku doświadczonych graczy, którzy wiedzą, że mecze sparingowe są po to, by się przygotować, a mistrzostwa to zupełnie inna bajka. Myślę, że Polacy są właśnie takim zespołem - Mateusz Ponitka, Michał Sokołowski czy Jordan Loyd na razie nie pokazali swojej najlepszej dyspozycji. Kiedy przyjdą mecze o stawkę, ta trójka będzie decydowała o losach spotkań. Jestem podbudowany Olkiem Balcerowskim oraz Damianem Olejniczakiem.
Pod koniec lipca polski paszport dostał gracz AS Monaco Jordan Loyd...
- Nie jestem fanem naturalizowania. Tu nie chodzi o Polskę, ale o cały trend w świecie koszykówki. To są rozgrywki narodowe, jak ktoś ma paszport, bo się ożenił czy mieszkał osiem lat w danym kraju, to nie mam z tym problemu. Ale takie sztuczne nadawanie mi się nie podoba. Wracając do Loyda, to wspaniały gracz, sztab szkoleniowy wykonał superrobotę. To zawodnik, który nam bardzo pomoże.
To lepszy gracz od AJ Slaughtera?
- Ja Slaughtera uwielbiałem. Do końca życia będę pamiętał mecz w Sopocie przeciwko Chorwacji (2018 rok, Ergo Arena, wygrana Polski 79:74 - przyp. red.). To był taki przełomowy mecz dla niego. Zagrał wybornie. Każdy trener i każdy zespół potrzebuje takiego zawodnika. Gdy w końcówce jest remis, albo przegrywasz jednym czy prowadzisz dwoma i chcesz przełamać na cztery, wtedy musisz mieć zawodnika, który ma umiejętności i charakter, by wykonać to zadanie. I Slaughter był takim graczem. Uwielbiałem patrzeć, gdy było źle, wtedy dawaliśmy piłkę Slaugterowi, on po tym charakterystycznym koźle, robił coś dobrego. Wracając do Loyda, nie wiem czy to jest lepsza zmiana. Patrząc zerojedynkowo Loyd grał w lepszych klubach, ale w kadrze niełatwo wejść w buty Slaughtera, który wykonywał niesamowitą robotę. Zdobywał punkty, które coś znaczyły. Loyd w klubach, w których grał, nie był pierwszą opcją, nie był drugą opcją, może nawet trzecią nie był. W takim klubie jak Monaco wybór graczy był ogromny. Nasz zespół obecnie bardzo potrzebuje Loyda zdobywającego punkty, na jego barkach będzie wiele. Przy Slaughterze, nie chcę wypominać wieku, Mateusz czy Michał byli wtedy na innym etapie kariery.
Czy to, że Loyd dostał paszport w ostatniej chwili i nie zaliczył teraz z kadrą całego okresu przygotowawczego, może być problemem?
- Nie sadzę. Bo co na przykład mają powiedzieć Grecy, gdy Giannis Antetokounmpo dopiero tydzień przed EuroBasketem zagrał pierwszy mecz ze swoją kadrą? Dobrym zawodnikom nie potrzeba wiele czasu. To na pewno nie będzie problem, bo Loyd grywał z takimi dobrymi zawodnikami w karierze, że teraz na pewno sobie poradzi. Bardziej musi się nauczyć czegoś innego - gdy jesteś pierwszą czy drugą opcja w ataku, to jest coś innego niż gdy jesteś trzecią czy czwartą opcją. U rywali niewątpliwie on będzie pierwszą opcją do powstrzymania. Na nim skupi się skauting i rozpracowanie. Problemem dla Loyda mogą być wygórowane oczekiwania kibiców, to może być dla niego prawdziwe wyzwanie, bo polski kibic nie oczekuje 11-12 punktów w meczu, ale co najmniej 20. A gdy jest zacięta końcówka to kibice właśnie Loyda będą szukać i oczekiwać, że podejmie wyzwanie i weźmie piłkę. To będzie chyba dla niego najtrudniejsze. Mam nadzieję, że nie... rozumie polskiego.
Nasi kibice są zbyt wymagający?
- Powiedziałbym, że są trudni. Inne narody lepiej traktują swoje reprezentacje. Weźmy choćby przykłady Igi Świątek czy Roberta Lewandowskiego. Polacy są niecierpliwym narodem i z bardzo słabą pamięcią. Sukces ma być zawsze, tu i teraz. Po sukcesie przed trzema laty na EuroBaskecie Ponitka czy Sokołowski, bez względu co się wydarzy na tych mistrzostwach, już zasłużyli na wielki szacunek. Inne narody nie są tak niecierpliwe, pamiętają o swoich wielkich, bardziej pobłażliwie, ze spokojem przyjmują, gdy komuś się noga powinie.
A brak Sochana będzie dużym problemem?
- To jest trudny temat. Byłem traktowany jako defetysta, bo uważałem już wcześniej, że Sochan w kadrze teraz grać nie powinien. Dlaczego? W ostatnim sezonie NBA miał cztery urazy. W tak młodym wieku to naprawdę dużo. Jeremi jeszcze ma czas na reprezentację. Jak ugruntuje sobie pozycję w NBA, będzie wiedział jakim zawodnikiem chce być, jakim zawodnikiem jest, to wtedy bardzo pomoże reprezentacji. Teraz ważniejsze rzeczy czekają go w NBA - nowy kontrakt, zdrowie, udowodnienie w San Antonio, ze jest zawodnikiem, który może pomóc Wembyanamie i Foksowi. Jak on będzie dobrze grał w tym sezonie w NBA, to zrobi więcej dobrego dla polskiej koszykówki niż przyjazdem do Katowic na EuroBasket. Teraz najważniejsze są jego zdrowie i dobra gra w NBA.
Kontrowersje wzbudzała też pozycja rozgrywającego. Czy powołanie Kamila Łączyńskiego kosztem m.in. Jakuba Schenka to dobry wybór?
- Nie mam zastrzeżeń. Generalnie uważam, ze trener Igor Milicić powołał wszystkich najlepszych graczy, których mógł. Kamil ma za sobą bardzo dobry sezon. zasłużył jako najlepszy rozgrywający w lidze na powołanie do reprezentacji. Przyda się na kilka minut w każdym meczu, by zagrać swoje ulubione zagrywki. Ten wybór nie był dla mnie zaskoczeniem, oby tylko Kamilowi zdrowie dopisywało...
Jak pan widzi szanse Polaków na tle grupowych rywali?
- Najważniejszy mecz dla Polski rozegrany zostanie 30 sierpnia z Izraelem. To zdecydowanie klucz do dalszych gier. Nawet jeśli uznamy, że Słowenia jest słaba, to moja miłość do Doncicia nie pozwala mi dać jej niżej niż na drugim miejscu w grupie. Z Polakami Doncić zrobi wszystko, by wygrać, a to zawodnik, który gra na poziomie, do którego większość Europejczyków nie dorasta. Wierzę, że on natchnie swoich kolegów z reprezentacji. A kolegów ma słabszych niż w poprzednich latach. Słowenia w sparingach tego lata głownie przegrywała, wygrała dopiero z Wielką Brytanią, a le Doncić nigdy się nie poddaje, za to go uwielbiam - on wierzy, że dopóki gra, dopóki piłka w grze, to wszystko jest możliwe. Zawsze jest do dyspozycji reprezentacji.
Jaka będzie stawka meczu z Izraelem?
- Zagramy o trzecie miejsce w grupie. Od Belgów jesteśmy lepszym zespołem. My nie mamy Jeremiego, ale Belgowie zagrają bez swojego duetu z NBA - Ajaya Mitchella i Toumaniego Camary. Ten drugi jest lepszym graczem od Sochana, został wybrany do drugiej piątki najlepszych obrońców sezonu w NBA. A Mitchell wywalczył sobie minuty w takim zespole jak Oklahoma City Thunder, jest aktualnym mistrzem NBA. Bez tych dwóch zawodników Belgowie znaleźli się zupełnie w innym miejscu niż gdyby oni zagrali. Dlatego szkoda mi Belgów. Nie wyobrażam sobie przegranej z Islandią. Gdy mówię o Islandii to zawsze sobie wyobrażam, że Wrocław ma między 800 tysięcy a milionem mieszkańców, a Islandia ma 400 tysięcy obywateli, w tym 28 tysięcy Polaków. Dlatego nie wyobrażam sobie byśmy z tym krajem, grającym fajną koszykówkę na miarę swoich możliwości, przegrali. Czwarte miejsce w grupie to jest minimum, nawet nie warto o tym rozmawiać. Pamiętajmy, że w fazie pucharowej łączymy się z grupą C, która jest zdecydowanie najmocniejsza. Tam grają Grecy, Hiszpanie i Włosi. Dlatego tak ważne jest, by wygrać z Izraelem i zająć trzecie miejsce w naszej grupie.
Wygraliśmy z Izraelem na poprzednim EuroBaskecie w Pradze 85:76. Zatrzymaliśmy wtedy ich gwiazdę, Deni Avdija zdobył tylko 3 punkty.
- Wygraliśmy z Izraelem w 2022 roku i ktoś powie co się takiego zmieniło? A tymczasem zmieniło się naprawdę dużo. Przede wszystkim dorósł Deni Avdija, zrozumiał błędy młodości. Ja go pamiętam przed trzema laty w Pradze, wtedy był takim sfochowanym młodym człowiekiem, który ma potencjał i talent, ale nie umie tego przekuć na zwycięstwa zespołu. W ostatnich miesiącach sezonu 2024/25 Portland mnie oczarowało swoją grą, a Avdija spisywał się wyśmienicie. Potrafił zdobywać 30 punktów, przy 15 zbiórkach i jeszcze asysty, i dobra obrona. Naprawdę grał świetnie. A Izrael to poza Avdiją grupa doświadczonych graczy, którzy stanowią o sile swoich zespołów, grając w czołowych ligach. Dlatego starcie z Izraelem będzie dla Polski tak ważne i zapowiada się wyjątkowo ciekawie.
W naszej grupie są jeszcze Francuzi, którzy zaliczyli dobry okres przygotowawczy.
- No tak, Francja została ograbiona z zawodników, którzy albo nie chcieli grać, albo nie mogli grać, albo leczą kontuzje. Ale ta drużyna nadal jest bogata w bardzo dobrych graczy. Oglądałem dwa mecze Francuzów w okresie przygotowawczym, m.in. z Hiszpanami, gdy przegrywali u siebie 16 punktami, ale wygrali. Mają zespół niesamowity, jeśli chodzi o fizyczność, o obronę. Tam nie ma wielkiej indywidualności jak w Słowenii Doncić czy w Grecji Antetokounmpo. Trener Frederic Fauthoux stworzył bardzo ciekawy zespół. Mimo wszystko to nie jest zespół na mistrza czy wicemistrza Europy. Widzę go w półfinale, ale nie wyżej. To zespół perspektywiczny, młody, grający fajną koszykówkę i w obronie, i w ataku. Zaccharie Risacher to jedynka draftu przed rokiem, Alex Sarr wybrany z dwójką. To jest przyszłość NBA. Kibice w Katowicach będą mieli gratkę, by zobaczyć takich zawodników. Jestem oczarowany grą Francuzów, ale w najważniejszych momentach zabraknie im tej jednej osoby, która weźmie ciężar gry na siebie. Nie widzę tam takiej indywidualności.
A kto jest pana faworytem do złota?
- Szykują się wspaniałe mistrzostwa Europy. Dlaczego? Bo zagrają w nich trzej najlepsi zawodnicy na świecie - Nikola Jokić, Giannis Antetokounmpo i Luka Doncić. Pamiętajmy, że mistrzem świata są Niemcy, a na igrzyskach olimpijskich w Paryżu trzy zespoły z Europy były w półfinale. Europejska koszykówką jest na kosmicznym poziomie. Bardzo się cieszę na ten EuroBasket. Jest Łotwa, która będzie czarnym koniem, jest Finlandia, którą uwielbiam oglądać przez ich kibiców i ze względu na to, co pokazuje Markkanen, są Włosi, którzy niesamowicie walczą, choć są niedoceniani, a przed trzema laty wyeliminowali Serbów. Każdy zespół ma coś do udowodnienia. Świetnie się ogląda Niemców, znakomicie spisywali się w sierpniowym turnieju u siebie, tam grają Franz Wagner, Dennis Schroeder, Tristan DaSilva z NBA. To moi faworyci do złota. Bukmacherzy obstawiają Serbów, ja nie lubię takich oczywistych pewniaków. W finale będą Grecy z Niemcami. Bardzo cenię Vassilisa Spanoulisa, który prowadzi Grecję. A mój typ na MVP to Franz Wagner. Bardzo się cieszę na te mistrzostwa!
Rozmawiał Piotr Płatek
Radosław Hyży. Fot. Facebook WrocloveSport
