Prawie 25 tysięczna Sudtribune na Westfalenstadion w Dortmundzie wypełniona jest na każdym meczu Euro po brzegi. Fot. Michał Zichlarz

WIDZIANE Z NIEMIEC

Michał Zichlarz

Kibice tworzą dobrą oprawę

Choć podczas tegorocznych mistrzostw Europy zdarzały się burdy z udziałem fanów z poszczególnych krajów, to jednak ogólnie wszystko jest nieporównywalnie spokojniejsze w stosunku do tego, co było choćby na wcześniejszym Euro w Niemczech w 1988 roku. Wtedy to na kontynencie rządzili angielscy hooligans, zwani przez wielu „animals”. Do gorszących scen doszło wtedy na dworcu w Duesseldorfie. 300 chuliganów z Wysp natknęło się wtedy na wracających z meczu z Gelsenkirchen kibiców reprezentacji zachodnich Niemiec. Doszło do walki wręcz. Poszły w ruch krzesła, butelki. W bójkach używano nawet metalowych wózków do przewożenia bagaży. Trzeba było sprowadzać dodatkowe siły porządkowe, żeby nad wszystkim zapanować.

„Trzeba było ich widzieć na dworcu kolejowym w Duesseldorfie. Rozkrzyczani, huczni, rozpychający się łokciami, bezmyślni… W tłumie czują się silnie i bezkarnie. Popisują się szczeniackimi zagraniami zaczepiając przechodniów” – relacjonował latem 1988 wysłannik „Sportu” na Euro w RFN Andrzej Konieczny, świetny dziennikarz, a wcześniej redaktor naczelny.

Teraz? Do utarczek, ale na niewielką skalę doszło w Gelsenkirchen pomiędzy Anglikami a Serbami na początku turnieju. Potem była rozróba w tym mieście przy okazji starcia Włochów z Hiszpanami. Z kolei na stadionie w Dortmundzie doszło do utarczki Turków z Gruzinami.

Poważniejszych incydentów z udziałem setek tysięcy fanów, którzy zjechali do Niemiec, jednak na szczęście nie ma. Siły porządkowe są tutaj postawione w stan najwyższej gotowości, a dodatkowo wspomagane są przez oddziały policyjne z krajów, które uczestniczą w ME. Przy okazji meczu Polska – Austria w berlińskim metrze widziałem polskich policjantów i policjantki, którzy wspomagali swoich niemieckich kolegów.

Kibicowsko na trybunach atmosfera jest na najwyższym poziomie. Gorącą otoczkę potrafią stworzyć przede wszystkim południowe nacje, jak Turcy czy Albańczycy. Zresztą po części za naszą zachodnią granicą czują się jak u siebie w domu. Kolejne pokolenia Turków mieszkają tutaj przecież od dekad, podobnie jak wielu Albańczyków. Kiedy ci grali w Duesseldorfie z Hiszpanami, to na wiele godzin przed meczem opanowali miasto i ulice, jeżdżąc, trąbiąc i robiąc niesamowity rwetes. Nie wiem, co by się działo, gdyby doszło do ich meczu z Turkami…

Ze świetnej strony pokazała się, jak zawsze, szkocka „The Tartan Army”. Ich hymn odśpiewany na stadionie robi wrażenie! Zresztą doświadczymy tego już za kilka miesięcy. Ze Szkotami gramy przecież w rozgrywkach Ligi Narodów. Mecz u nas z nimi 18 listopada. Na ciepłe słowa zasłużyli też oczywiście kibice biało-czerwonych. Jak podczas mundialu w 2006, zjechały ich do Niemiec tysiące nie tylko z Polski, ale z Niemiec i z całej Europy. Szkoda, że nie odpłacili im za to piłkarze - choćby jak w przypadku Słowaków czy Słoweńców – awansem do drugiej rundy ME.