Sport

Wielka chwila debiutantów

Skład jest eksperymentalny, trenuje ze sobą chyba od trzech tygodni, więc w kolejnych meczach nasza gra powinna wyglądać lepiej – ocenił Artur Szalpuk, przyjmujący naszej kadry.

Polacy w Silesia Cup występują w mocno eksperymentalnym zestawieniu. Fot. PAP / Jarek Praszkiewicz

REPREZENTACJA MĘŻCZYZN

Biało-czerwoni sezon reprezentacyjny rozpoczęli od porażki. W pierwszym swoim spotkaniu w turnieju Silesia Cup, który rozgrywany jest w Katowicach i Gliwicach, przegrali z Ukrainą 2:3, choć po dwóch setach prowadzili. – Wynik wskazuje, że czeka nas dużo analizy – krótko podsumował starcie Artur Szalpuk. 30-latek jest jednym z najstarszych graczy w obecnej kadrze. Na parkiecie pojawił się jednak dopiero w połowie czwartej odsłony, by ratować wynik. – W tym składzie jestem najbardziej doświadczony, najstarszy. To dziwne i jednocześnie ciekawe uczucie. Staram się pomóc młodszym kolegom, żeby doceniali początki w kadrze – powiedział przyjmujący. – Szkoda, że przegraliśmy, bo niewiele nam brakowało, by zamknąć spotkanie w trzech setach. Także w kolejnym byliśmy blisko. Niestety, nie udało się. Musimy poprawić naszą grę i w piątek (Polacy zmierzą się wtedy z Bułgarią – przyp. red.) zagrać lepiej – dodał.

W turnieju Silesia Cup nasza drużyna gra w mocno eksperymentalnym zestawieniu. Jest w niej aż siedmiu debiutantów: Michał Gierżot, Kewin Sasak, Jordan Zaleszczyk, Bartosz Gomułka, Serweryn Lipiński, Mateusz Czunkiewicz i Maksymilian Granieczny. Przeciwko Ukrainie szansę debiutu od pierwszej piłki dostali Gierżot, Gomułka, Czunkiewicz i Lipiński. Potem weszli jeszcze Sasak i Zaleszczyk. Wielkiej radości z debiutu nie krył Michał Gierżot. Udało mu się to dopiero za trzecim razem, bo w dwóch poprzednich latach trener reprezentacji Nikola Grbić też go zauważał, powoływał na zgrupowania, ale w biało-czerwonych barwach urodzony w 2001 roku siatkarz nie wystąpił, bo łapał kontuzje. – Wreszcie! Człowiek czekał trzy lata i nareszcie się doczekał. Pierwsze koty za płoty. Na początku była duża euforia, potem lekkie ochłonięcie i traktowanie meczu jak ligowego. Trochę się zapomina o biało-czerwonej koszulce, o ludziach dookoła. Mogło być lepiej, ale mogło być też gorzej – dzielił się wrażeniami po meczu.

Gierżot był wyróżniającą się postacią. Spotkanie zakończył z 12 punktami. Choć nie ustrzegł się błędów, utrzymał przyjęcie, co akurat jest jego słabszą stroną. Przyjmował serwisy Ukraińców z 59-procentową dokładnością. Przyznał, że treningi pod okiem Grbicia mocno dały mu w kość. – Nie rozczulając się nad sobą, to z pewnością jeden z najtrudniejszych okresów w moim życiu. Intensywność treningów, ich ilość, długość... Trener daje nam potrenować – przyznał Gierżot. – Ale takie mecze, jak ten z Ukrainą, też będą. Będziemy mieli 2:2, tie-breaki, będziemy zmęczeni… i na takie sytuacje musimy być gotowi. Są mecze, po których człowiek czuje, że ma w nogach tylko półtora seta, a są takie jak ten, że wszystko się kumuluje i zbiera. Ale to żadna wymówka. Ma być ciężko, bo gdyby tak nie było, każdy mógłby się znaleźć na naszym miejscu – dodał zawodnik, który po kilku latach gry w Nysie ma teraz występować w JSW Jastrzębskim Węglu.

Najstarszym debiutantem był Mateusz Czunkiewicz. Pierwszy mecz w kadrze zagrał dopiero w wieku 28 lat! Zagrał świetnie, wieloma swoimi bronami dał kolegom okazję do wykonania ataków. – To wielka sprawa. W końcówce aż zakręciła mi się łezka w oku przy śpiewaniu hymnu. Każdy sportowiec marzy o tym, żeby występować w reprezentacji swojego kraju. Dla mnie to wielka duma i honor. Teraz, jak o tym ci mówię, to mam ciarki. Marzyłem o tym, żeby to marzenie się spełniło i proszę. Jestem bardzo szczęśliwy, choć nie tak wyobrażałem sobie debiut. Liczyłem na zwycięstwo. Najważniejsze jest to, że dostałem szansę. Czy koszulka kadrowa sporo waży? Na pewno gra się inaczej, ale nie czułem jakiegoś dużego stresu, a myślałem, że może tak być – opowiadał Czunkiewicz.

 Siatkarz zdaje sobie sprawę, że na jego pozycji – libero – w kadrze i szerzej w kraju konkurencja jest ogromna. Przez lata numerem jeden był Paweł Zatorski, który w tym roku ze względu na zdrowie dostał wolne. Jego miejsce pewnie przypadnie Jakubowi Popiwczakowi. A są jeszcze „młode wilczki” – Jakub Hawryluk czy Maksymilian Granieczny. Czunkiewicz nie zamierza im jednak ułatwiać zadania i chce walczyć o miejsce w kadrze na imprezę docelową, czyli wrześniowe mistrzostwa świata.

Kolejny debiutant, Kewin Sasak, przyznał, że gospodarze nie utrzymali skupienia z dwóch pierwszych setów przez cały mecz. – Goście się nakręcili i trudno było ich zatrzymać. W trzecim secie nie wykorzystaliśmy momentu, by zamknąć spotkanie. Potem Ukraińcy dominowali. Nikt z nas nie pękł. Po prostu był zjazd skupienia, a przeciwnicy weszli na wyższy poziom – podsumował atakujący.

Silesia Cup teraz przenosi się do Gliwic. W piątek zagrają: Niemcy – Ukraina (16.00), Polska – Bułgaria (19.00), a w sobotę Bułgaria – Ukraina (16.00) i Polska – Niemcy (19.00).

(mic)