Sebastian Kaczor (z lewej) nie zawsze znajdował sposób na Gergo Fazekasa. Fot. Marcin Bulanda/PressFocus


Widowisko w Zabrzu

Górnicy” mieli wielką szansę, by odprawić „nafciarzy”, ale musieli uznać ich wyższość.


ORLEN SUPERLIGA MĘŻCZYZN

Gdy mecz kończy się minimalnym zwycięstwem, ten, kto opuszcza parkiet z uśmiechem, mówi stosuje określenie „na luzie, jedną”. Wczoraj płocczanie nie mogli tak powiedzieć, bo żeby wygrać w Zabrzu musieli się mocno natrudzić. - Faktycznie, nie było to łatwe spotkanie, tym bardziej się cieszymy ze zwycięstwa. Górnik pod kierunkiem trenera Strząbały zrobił olbrzymi postęp, chłopaki są zgrani, widać, że doskonale się rozumieją i życzyłbym im, aby na przyszły sezon zostali w tym samym składzie. Ten mecz kosztował nas sporo wysiłku, miał kilka faz, potrzebowaliśmy czasu, żeby złapać odpowiedni rytm. Jesteśmy dalecy od euforii, ale możemy odetchnąć - powiedział niemal jednym tchem skrzydłowy Wisły, [Michał Daszek]. Jeśli tak doświadczony zawodnik wypowiada takie słowa, to rzeczywiście musi coś być na rzeczy.

Pełne trybuny wysłużonej hali Pogoń, ogłuszający doping przez pełne 60 minut, Lukas Podolski i Daniel Bielica, jako goście honorowi wykonujący pierwsze podanie, a na parkiecie walka na całego. Dla jednych drugich nie było straconych piłek, zawodnicy co rusz byli odsyłani na 2-minutowe kary i nie odpuszczali nawet na centymetr. Od początku było widać, że gra idzie o wysoką stawkę, a tą jest prawo walki o złoty medal. Płock nigdy nie leżał Górnikowi, ale w tym sezonie toczył z nim zacięte boje. Wczoraj, licząc z Pucharem Polski, zanotował 4. porażkę, lecz wcale nie musiał. Owszem, w obronie widoczny był brak kontuzjowanego Adama Wąsowskiego, co goście bezlitośnie wykorzystywali. Na różne sposoby rozmontowywali środek defensywy, gdzie Sebastian Kaczor musiał walczyć za dwóch. Szybko złapał dwa wykluczenia, ale ani myślał grać ostrożniej, ale dopiero w drugiej połowie podchodził bliżej ruchliwego Gergo Fazekasa i łapał go w pół. Słoweniec był motorem napędowym Wisły, na nim opierała się gra wicemistrzów Polski. Po drugiej stronie z kolei trudny do zatrzymania był Taras Minocki; obaj rzucili po 10 bramek. - Nie cieszą mnie te gole, bo naprawdę wolałbym je zamienić na zwycięstwo. Byliśmy blisko, a jednak czegoś nam zabrakło. Szkoda początku drugiej połowy, kiedy rywale trafili 3 razy z rzędu, ale jeszcze bardziej ostatniej akcji, bo mogliśmy ją lepiej rozegrać. Czeka nas jeszcze drugi mecz. Siądziemy i pomyślimy, co zrobić, by go wygrać - mówił rozczarowany ukraiński rozgrywający i miał rację. Zabrzanie mogli lepiej rozegrać ostatnią akcję i wykorzystać grę w liczebnej przewadze. Zamiast grać do jednego z dwóch obrotowych, Lukas Morkowski zdecydował się na rzut, który minął słupek.

- Wszystko było poukładane. Lukas wziął to na siebie, ale nie trafił. Gdybyśmy wcześniej zdobyli jedną, dwie bramki, to ta akcja nie miałaby aż takiego znaczenia. Ale jak się taką szansę ma, trzeba ją wykorzystać. Czujemy niedosyt, ale z podniesionymi głowami pojedziemy do Płocka. Wierzymy w odwrócenie losów tej rywalizacji. Dalej jesteśmy w grze. Zawsze można coś poprawić, czeka nas wnikliwa analiza i kilka fajnych treningów. Jeśli solidnie popracujemy, będziemy jeszcze bliżej Wisły - podsumował II trener Górnika, [Arkadiusz Miszka]. Drugi mecz w najbliższą niedzielę o 15.00.


PÓŁFINAŁ

Górnik Zabrze - Orlen Wisła Płock 30:31 (17:16) stan rywalizacji 0-1

GÓRNIK: Wyszomirski, Ligarzewski - Szyszko 3/1, Tokuda, Morkowski 7, Ilczenko 4, Przytuła, Artemenko 5, Kaczor 1, Minocki 10, Bogacz, Krępa, Krawczyk, Ivanović. Kary: 14 min. Trener Tomasz STRZĄBAŁA.

[WISŁA:] Jastrzębski, Alilović - Daszek 2, Piroch 1, Zarabec 5, Serdio 2, Fazekas 10, Sroczyk, Terzić, Susnja, Mindegia 2, P. Krajewski 2, Lucin 3/1, Dawydzik 1, Mihić 3, Żytnikow. [Kary:] 18 min. [Trener] Xavi SABATE.

(mha)