Bartosz Jaroszek (z lewej) otworzył konto bramkowe GieKSy w Tychach. Fot. Łukasz Sobala/PressFocus


Wejście Araka

W Tychach dżoker katowiczan zanotował trzecie z rzędu trafienie pieczętujące zwycięstwo GieKSy.


To był mecz z gatunku dreszczowców. Piątkowe starcie rywali zza miedzy, w dodatku zespołów deklarujących na finiszu sezonu walkę o awans do ekstraklasy, przyciągnął na trybuny Stadionu Miejskiego w Tychach rekordową w tym sezonie frekwencję. Nie zabrakło też goli, ale dla miejscowych wynik jest ciosem, bo w ostatnich sekundach stracili bramkę, a GKS Katowice zainkasował trzecie zwycięstwo z rzędu. Decydujące uderzenie było dziełem Jakuba Araka, który trzeci raz z rzędu wchodząc na boisko w ostatnich minutach perfekcyjnie zagrał rolę dżokera.

Ale po kolei, bo zanim 29-latek, mający 96 występów w ekstraklasie, przesądził losy spotkania, na murawie działo się sporo ciekawego. Na początku więcej sytuacji stwarzali goście i w 18 min Bartosz Jaroszek wykorzystał błąd Wiktora Żytka i po rozegraniu akcji z Marcinem Wasielewskim uderzeniem z 10 metra zapewnił przyjezdnym prowadzenie. Miejscowi odpowiedzieli w ostatnim kwadransie I połowy, bo Dominik Połap „bombą” zza pola karnego, a następnie po podaniu Daniela Rumina Patryk Mikita z 12 metra znaleźli sposób na Dawida Kudłę.

Po przerwie tyszanie „zostali w szatni” i oddali pole rywalowi, a ten atakując coraz śmielej zdołał odwrócić rezultat. Wyrównał Oskar Repka, główkując po wrzutce Antoniego Kozubala z rzutu wolnego, a w 3 minucie doliczonego czasu gry Arak wyprowadził zabójczą kontrę. Rozpoczął ją ze swojego pola karnego i po przebiegnięciu całego boiska dopadł do piłki, którą odegrał mu Adrian Błąd. Sam strzał z pierwszej piłki z 11 metra nie był co prawda formalnością, ale bardziej niż samo uderzenie trzeba podkreślić 80-metrowy sprint katowickiego strzelca. - Gdy wchodziłem na przedmeczową zbiórkę do klubu, nasi kibice gromadzili się pod stadionem i powiedzieli mi, żebym strzelił w doliczonym czasie zwycięską bramkę - stwierdził Jakub Arak. - Odpowiedziałem, że nieważne kto strzeli, obyśmy tylko wygrali, bo dla mnie zawsze najważniejsza jest drużyna i cieszę się z trzech punktów. Jako kibic Realu Madryt cieszę się, że niektórzy porównują naszą skuteczną grę w końcówkach do gry „Królewskich”, ale my - dziękując za te miłe słowa - nie zachłystujemy się takimi komplementami. Wiemy, że tak naprawdę teraz musimy się zregenerować, bo czeka nas arcytrudny bój z Wisłą i zamierzamy zagrać tak samo na wysokim poziomie jak w ostatnich meczach.

O tym, że katowiczanie zagrali lepiej niż tyszanie świadczą liczby. Oddali bowiem 7 celnych strzałów przy 3 uderzeniach rywali w światło bramki, a przede wszystkim mieli 63 procent posiadania piłki. Szkoleniowiec tyszan Dariusz Banasik, który z powodu absencji za żółte kartki oraz kontuzje podstawowych zawodników musiał przemeblować defensywę, tłumaczył jednak porażkę dużą różnicą w średniej wieku, czytaj doświadczenia na korzyść GKS-u Katowice oraz podkreślił winę sędziego, który w 41. minucie gry po starciu Daniela Rumina z Aleksandrem Komorem nie odgwizdał rzutu karnego dla gospodarzy. - Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była bardzo fajna – powiedział na pomeczowej konferencji prasowej szkoleniowiec GKS-u Tychy. – GKS Katowice poza stałymi fragmentami gry, z których słynie, nie zagroził naszej bramce. A w drugiej połowie, niestety, doświadczenie zespołu z Katowic wzięło górę. Wyrównał po stałym fragmencie, a największe zastrzeżenie mam do naszej postawy w 90 minucie. Bo nasz młody zespół, w porównaniu średniej wieku z GKS-em Katowice to jest przepaść, tak po piłkarsku mówiąc „podpalił się”. Chciał strzelić bramkę, żeby wygrać i poszedł va banque. Niestety, zostaliśmy skontrowani. Przede wszystkim, choć brzydko to zabrzmi, ale biorę to na siebie i powiem, że sędziowie są bezczelni w swoich odzywkach, w swoim zachowaniu. Nie można im zwrócić na nic uwagi. Chodzi o sytuację z karnym, który chyba wszyscy na stadionie widzieli, że był. Sprawdzaliśmy to potem, a usłyszałem, że Komor wybił piłkę, a nie Rumin, ale to niemożliwe. To był ewidentny rzut karny. Sędzia oczywiście się z tego wytłumaczy, bo jak będą chcieli to taki kadr, albo takie zdjęcie pokażą, że nie będzie tego widać, natomiast patrząc z gry, był to ewidentny rzut karny.

Jerzy Dusik