19-letni Arda Guler strzelił wczoraj przecudownego gola Gruzinom. Fot. PAP/EPA


Wiedzą jak uderzać

Debiutująca na mistrzostwach Europy Gruzja postawiła się bardziej doświadczonej Turcji, ale straciła wyjątkowo efektowne gole.


Przed meczem nad Dortmundem było oberwanie chmury. Przez prawie 1,5 godziny, kiedy akurat fani schodzili się na Westfalenstadion - choć nazwa na potrzeby Euro została zmieniona na BVB Stadium - lało niemiłosiernie. Nie miało to jednak znaczenia dla świetnej murawy wspaniałego obiektu. Dla Gruzinów mecz miał historyczne znaczenie, debiutowali przecież na dużej imprezie. W składzie zespołu prowadzonego przez Willy'ego Sagnola znalazł się zawodnik Cracovii Otar Kakabadze a także znani z wcześniejszych lat w ekstraklasie Lasza Dwali (Śląsk, Pogoń) oraz Georhij Citaiszwili (Wisła Kraków, Lech). Grający aktualnie w Poznaniu Nika Kwekweskiri siedział na ławce.

To mogło się podobać!

Turcy zaczęli z wielkim animuszem. Szansę miał obrońca Abdulkarim Bardakci, a piłka po atomowym uderzeniu Kaana Ayhana – kamery oceniły szybkość futbolówki na 122 km/h – trafiła w słupek. W końcu po akcji ofensywnie usposobionego lewego obrońcy Ferdiego Kadioglu kapitalnego gola strzałem zza pola karnego pod poprzeczkę zdobył Mert Muldur. To będzie jedna z najładniejszych bramek tego Euro, choć to nie było jeszcze w tym meczu ostatnie słowo! Po kilkudziesięciu sekundach po akcji lewą stroną Ardy Gulera na 2:0 podwyższył Kenan Yildiz, jednakże, jak wykazał VAR, Turek był na spalonym i argentyński arbiter Facundo Tello trafienia nie uznał. Wydawało się, że dopingowani przez dziesiątki tysięcy kibiców Turcy szybko zdobędą kolejne bramki, ale tak się nie stało. Mało tego, to debiutant z Gruzji odgryzł się kilka razy i po niewiele ponad dwóch kwadransach wyrównał! Świetną akcję Giorgiego Koczoraszwilego wykończył George Mikautadze. Grający na co dzień we francuskim Metz napastnik chwilę później ponownie mógł zaskoczyć Marta Gunoka, ale minimalnie chybił. Pierwsza połowa naprawdę mogła się podobać.

Pozazdrościł koledze

Druga połowa zaczęła się od zdecydowanych ataków tureckiej jedenastki. Zepchnięci Gruzini bronili się skutecznie do 65 minuty. Wtedy na kapitalną indywidualną akcję zdecydował się 19-letni Arda Guler. Piłkarz Realu Madryt wdarł się w defensywę rywala brawurową akcją i cudownie trafił z dystansu na 2:1, najwyraźniej nie chcąc być gorszym od Muldura. „Guler! Guler!” – skandowały tłumy tureckich fanów. Gruzini? Starali się odgryzać kontrami, a po jednej z nich najlepszy w ich zespole Koczoraszwili trafił w poprzeczkę. Im dłużej trwało spotkanie, tym bardziej ambitny beniaminek starał się napierać, ale w decydujących momentach brakowało mu dokładności. Swoją szansę miał jeszcze w doliczonym czasie, kiedy piłka trafiła w słupek. Na sekundy przed końcem w pole karne rywali powędrował występujący w Valencii bramkarz Gruzji Giorgi Mamardaszwili, ale nie strzelił gola – zrobili to za to Turcy. Wyprowadzili decydującą kontrę i trafieniem do pustej bramki rezultat ustalił Kerem Aktuerkoglu. W Dortmundzie było co oglądać!

Michał Zichlarz, Dortmund

100 EURO

proponowali kibice pod stadionem w Dortmundzie za wejściówkę na mecz Turcja - Gruzja. Chętnych do sprzedaży nie było.