Widmo spadku zagląda im w oczy
Miały być baraże o 1. ligę, a tymczasem Zagłębie Sosnowiec jest coraz bliżej „czerwonej strefy”.
W najbliższych dniach Patryk Mularczyk i jego koledzy mają na głowie uratowanie drugoligowego bytu... Fot. Facebook/Zagłębie Sosnowiec
Już przeciwko ekipie z Puław Zagłębie grało o utrzymanie. Jeszcze nie pod tak wielką presją, bo wygrana z zespołem ze strefy zagrożonej barażami dawała spokój, ale lampka ostrzegawcza powinna zapalić się wcześniej. Kto wie, czy nie po rundzie jesiennej, w której więcej było upadków niż wzlotów. Najpewniej uznano, że głupio zwolnić trenera, gdy zespół był w pierwszej szóstce, a przecież od początku sezonu mówiono, że cel minimum to właśnie baraże o 1. ligę. W końcówce rundy zespół punktował, ale jego gra i styl nikogo nie powalały na kolana. Wiosną miało być tylko lepiej, a jest coraz gorzej. Marek Saganowski kolejny raz nie sprawdził się jako trener przygotowujący drużynę zimą. Pod jego wodzą wiosną wygrała 3 mecze, 2 zremisowała i aż 5 przegrała.
Po zwolnieniu Saganowskiego, a potem Grzegorza Kurdziela, dyrektora sportowego, zaczęło się żonglowanie nazwiskami ich następców. Kolejne niepowodzenia sprawiły, że roszady zeszły na dalszy plan, bo za kilkanaście dni nowy plan może napisać życie, ale już dla trzecioligowego Zagłębia. Tak, ten scenariusz jest w przypadku sosnowiczan możliwy, patrząc na ostatnie poczynania panów piłkarzy. Trudno w tej sytuacji marzyć o punktach w konfrontacjach pewnymi baraży o awans Wieczystą i Chojniczanką, a także wyobrazić sobie, że świętująca promocję Polonia pozwoli się ograć u siebie na chwilę przed fetą.
Sosnowiczanom pozostaje więc wierzyć, że rywale też pogubią punkty i być może zlituje się nad nimi Damian Nowak, dziś trener Chojniczanki, a w przeszłości członek sztabu szkoleniowego Zagłębie. Ten ostatni wątek trzeba oczywiście brać z przymrużeniem oka.
Krzysztof Polaczkiewicz