Jordi Sanchez z bardzo dobrej strony pokazał się w derbach. Obrońcy ŁKS nie nadążali. Fot. Artur Kraszewski/Pressfocus.pl


WYDARZENIE KOLEJKI 


Wiceprezes na ratunek?

Widzew zrobił, co do niego należało. To najlepsze podsumowanie przebiegu meczu i wyniku niedzielnych łódzkich derbów.

 

Dwubramkowe zwycięstwo jest może nawet za niskie w stosunku do przebiegu gry, ale „zero” po stronie gospodarzy to adekwatna ocena ich poziomu gry. Pisaliśmy, że spadkowa trumna ŁKS zamyka się coraz bardziej. Po kolejnej porażce można liczyć tylko na cudowne zmartwychwstanie…


Rasowy napastnik

Widzew miał na boisku kilku równorzędnych głównych aktorów, ale najbardziej oklaskiwano nie Gikiewicza, Pawłowskiego czy Nunesa, a Jordiego Sancheza. Kibice raz go kochają, raz nienawidzą, a sam zawodnik podchodzi do tych radykalnych ocen z dystansem. Powiedział o sobie. - Jestem najgorszym zawodnikiem drużyny, ale za to najlepiej śpiewam.

Tym razem był przez kibiców uwielbiany, bo wie jak strzelać w meczach z ŁKS – to przecież także on zdobył gola w sierpniowym spotkaniu, wygranym przez Widzew 1:0. - Nie miał więcej sytuacji do strzelenia gola, ale przy tej jednej był tak skoncentrowany, że nabiegł na piłkę idealnie, z wielką determinacją, energią. Wyskoczył bardzo wysoko i zachował się jak rasowy napastnik – mówił po meczu dziennikarzom kapitan drużyny Bartłomiej Pawłowski, a on przecież widział sytuację z bliska.

Trzeba się zgodzić z opinią, że ŁKS nie pasuje do ekstraklasy, tak jak cztery lata temu. Wtedy drużynie zabrakło 21 punktów do bezpiecznego miejsca – nie można wykluczyć, że może się to teraz powtórzyć. Po 10 prowadzonych przez siebie meczach Piotr Stokowiec ma okrągłą liczbę zwycięstw na koncie. To nie złośliwy żart, ale gorzkie stwierdzenie, bo ta okrągła liczba to 0. Nawet nie próbuje już łudzić nadzieją, że są jeszcze jakieś szanse. - Patrzymy tylko na najbliższy mecz – mówił w niedzielny wieczór bezradnie, nie próbując nawet tłumaczyć się z beznadziejnej gry zespołu. Czy w ŁKS może nastąpić zmiana trenera? Stokowca mógłby zastąpić tylko Kazimierz Moskal, któremu klub musi i tak płacić do końca sezonu. Utrzymywanie trzech szkoleniowców byłoby w tej sytuacji niegospodarnością, a poza tym instytucja trenera-strażaka, specjalisty nie od trenowania, a od dzwonienia, wyszła z mody.


Graf na pomoc

ŁKS ma natomiast zamiar zatrudnić wiceprezesa do spraw sportowych. Właściciel klubu Tomasz Salski oglądał derby w towarzystwie Roberta Grafa, do niedawna pełniącego podobną funkcję w Rakowie, a wcześniej w Warcie (a więc jeszcze jeden prezes do wynajęcia). To on teraz ma zajmować się doborem zawodników do drużyny… Większość tych, których wybrali dyrektor sportowy Janusz Dziedzic i Piotr Stokowiec, zastępujący ostatnio Dziedzica na tym polu, do poziomu polskiej ekstraklasy nie pasuje.

Zerwano z tradycją niewpuszczania kibiców przeciwnej drużyny na derby. Mecz oglądało około 900 kibiców Widzewa i nic takiego się nie stało, bo do rac już się przyzwyczailiśmy. Gospodarzy sporo to kosztowało. ŁKS zdecydował się w tym celu ograniczyć liczbę widzów do 15 tysięcy, bo sektor buforowy był wyjątkowo duży. Przykre, że wśród kibiców Widzewa znalazł się jakiś ruski troll, który przyszedł na mecz z rosyjską flagą i sztandarem „zaprzyjaźnionego” wojskowego klubu CSKA. 

W porównaniu z zerem Stokowca, to bilans trenera Daniel Myśliwca w Widzewie jest imponujący – 8 zwycięstw, 2 remisy i 6 porażek od 5 września. Drużyna odbiła się od strefy spadkowej i może znów patrzeć w gorę tabeli. W najbliższą niedzielę do Łodzi przyjeżdża Górnik Zabrze…


Wojciech Filipiak