Sport

Warta wylała w Krakowie

Nieskuteczna „Biała gwiazda” została skarcona przez spadkowicza z ekstraklasy.

Jakub Bartkowski (nr 2) skutecznie powstrzymuje Angela Rodado. Fot. Krzysztof Porebski/Pressfocus.pl

Wisła wykorzystała dwa tygodnie przerwy na mecze reprezentacji na odpoczynek po europejskiej batalii. Natomiast Warta z nowym trenerem solidnie przepracowała ten czas, sprawdzając pierwsze efekty pracy Piotra Klepczarka w sparingu z Lechem Poznań.

Słupki i poprzeczki

Patrząc na grę można stwierdzić, że lepsze efekty przyniósł pomysł Kazimierza Moskala, bo choć pierwszy strzał oddali goście, uderzeniem Kacpra Michalskiego z dystansu w 3 minucie sprawdzając czujność Antona Cziczkana, to później krakowianie zdominowali grę.

Dość powiedzieć, że w pierwszym kwadransie gry w ulewnym deszczu zawodnicy „Białej gwiazdy” zasypali Jędrzeja Grobelnego strzałami i zamknęli przeciwników na ich połowie. Najbliżej zdobycia gola był James Igbekeme, który huknął zza pola karnego, ale piłka zmierzająca w okienko, muśnięta przez bramkarza przyjezdnych, trafiła w słupek! Mniej spektakularnie strzelił w 14 minucie Frederico Duarte, który także płaskim uderzeniem ostemplował drugi słupek. Na tych strzałach w aluminium się jednak nie skończyło, bo w 37 minucie na strzał z 18 metra zdecydował się Olivier Sukiennicki i tym razem poprzeczka wyręczyła golkipera Warty.  

Wyliczyliśmy uderzenia z dystansu, ale trzeba też dodać, że także w polu karnym gości było bardzo gorąco, ale w podbramkowym tłoku Angel Rodado i Piotrowi Starzyńskiemu zabrakło precyzji. Szczególnie 20-letni wychowanek Sprintu Katowice w 25 minucie był centymetry od szczęścia, bo po zagraniu hiszpańskiego lidera Wisły był już oko w oko z Grobelnym, ale nie trafił dobrze w piłkę.

Wprawdzie Warta próbowała wyprowadzać kontry, ale do 45 minuty nic groźnego z tego nie wynikało. W doliczonym czasie pierwszej połowy przypomniało o sobie stare piłkarskie powiedzenie, że niewykorzystane okazje się mszczą. Bartosz Szeliga zagrał piłkę w polu karnym, a futbolówka odbiła się od piersi Alana Urygi i trafiła w rękę Marca Carbo co wychwycił VAR i Jacek Małyszek po obejrzeniu sytuacji na ekranie wskazał na „wapno”. Skutecznym strzelcem rzutu karnego okazał się Michalski i piłkarze Wisły - choć oddali 15 strzałów i mieli 73 procentowe posiadanie piłki - schodzili na przerwę przegrywając 0:1.

Ponad 20 strzałów!

W drugiej połowie krakowianie od razu ruszyli do odrabiania strat, ale zamiast szybkiego wyrównania mieliśmy okazję zespołu z Poznania. Po wrzutce Michalskiego piłka dotarła do Shuna Shibaty, ale wolej Japończyka nie miał odpowiedniej mocy, żeby Cziczkan musiał skapitulować. Bez szans białoruski bramkarz był w 66 minucie, gdy do toczącej się po nasiąkniętej murawie piłki podbiegł Michalski, ale zamiast podwyższyć wynik, to skierował futbolówkę wzdłuż bramki!

Niecelnie strzelali jednak także nacierający wiślacy i choć nabijali licznik mocno przekraczając granicę 20 uderzeń na bramkę rywala, to rezultat się nie zmienił i sensacja stała się faktem.

Jerzy Dusik