David Junca od początku meczu z Lechią był „elektryczny”. Fot. Krzysztof Porębski/PressFocus


Wcześniej do „bazy”

Dlaczego trener Albert Rude nie zdjął z boiska Davida Junki, który pierwszy osłabił Wisłę w meczu z Lechią?

 

WISŁA KRAKÓW

Porażkę krakowian z zespołem, który jako pierwszy zagwarantował sobie występy w ekstraklasie w sezonie 2024/25, trzeba było zakładać. Stojąca jednak pod ścianą Wisła, która na dwie kolejki przed końcem sezonu wypadła z szóstki i nie może być pewna walki w barażach, mogła z tego spotkania wycisnąć więcej. Dwukrotnie obejmowała prowadzenie, ale błyskawicznie je traciła. Nie musiała też od 56 min grać w 10. Wystarczyło wcześniej zdjąć z boiska słabego i igrającego z ogniem Davida Junkę. Trener miał prawo liczyć, że Hiszpan będzie dośrodkowywał tak dobrze, jak w Pruszkowie, ale przeciwko liderowi tego jednak zabrakło. Junca wyraźnie był albo przemotywowany, albo zdenerwowany. Miało to wpływ na decyzje, które podejmował, starając się zatrzymać przeciwnika.


Słowa kontra liczby

Pierwszą żółtą kartkę obejrzał po ataku na piłkę i nogi rywala na... środku boiska, przy linii bocznej. Reakcja lewego obrońcy była zdecydowanie przesadzona. Doświadczony (niemal 31-letni) i przede wszystkim odpowiedzialny zawodnik powinien takich zachowań unikać. Nie tylko dlatego, że w takich okolicznościach zarobił czwarte „żółtko”, które oznacza pauzę w kolejnym meczu. Gra z kartką, zwłaszcza przeciwko tak mocnej na skrzydłach drużynie jak Lechia, rodzi obawy. Junca nie unikał ryzyka i po przerwie, po bezsensownym faulu osłabił zespół. Na wyrzucenie go z boiska pracował pieczołowicie – tylko dzięki przychylności sędziego nie zaliczył „zjazdu do bazy” na początku drugiej połowy.

Temu wszystkiemu przyglądał się trener Albert Rude. W tym przypadku zarządzanie meczem było fatalne, bo na ławce miał zawodnika, który mógł zastąpić Hiszpana. –  David grał bardzo dobrze, intensywnie w obronie. Szybko dostał żółtą kartkę, ale jest doświadczonym zawodnikiem i radził sobie z tym dobrze. Oczywiście, gdy zawodnik dostaje żółtą kartkę i musisz go zmienić, to często jest to trudna decyzja, ale w tej sytuacji wszystko było pod kontrolą. Takie rzeczy mogą zdarzyć się w meczu, przytrafiło się to Davidowi – stwierdził trener. Zdaniem Hiszpana, jego rodak grał... bardzo dobrze. Nijak nie wynika to ze szczegółowych statystyk zawodnika, które na „X” udostępnił jeden z kibiców Wisły. Mając już na koncie kartkę, Hiszpan miał 4 celne podania na 10 prób, komplet nieudanych długich zagrań i dośrodkowań (na 6 prób), 2 nieudane dryblingi, 1 wygrany pojedynek na 6 i aż 10 strat. To wszystko w 37 minut.


Mecze prawdy

Wisła tego sezonu jeszcze nie przegrała, ale sytuacja jest podbramkowa. By spokojnie awansować do baraży, najlepiej byłoby wygrać dwa ostatnie mecze z GKS-em Katowice i Bruk-Bet Termalicą Nieciecza. W tym roku w lidze podopiecznym Rude taka minimalna seria jeszcze się nie zdarzyła. Szanse, że zaliczy komplet zwycięstw w 4 meczach z rzędu (w tym w 2 barażowych) na dziś nie wydają się duże. Kiedy kibice uważają, że drużyna w końcu powinna się spiąć, Dawid Szot mówi o... wrzuceniu na luz. – By wychodząc na boisko, mieć spokój w głowie. Nie myśleć wyłącznie o tym, że coś musimy. W poprzednim sezonie, gdy był trener Sobolewski, przed meczem z Puszczą wszyscy powtarzali: „musimy, musimy, musimy”. Wydaje mi się, że  trochę psychicznie nie wytrzymaliśmy. Każdy tak bardzo się „podniecił” na tamto spotkanie, a musimy mieć spokój mentalny, żeby w ostatnich meczach zagrać swoją piłkę. Jeśli zagramy na swoim poziomie, to jesteśmy w stanie wygrać z GKS-em i Termalicą.

Michał Knura