Sport

Wciąż chcemy więcej

Rozmowa z Adamem Konopką, wiceprezesem PKOl., wiceprezesem i honorowym prezesem szermierczego związku

Renata Knapik-Miazga jest najbardziej doświadczona i liderką zespołu szpadzistek. Fot. Rafał Oleksiewicz/PressFocus


Czuje pan satysfakcję, że tak liczna ekipa szermierzy wystąpi w Paryżu?

- Nie tylko ja, ale całe środowisko ma powody do radości, bo przecież solidnie zapracowało na taki stan posiadania. Słowa uznania należą się przede wszystkim trenerom klubowym oraz kadry, którzy doprowadzili swoich zawodników do nominacji olimpijskich. A w szermierce, jak wszyscy wiemy, nie jest łatwo zdobyć kwalifikację, bo oprócz światowego rankingu obowiązuje parytet kontynentalny. Igrzyska we Francji, gdzie szermierka cieszy się szczególnym zainteresowaniem i stoi na wysokim poziomie, to dla nas wyjątkowa historia. W Europie wraz z Węgrami jesteśmy na trzecim miejscu, bo wprowadziliśmy trzy zespoły do rywalizacji o olimpijskie medale. Przed nami dwie potęgi - Włochy oraz Francja - które są reprezentowane przez sześć zespołów, choć nie jestem pewny, czy Francuzi zakwalifikowali się we wszystkich broniach, czy też któraś z drużyn otrzymała miejsce z racji statusu gospodarzy igrzysk. Podkreślam raz jeszcze - dla nas tak liczna obecność to spory wyczyn, bo konkurencja w Europie jest najsilniejsza i na pewno kilka krajów przewyższa umiejętnościami przedstawicieli innych kontynentów. Ale teraz chciałoby się więcej, czyli medalu. I nie jest to nierealne.

Czy spodziewał się nominacji zespołu florecistów? To chyba miła niespodzianka?

- To prawda, ale nim opowiem o florecistach muszę cofnąć się do czerwca poprzedniego roku. Po Igrzyskach Europejskich w Krakowie i słabych w nich występach byłem przerażony. Z działaczami pionu sportowego zaczęliśmy się zastanawiać, jak te kwalifikacje olimpijskie mogą przebiegać. Nawet w pewnym momencie pomyślałem, że tylko florecistka Julka Walczyk-Klimaszyk, zajmująca piąte miejsce w światowym rankingu, może być przedstawicielką naszej dyscypliny w olimpijskim turnieju. Jednak po lipcowych mistrzostwach świata w Mediolanie uspokoiłem się, bo szpadzistki zdobyły mistrzostwo świata i 128 pkt (dwa razy więcej niż w Pucharze Świata - przyp. red.) i wróciły na wysokie miejsce w rankingu. Florecistki walczyły dobrze w turniejach pucharowych, a ponadto wykorzystały dyskwalifikację Francji, bo jedna z zawodniczek została przyłapana na dopingu. A teraz o florecistach. Do samego końca walczyli o olimpijską nominację. Na zawody Pucharu Świata do Kairu pojechali w silnej obstawie działaczy związkowych. Był sekretarz Jacek Słupski, dyrektor sportowy Łukasz Mendes oraz Andrzej Witkowski, sędzia floretu, który będzie rozstrzygał walki również w Paryżu. Tak liczna ekipa miała za zadanie pilnować, by florecistów nikt nie skrzywdził np. złym sędziowaniem. Ostatecznie zdobyli nominację, choć znaleźli się w niezwykle trudnej sytuacji: z ósmego miejsca rankingowego trafiają na liderów - włoską ekipę. Wprawdzie Włosi są nieco słabsi od swoich koleżanek w tej broni, ale to również elita.

Rozważając szanse medalowe, stawia pan na którąś z drużyn czy na dokonania indywidualne?

- Jestem ostrożny w stawianiu jakichkolwiek prognoz. W Tokio trzy lata temu wszyscy byliśmy niemal pewni medalu szpadzistek, a skończyło na piątym miejscu. W pierwszym meczu nasze panie trafiły na Estonki i przegrały. A później te nasze rywalki sięgnęły po mistrzostwo olimpijskie. W Paryżu Estonek nie ma (śmiech), ale wolę dmuchać na zimne.

- Na medal olimpijski w szermierce czekamy od 16 lat, kiedy to szpadziści sięgnęli po srebro, przegrywając finał z Francuzami. Pańskim zdaniem, która ekipa może wrócić z medalem?

- O niczym innym nie marzymy, bo byłoby to ukoronowanie kilkuletniej pracy. Są realne podstawy, bo turnieje olimpijskie są dość specyficzne i nie można ich porównywać z turniejami Pucharu Świata. Tutaj jeden zwycięski mecz drużyny sprawia, że awansuje się do strefy medalowej, a w niej wszystko się może zdarzyć. Zespół florecistek trafia na Japonię, więc jestem dobrej myśli. Jeśli awansują do półfinału, przyjdzie nam walczyć z - nie boję się użyć tego słowa - fenomenalnymi Włoszkami. Tak czy siak florecistki miałyby jeszcze dwa spotkania o medale. Mistrzostwa kontynentów odbywają się w różnych terminach co nie jest sprawiedliwe, bo można co nieco manipulować. Mistrzostwa Europy były w drugiej dekadzie czerwca, zaś Ameryki na początku lipca i szpadzistki USA „wykombinowały”, że najlepiej byłoby trafić na Polki. Mamy silną drużynę i wierzę, że nasze panie sobie poradzą, ale w Tokio też tak miało być... O florecistach już wspominałem. Mamy ciekawą drużynę, składającą się z dwóch doświadczonych oraz dwóch młodych zawodników.

- Z pańskiej wypowiedzi wynika, że droga do podium wiedzie przez turnieje drużynowe. A z jakimi szansami będą walczyć nasi reprezentanci indywidualnie?

- Broń Boże, nikomu nie odmawiam szansy na wysokie miejsce! Na planszach w Paryżu spotyka się elita, a jest jedna walka mniej niż w turniejach Puchar Świata. Wspomniana florecistka, Julka Walczyk-Klimaszyk, to światowa czołówka w tej broni. W maju była druga w Grand Prix Pucharu Świata w Szanghaju. Jest liderką tej drużyny i mocno na nią liczę, bo znajduje się w wysokiej formie. Szpada z kolei to taka nieprzewidywalna broń, więc... wszystkie nasze zawodniczki są kandydatkami do podium. Mówię to całkiem serio. Renia Knapik-Miazga jest najbardziej rutynowana wśród naszych zawodniczek, z kolei Martyna Swatowska-Wenglarczyk - silny punkt zespołu - kilka razy pokazała się z najlepszej strony w turniejach indywidualnych. One mają odpowiedni bagaż doświadczeń. Ale i Ala Klasikówna przebojem zdobyła nominację. Na pewno wystąpi bez obciążeń i z ułańską fantazją. Za cztery lata w Los Angeles może być liderką, a w Paryżu będzie zbierała doświadczenia. Michał Siess, lider florecistów, miał już okazję zajmować miejsca w ósemce Pucharu Świata oraz w mistrzostwach świata w Budapeszcie. Podsumowując: indywidualne turnieje olimpijskie zawsze przynoszą niespodzianki. Przy tej okazji powiem tylko, że nasi olimpijczycy mogą się czuć komfortowo, bo PKOl zadbał o akredytacje również dla ich trenerów klubowych. Tym sposobem, taką przynajmniej mam nadzieję, będzie spoczywać na zawodnikach mniejsza presja. Chciałbym, by nasi szermierze dołożyli swoją cegiełkę do dorobku medalowego biało-czerwonych.

- Wiele wskazuje na to, że w szermierce idzie ku lepszemu. A czy w przyszłości doczekamy się sukcesów olimpijskich w szabli, broni o pięknych tradycjach?

- Teraz szabliści są nieobecni; nie udało nam się w turniejach kwalifikacyjnych. Niemniej zarówno wśród pań, jak i panów, mamy grono zdolnych zawodników, którzy powinny powoli odbudowywać pozycję Polski w tej broni. Podkreślę przy okazji, że potrzeba nam cierpliwości nie tylko w szabli, ale również w szpadzie panów. Już wspominałem, że to specyficzna broń, konkurencja jest niezwykle silna, a wiele do powiedzenia mają zawodnicy dojrzali, o bogatym doświadczeniu. Nie wychodźmy jednak teraz aż tak daleko w przyszłość. Paryż przed nami i nadzieje związane z występami w nim. Chciałoby się zaznaczyć obecność w gronie medalistów! To tak bardzo ważnej dla naszej dyscypliny.

Rozmawiał

Włodzimierz Sowiński

Liczba

22

MEDALE

zdobyli polscy szermierze w IO, w tym cztery złote oraz po dziewięć srebrnych i brązowych.