Trener Jacek Magiera osiągnął ze Śląskiem Wrocław wynik ponad stan. Fot. Paweł Jaskółka/PressFocus


Wejść tylnymi drzwiami c.d.

Rozmowa z trenerem Januszem Białkiem, byłym selekcjonerem reprezentacji Polski U-19 i U-20


Przepraszam, że wchodzę panu w słowo, ale Śląsk gra wyłącznie w obronie niskiej, zawodnicy są blisko siebie. Wrocławianie nie stosują wysokiego pressingu, dlatego obrońcy nie muszą ścigać się z szybkimi napastnikami przeciwnika. Stronią od ataku pozycyjnego, de facto oddają piłkę przeciwnikowi i czyhają na jego błędy. To jest w tej chwili DNA Śląska Wrocław. Dopóki to będzie przynosiło efekty, czyli punkty, nie zmienią sposobu gry.

- Trener Magiera podjął słuszną decyzję i skupił się tylko na kilku elementach gry, stosunkowo łatwych do nauczenia. Widziałem mecz Śląska w Mielcu i tam drużyna z Wrocławia była trochę nieporadna. Wyszło na to, że prostota jest skuteczną bronią. Jednym zawodnikiem nie sposób wygrać meczu, a na pewno nie da się wygrać wyścigu po mistrzostwo Polski. To, co zrobił jesienią Jacek Magiera ze Śląskiem to przysłowiowe mistrzostwo świata. Jego przemyślenia i pomysł na grę przyniosły fantastyczne rezultaty. Po prostu potrafił do maksimum wykorzystać umiejętności i predyspozycje poszczególnych zawodników. Jestem bardzo ciekawy, czy w rundzie rewanżowej Śląsk będzie równie skuteczny jak jesienią. A może zmieni sposób grania?

 

Największy zawód w rundzie jesiennej sprawił panu...

- Są dwa takie zespoły, wielce zasłużone dla polskiego futbolu. Mam na myśli ŁKS Łódź i Ruch Chorzów. Po ich występach w rundzie jesiennej mogę powiedzieć tylko jedno - „nie pasują” do ekstraklasy, bo po prostu zaniżają poziom. Ruch podczas tułaczki w niższych ligach prezentował się bardzo dobrze, ale ekstraklasa to zupełnie inna półka. Transfery przeprowadzone latem - najłagodniej mówiąc - były przeciętne, trudno zatem było oczekiwać, że chorzowianie nawiążą równorzędną walkę z czołowymi zespołami ekstraklasy. Jak widać na załączonym obrazku, nie wszyscy potrafią wskoczyć na najwyższy poziom i brylować w nowym towarzystwie. ŁKS Łódź ma bardzo dobrą bazę, pod tym względem nie brakuje mu przysłowiowego ptasiego mleczka. Ale pod względem stricte sportowym jest klasycznym bumerangiem - zbyt dobry na pierwszą ligę, ale zbyt słaby na ekstraklasę.

 

Dla tych dwóch zespołów, czyli ŁKS-u i Ruchu, nie ma już ratunku?

- Tego nie powiedziałem. Ale żeby był to realny plan, oba kluby powinny zatrudnić jako dyrektora sportowego człowieka pokroju Edka Sochy. Nie łudźmy się, to w głównej mierze jemu Odra Wodzisław zawdzięcza, że przez tyle lat grała na poziomie ekstraklasy. Edek był znany w środowisku, a przede wszystkim kompetentny i zaradny. W Wodzisławiu Śląskim nigdy nie zagraliby tacy piłkarze jak Marek Saganowski, Łukasz Sosin, Jacek Berensztajn, Maciej Małkowski i wielu, wielu innych. W Chorzowie na przykład takiego człowieka nie widzę.

 

Skoro „skaleczył” pan dwóch beniaminków, to proszę o ocenę trzeciego z nowicjuszy, czyli Puszczy Niepołomice.

- To zupełnie inna bajka. Na przykładzie zespołu Tomka Tułacza można powiedzieć, że człowiek jest w stanie góry przenosić. Przykład? Po pierwszej połowie Puszcza przegrywała 0:3 z Jagiellonią Białystok i nie miała nic do powiedzenia. W drugiej połowie beniaminek przeszedł zadziwiającą metamorfozę i nie tylko odrobił straty, ale był o włos od rozstrzygnięcia meczu na swoją korzyść. Zabrakło kilku centymetrów, by piłka zamiast na poprzeczce zatrzymała się w siatce.

 

Generalna ocena ekstraklasy w rundzie jesiennej?

- Ekstraklasa - na razie - jest spolaryzowana. Dwa zespoły - Śląsk Wrocław i Jagiellonia Białystok - odstają od innych, oczywiście na plus. Dwa inne, czyli wspomniane już ŁKS Łódź i Ruch Chorzów, odstają na minus. Pozostałe drużyny drepczą za wodzirejami, licząc na awans do europejskich pucharów. Niestety, nie potrafię oprzeć się wrażeniu, że lwia część uczestników rozgrywek ekstraklasy to typowi minimaliści. Zadowolą się utrzymaniem w elicie i rozjadą się na urlopy w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Ale chyba nie o to chodzi, prawda? W rundzie jesiennej nie brakowało ciekawych, emocjonujących meczów okraszonych gradem bramek (osiem padło w meczu Ruchu z Rakowem - przyp. BN), co cieszyło kibiców, ale już niekoniecznie trenerów, zwłaszcza drużyn, które schodziły z boiska pokonane. Było również mnóstwo spotkań nudnych, mało emocjonujących. I niekoniecznie były to pojedynki zakończone bezbramkowym remisem.

 

Objawienie minionej rundy w ekstraklasie? Chodzi mi o piłkarza lub piłkarzy, nie drużyny.

- Nie będę oryginalny i postawię na kapitana Śląska Wrocław, Erika Exposito. Doskonała dyspozycja Hiszpana, głównie strzelecka, miała bezpośrednie przełożenie na wyniki uzyskiwane przez jego drużynę. Dla aktualnego lidera ekstraklasy w rundzie jesiennej był po prostu bezcenny. Jako drużyna lepiej wyglądały chociażby Jagiellonia Białystok, Raków Częstochowa czy Legia Warszawa, ale to indywidualność Exposito miała decydujący wpływ na znakomity bilans wrocławian.

 

Jest teraz moda na młodych trenerów. Znakomicie radzi sobie Adrian Siemieniec w Jagiellonii, przyzwoicie Dawid Szulczek w Warcie i Dawid Szwarga w Rakowie. Ma pan poczucie, że doświadczeni trenerzy odsuwani są na boczny tor, tylko ze względu na „podeszły” wiek?

- Taka tendencja obowiązuje w naszej piłce od lat i nie zmienimy tego. Teraz króluje inny język wśród trenerów, inne zachowania, inne nazewnictwo. Oczywiście nie powinna to być sztuka dla sztuki. Nazwiska młodych trenerów, które pan podał, są dowodem na to, że młodzi szkoleniowcy radzą sobie coraz lepiej i osiągają coraz lepsze wyniki.

 

Nie mam nic przeciwko młodym szkoleniowcom, ale moim zdaniem to, że trener ma piątkę lub szóstkę z przodu w rubryce „wiek” wcale nie oznacza, że jest słaby, wypalony i nadaje się tylko do tarcia chrzanu. Wywołany już wcześniej do tablicy trener Orest Lenczyk swego czasu powiedział wielce znamienne słowa: „Obserwując mecze ligi angielskiej, hiszpańskiej, portugalskiej, niemieckiej, wcale nie uważam, że trener jak się starzeje, to jest coraz głupszy”. Co pan na to?

- To jest kolejny przykład wielkiej mądrości trenera Lenczyka, jego doświadczenia i wiedzy. Myślę, że młodzi trenerzy powinni czerpać z tej skarbnicy i załatwić sobie audiencję u tego znakomitego szkoleniowca. On podczas takiego „prywatnego posłuchania” z pewnością udzieliłby swoim następcom cennych rad i wskazówek. Niekoniecznie jak grać, ale na przykład jak się zachować w określonych sytuacjach, co zrobić w momentach kryzysowych, jak zarządzać szatnią i temu podobne. Nie mam żadnych wątpliwości, że taka audiencja pomogłaby młodym trenerom w rozwoju. I ich mentorem wcale nie musi być Orest Lenczyk, są również inni doświadczeni szkoleniowcy, którzy mogą udzielić mądrych rad. Czasu nie cofniemy, ale jaki to problem korzystać z wiedzy „starych” trenerów? Znane porzekadło „co dwie głowy, to nie jedna” nie wzięło się znikąd. Wystarczy tylko, by młody trener był pozytywnie nastawiony do takiej rozmowy, a nie odrzucał wszystko z założenia, w myśl zasady „a czego taki dziadek może mnie nauczyć?”.

 

To tylko zabawa, ale proszę wytypować najlepszą trójkę na mecie bieżącego sezonu. Jest pan w tej komfortowej sytuacji, że nie musi uzasadniać dokonanego wyboru.

- Dlaczego nie? To fajna zabawa. Stawiam zatem, że mistrzem Polski będzie Legia Warszawa, wicemistrzowski tytuł rezerwuję dla Rakowa Częstochowa, zaś na najniższym stopniu podium stanie Śląsk Wrocław.

 

W rundzie jesiennej Ruch Chorzów zawiódł na całej linii. Fot. Artur Kraszewski/PressFocus



Rozmawiał Bogdan Nather