Antoni Klimek zdobył trzecią bramkę w bieżących rozgrywkach. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus


Widzew „w gazie”

Łodzianie pewnie rozprawili się z Koroną, mając spotkanie pod kontrolą przez pełne 90 minut.


Widzew wygrał trzeci mecz z kolei na własnym boisku! To niby nic wielkiego, ale pamiętamy, że drużyna z Łodzi nie tak dawno zapisała się w historii ligi rekordową serią sześciu (!) kolejnych porażek u siebie. Tej wiosny to jednak zupełnie inny zespół niż drużyna, która czołgała się bezsilnie po boisku rok i dwa lata temu o tej porze.

Korona niemal do końca łudziła się, że może uzyskać przynajmniej remis, bo o takim wyniku, jaki padł w meczu tych drużyn na zakończenie sezonu 2022/23 (3:0 dla kielczan), od początku nie miała prawa marzyć. Widzew uciekał, goście się nie poddawali i mając przewagę, doprowadzili do gola kontaktowego, ale ataku gospodarzy na ostatniej prostej nie zdołali już odeprzeć. Bohaterem meczu stał się Antoni Klimek, który ma już stałe miejsce w zespole nie dlatego, że klub boi się kary za brak młodzieżowca (ma 21 lat); po prostu coraz lepiej gra w piłkę. Oklaski zbierał od początku meczu. Początkowo za odważne dryblingi i groźne dośrodkowania, a w finałowej scenie za piękną bramkę zza narożnika pola karnego. Długo się wydawało, że MVP poniedziałkowego meczu będzie Fran Alvarez, który asystował przy pierwszym golu Widzewa, a drugiego strzelił sam z rzutu wolnego z ostrego kąta. Efektowne bramki Alvareza już jednak spowszedniały - lepiej lansować młodego piłkarza, który z Odry Opole awansował do ekstraklasy, nie tylko formalnie, ale i umiejętnościami.

Korona w I połowie też mocno kąsała, a blisko gola była w 32 min, gdy Bartosz Kwiecień trafił w poprzeczkę. Chwilę później wóz VAR przyglądał się starciu Ciganiksa z Dalmau w polu karnym, ale faulu nie potwierdził. Bramka kontaktowa Jewgienija Szykawki padła po zagraniu Jakuba Konstantyna (uwaga: młodzi idą!). Rafał Gikiewicz w II odsłonie musiał się trochę spocić, ale Korona w końcówce nie miała już sił. Zabrakło na boisku Nono, kontuzjowanego poważnie na piątkowym treningu, a zdziwienie wzbudziło nagłe zaangażowanie Petteriego Forssella, który po czterech latach znów znalazł się w Kielcach.

Wojciech Filipiak